Wybralam się na "Uniesie nas wiatr" do małego studyjnego kina w Krakowie. Film urzekł mnie zdjęciami i ... nic poza tym. Zero fabuły. Nigdy nie wychodzę z kina w połowie seansu, jednak siedząca obok mnie grupka studentów filmoznawstwa nie miała żadnych wątpliwości - co kilka minut wymykali się chyłkiem z sali. Czasem tak jest, że reżyser zbyt skupia się na wizualnej stronie filmu, symbolice i "poetyckości", a nie przekazuje w swym obrazie żadnej ciekawej historii. Wychodząc z założenia, że jak film jest niezrozumiały to na pewno jest "ambitny". Tak jest moim zdaniem w tym przypadku. Bardzo cenię Abbasa Kiarostami (jego "Smak Wiśni" jest rewelacyjny", ale tym razem się zawiodłam.
Finalna scena jest kluczem. Dla mnie to jest film o oczekiwaniu na... i o budowaniu relacji z ludźmi w trakcie tego oczekiwania. Trzeba pamiętać o różniach kulturowych, różnicach w mentalności. W irańskiej telewizji potrafią pokazywać 20 minut krowę pasącą się na pastwisku i jest ok. :-)