Pana Siemiona widziałem kiedyś "w akcji" na żywo. Na występie dla Polonii w Kanadzie, recytował na scenie "Koncert Jankiela", chociaż recytował to za mało powiedziane. Raczej malował słowami. A jak to w Polonii, sala jak w remizie, a na dole prezes domu otworzył bar, bo okazja na taki utarg nie zdarzała się za często. W którymś momencie na tyłach sali jakiś ciołek wlazł w puste butelki... wstyd jak stąd do Kanady. A pan Wojciech jakby tego nie słyszał, nie zająknął się nawet. W przerwie poprosiłem go o autograf. Podpisał się z pomysłowym "W" zmieniającym się w "M" (pierwsza litera mojego imienia). A jego uścisk ręki pamiętam do dzisiaj - twarda, spracowana dłoń wiejskiego człowieka. Miłe wspomnienia :)