Właściwie film bez większych wad. Jednak nie wszystko mi się podobało. Ale o tym później. "Wschód - Zachód" uświadamia nam, że wolność niekiedy słono kosztuje. Zwłaszcza jeżeli rzecz dzieje się w Związku Radzieckim okresu stalinowskiego. Tutaj chcąc być wolnym nie można uciec przed cierpieniem i śmiercią. Przekonują się o tym bohaterowie filmu. Ale zawsze jest jeszcze wiara, nadzieja i miłość. A gdy dochodzi do tego poświęcenie, nie ma rzeczy niemożliwych.
Co mi się nie podobało? Zbyt mało przemocy. Nie zostało pokazane co przez miesiąc NKWD robiło z Marie. Rozumiem, że reżyser chciał nam pokazać tylko twarz aktorki, a resztę pozostawić wyobraźni widza, jednak były to bardzo brutalne czasy i większa przemoc byłaby w tym obrazie jak najbardziej na miejscu. Bo po obejrzeniu filmu nie odczułem jakiegoś ogromnego wstrząsu. Historia zawarta w filmie jest wzruszająca, ale zabrakło czegoś, co pozostałoby w mojej pamięci na dłużej.
Kolejna sprawa, to wiarygodność uczucia łączącego Marie i Saszę. Między aktorami nie było chemii. Trudno było mi uwierzyć, że coś ich łączy. Mimo tych wad, film jest naprawdę bardzo dobry. Do miana arcydzieła jednak sporo brakuje. 8/10, bo historia jest interesująca, narracja płynna, a reżyseria stoi na wysokim poziomie. "Wschód-Zachód" ogląda się z zainteresowaniem.