PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=624}

Zagubiona autostrada

Lost Highway
7,5 76 379
ocen
7,5 10 1 76379
7,6 37
ocen krytyków
Zagubiona autostrada
powrót do forum filmu Zagubiona autostrada

Ogólnie staram się tego nie robić, ale patrząc na to jak często pojawiają się zdania, że "Lost Highway" nie da się złożyć w logiczną całość oraz fakt, że znalazłem w sieci świetną interpretację tego filmu, z którą zgadzam się w 99% (w nawiasie zaznaczę miejsce z którym bym polemizował), chciałbym ją tutaj wkleić, aby ułatwić co niektórym poskładanie tego trudnego - jakby nie patrzeć - interpretacyjnie filmu.

Prawa autorskie należą się osobie o ksywce Jon Krazov, tak więc wszelkie pochwały:) należą się wyłącznie jemu. Sam tekst można też znaleźć pod adresem: http://krazov.com/zagubiona-autostrada-odnaleziona.html, na stronie prowadzonej przez wyżej wspomnianego Krazov'a.

Oddajmy zatem "głos" autorowi interpretacji "Zagubionej Autostrady":


Zagubiona autostrada odnaleziona

Wstęp

Wygląda na to, że nie potrafię już napisać tekstu od tak, tylko muszę wcześniej wprowadzić w temat. Cechą wstępu jest jednak to, że można go całkiem pominąć i przejść do kolejnej części tekstu (dzięki wam, o bogowie edytorstwa, za istnienie nagłówków wielu poziomów).

Na ogół fakt, że komuś tam coś przyobiecałem nie ma wpływu na powstanie tekstu. Najczęściej obiecuję, kiedy właśnie piszę i wiem, że się pojawi. O „Zagubionej autostradzie” nie pisałem i temat umarł. Ale ożył w cudowny sposób i oto jest.

Z reguły na początku pisania o filmie dla porządku ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości ostrzegam, żeby ludzie, którzy nie widzieli filmu lepiej nie czytali mojego tekstu, jeżeli chcą obejrzeć, ponieważ mogą tu przeczytać pewne szczegóły fabularne, które powinny być odkryte dopiero w trakcie seansu, a co za tym idzie — popsuliby sobie sami frajdę. Jak wiem, niektórzy mają to gdzieś, czytają o „Odysei kosmicznej 2001″ bez zamiaru oglądania filmu itd. Okej, zostali ostrzeżeni. W przypadku „Zagubionej autostrady” ostrzeżenie powinno być moim zdaniem rozszerzone, ponieważ film ten dorobił się opinii takiego, który nie ma jednej interpretacji. Przyznam się, że też tak sądziłem przez wiele lat, ale pewnego nudnego dnia w nie pamiętam której pracy szukałem czegoś o postaci Tajemniczego Mężczyzny, który gra w scenie uważanej za jedną ze straszniejszych w filmach Lyncha (bazuję na ankiecie przeprowadzonej na Gronie, czyli Wam zostawiam ocenę wiarygodności), pomimo iż zasadniczo nic się w niej nie dzieje. Ale może właśnie o to chodzi. Szukałem o Tajemniczym Mężczyźnie, a znalazłem istną petardę — stronę z wywiadami z wszystkimi ludźmi biorącymi udział w tworzeniu filmu (Lynch, współscenarzysta, Angelo Badalamenti i oczywiście aktorzy). Tam, czytając kolejne wypowiedzi, dowiedziałem się, jaki pomysł na film miał Lynch, skąd go wziął i tak dalej, i tak dalej. Tak doszedłem do konkluzji, że film pomimo zakręcenia i pewnej dowolności w interpretowaniu fabuły ma raczej jedno wyjaśnienie. I zatem, PT Czytelnicy, jeżeli uważacie, że film ma wiele znaczeń i żadnego prawdziwego, i że elementy podane nam przez Davida Lyncha się momentami wykluczają, to zakończcie czytać w tym miejscu, ponieważ kiedy skończycie, będzie już tylko jedno wyjaśnienie. Tak, potężną moc mają czasem moja słowa.

I przejdę od razu do konkretów. Prosto z mostu.

Główny bohater

Głównym bohaterem filmu jest Fred Madison. Koniec kropka. Co więcej, ciężko powiedzieć, kto tak naprawdę poza nim naprawdę istnieje. Pamiętam, że kiedy grano „Zagubioną autostradę” na TVP2, to Grażyna Torbicka przytoczyła scenę, w której Fred i Rene wzywają do siebie do domu policjantów i jeden z nich zwraca uwagę na brak zdjęć. Fred mówi wtedy, że lubi pamiętać rzeczy po swojemu, niekoniecznie tak, jak się działy. Nasza Grażyna powiedziała, że wyczuwa, iż to zdanie było istotne, a Lynch potwierdził to. Powiedział, że to coś w rodzaju zdania-klucza. To już jedna rzecz o Fredzie, jaką wiemy na pewno — lubi po swojemu.

Wiem ponadto, że Fred jest z zawodu saksofonistą oraz że ma żonę, o którą jest chorobliwie zazdrosny. Podejrzewa ją o zdradę, sprawdza (dzwoni do domu, lecz jej nie zastaje), atmosfera robi się coraz gęstsza. Sprawę pogarsza fakt, że Fred — najprawdopodobniej na tle psychicznym — cierpi na impotencję, co umniejsza go w jego własnych oczach. W końcu brutalnie zabija żonę (polecam zrobić stop-klatkę na króciutkiej migawce z ostatniego filmu podrzuconego do ich domu — zobaczycie, jakiej masakry dokonał przy tym). Fred zostaje aresztowany i osadzony w celi śmierci. Siedząc w zamknięciu snuje różne wizje.

To cała akcja filmu.

Część I: historia pewnego małżeństwa

Film został podzielony na trzy części, choć brak jakichkolwiek formalnych podziałów na takowe. Niemniej można je wyodrębnić i tego będę się trzymał.

Część I pokazuje próbę poskładania do kupy przez Freda tego, co się stało, ma jednak tendencję do umniejszania swojej winy do tego stopnia, że wymyśla sobie osobnika, który przejmie jego złą część. Tym kimś jest Tajemniczy Człowiek. Nazywany czasami personifikacją zła, ucharakteryzowany trochę na wampira, a trochę na aktora teatru kabuki Robert Blake, jest w istocie uosobieniem zazdrości Freda. Zazdrości, z którą sobie wyraźnie nie radzi. Co ciekawe, Tajemniczy Człowiek wciąż próbuje przekazać Fredowi, co tak naprawdę się stało. We wspomnianej wcześniej rozmowie na przyjęciu oznajmia Fredowi, że się znają i że był u niego. Po czym dodaje, że właściwie teraz też jest u niego. Mówi także, że nie ma w zwyczaju pojawiać się tam, gdzie go nie chcą — wypisz-wymaluj, wampir. A jednak nie. Wampir też jest wyobrażeniem czegoś innego tak naprawdę. Tajemniczy Człowiek reprezentuje uczucie zazdrości, które nie ma władzy nad człowiekiem, dopóki ten go do siebie nie dopuści.

Scena na przyjęciu pokazuje nam jednak więcej: okazuje się bowiem, że tylko Fred zauważa Tajemniczego Człowieka. Z materiałów dotyczących pracy nad filmem wiadomo, że Lynch powiedział do wszystkich aktorów biorących udział w przyjęciu: „Traktujcie go jak kamerdynera”. Istotnie, biała twarz nie wzbudza niczyjego zainteresowania, a Andy wypytywany przez Freda o to, kim jest ten osobnik tam pod ścianą, nie bardzo wie o kogo chodzi. Wspomina, że to może przyjaciel Dicka Laurenta, który odgrywa dość istotną rolę w tej historii, ale do niego wrócimy później.

W części pierwszej Tajemniczy Człowiek pojawia się jeszcze w jednej scenie: kiedy Fred budzi się w nocy i patrzy na swoją żonę, ale zamiast jej twarzy widzi bladą twarz swojej zazdrości.

I zatem docieramy do taśm, które ktoś podrzuca do domu. Otóż nikt nie podrzuca taśm. Jak wiemy z III części, operatorem kamery jest Tajemniczy Człowiek, a ten nie istnieje. Pamiętamy jednak, że Fred nie lubi zdjęć i woli pamiętać po swojemu. Taśmy pełnią tutaj inną rolę — są w pokręconych wizjach naszego saksofonisty symbolem niezafałszowanych wspomnień. „Podrzucający je” Tajemniczy Człowiek jest tak naprawdę podświadomością Freda, która próbuje przebić się na wierzch. Co możemy zobaczyć na taśmach? Właściwie nic: nagranie sprzed domu, następnie nagranie z domu oraz wreszcie z ich sypialni, po którym wzywają policję. Na tym etapie Fred za wszelką cenę próbuje usunąć wspomnienie tego, że zabił żonę. Nieskutecznie, ponieważ taśmy od Tajemniczego Człowieka informują go o tym, co chce wyprzeć ze świadomości. I oto Fred wraca do domu, lecz nie zastaje swojej żony. Zamiast tego natrafia na ostatnią — ba, wręcz finalną — taśmę. Odtwarza film i widzi to samo, co wcześniej: przed domem, w domu i nagle niczym pisk z „Odysei kosmicznej 2001″ pokazana jest na ułamek sekundy masakra w sypialni — Rene przecięta na pół oraz Fred cały we krwi, patrzący w obiektyw.

Krzyk Freda przenosi nas na komisariat, gdzie dostaje plombę od przesłuchującego go policjanta, lecz wydaje się nie wiedzieć, co się stało. Mówi tylko: — Powiedzcie, że jej nie zabiłem. — Być może działał w zamroczeniu i nie wiedział, co się dzieje, ale może dopiero siedząc w celi zepchnął to w głąb swojej pamięci uzupełniając braki różnymi wyobrażeniami. To jest pierwsza rzecz, która podlega interpretacji.

Uważam, że sceny pokazujące Freda w więzieniu są jedynymi prawdziwymi. Cała reszta jest skażona jego próbami stworzenia sobie innego wytłumaczenia dla tego, co się stało. I kiedy wszystko wydaje się widzowi jasne i proste, Lynch wraz z Giffordem wprowadzają wydawać by się mogło nowego bohatera.

Część II: historia pewnego mechanika

Oto pewnego ranka strażnik zamiast Freda odnajduje w celi młodego mechanika samochodowego. Głupia sprawa, nikt nie wie, skąd się tam wziął, ani gdzie podział się Fred (chociaż o tym nikt nie mówi akurat, jakby tej kwestii nie było). Pete zostaje wypuszczony, odbierają go rodzice i wraca do swojego miasteczka. Wydawać by się mogło.

(Na marginesie wspomnę, że małe miasteczko, jakie widzimy w filmie, to nic innego jak Los Angeles. Lynch tak zręcznie dobierał lokacje, że udało mu się stworzyć wrażenie jakiejś dziury zabitej deskami.)

Już spieszę z wyjaśnieniami: żaden Pete nie istnieje. To dalej jest Fred. Jak to się dzieje, że został wypuszczony? Otóż nie został. On nadal siedzi w celi i fantazjuje. Po klęsce związanej z wyparciem wspomnienia morderstwa popełnionego na własnej żonie postanowił pójść innym tropem i wymyślił sobie całkiem nowego siebie. Jeżeli tak na to spojrzeć, to Pete jest zaprzeczeniem Freda: jest młody, jest bardzo sprawny seksualnie i nie znosi muzyki, co dobitnie pokazuje scena w warsztacie samochodowym, kiedy Pete wyłącza radio grające kawałek, którym jako Fred katował saksofon podczas koncertu w klubie (kompozycja zatytułowana „Red Bats with the Teeth” Angelo Badalamentiego). Totalne zaprzeczenie. A jednak Pete ma doskonałe ucho, co przyznaje pan Eddy, kiedy zabiera Pete’a za miasto, by ten posłuchał pracy silnika.

Pan Eddy zostaje zdemaskowany przez śledzących Pete’a policjantów jako… Dick Laurent. Ten sam, który podobno nie żyje.

Pete radzi sobie całkiem niezgorzej, spełniając się jako kochanek i ogólnie człowiek bez problemów, ale pewnego dnia na scenie pojawia się ktoś jeszcze — jasnowłosa Alice, która wygląda jak siostra bliźniaczka Rene. Tutaj dochodzimy do drugiej rzeczy, która podlega interpretacji. Otóż albo Fred tak bardzo kochał swoją żonę — mimo wszystko — że nie mógł bez niej żyć i w efekcie umieścił w swoim filmie, albo był tak popieprzony, że próbował podejść swoją żonę jeszcze raz, jako młody Pete. Może na swój sposób ją sprawdzał. Skłaniam się ku drugiej wersji (Dop. Sickmind: z tą jedną rzeczą się właśnie nie zgadzam z autorem interpretacji. Fred wiedział, że jego żona to puszczalska, prowokująca mężczyzn lafirynda, ale miał na jej punkcie obsesje i bardzo ją kochał, dlatego też w umyśle wytworzył sobie obraz jej alter-ego, jasnowłosego "anioła", kobiety będącej przeciwieństwem żony - wiernej, ułożonej, kochającej, czyli takiej jaką pragnął żeby była w rzeczywistości).

Żeby było jasne powiem od razu, że Rene i Alice jest tą samą osobą. Patricia Arquette zdradziła, że spytała Lyncha o to, czy to są dwie różne postaci, ale ten odparł, że nie. To ta sama postać, tylko pokazana na dwa różne sposoby. Ale nawet bez tej wypowiedzi znajdziemy potwierdzenie w filmie. (Poza tym Lynch jest znany z tego, że każe robić aktorom dziwne rzeczy, żeby uzyskać zamierzony efekt. Jarmusch podczas kręcenia „Broken Flowers” również nakłamał aktorkom o tym, jaką pełnią rolę w fabule.)

Tak czy siak Alice nie tylko się pojawia, ale i zostaje. Zaczyna spotykać się z Petem, pomimo iż obydwoje wiedzą, że pan Eddy, który jest formalnie facetem Alice, nie podaruje im tego. Alice opowiada swoją historię, o tym, jak poznała pana Eddy’ego oraz Andy’ego — warto zwrócić uwagę na dialog w samochodzie między Petem i Alice, który zaczyna się identycznie jak ten, który przeprowadzili w I części Fred i Rene, lecz ten drugi ujawnia więcej szczegółów na temat przeszłości, m.in. o pracy w branży porno.

Tymczasem sprawa zaczyna się sypać, pan Eddy zaczyna coś podejrzewać, odwiedza Pete’a, daje umoralniającą gadkę, podczas której opowiada jak głęboko wciśnie kochankowi Alice pistolet w tyłek zanim pociągnie za spust, po czym się zmywa. Sam Pete próbuje sobie przypomnieć, co się działo wieczór przed tym, jak obudził się w więziennej celi, widzi swoją rodzinę i dziewczynę, którzy go wołają. W rozmowach pojawia się wzmianka o jakimś mężczyźnie. Jakby tego było mało, związek Pete’a z Shelly zaczyna się sypać. Początkowa szczęśliwa wizja, jaką Fred sobie utkał, zaczyna się pruć.

Wtedy do Pete’a dzwoni pan Eddy i przekazuje słuchawkę swojemu przyjacielowi, którym okazuje się być… Tajemniczy Człowiek. Ten opowiada mu, co robi się ze skazańcami na Dalekim Wschodzie. O tym, że siedzą w celi i nigdy nie są w stanie stwierdzić, kiedy nadejdzie po nich kat. Jak już wiemy, Tajemniczy Człowiek pojawia się wtedy, kiedy prawda próbuje przebić się na wierzch. Niestety, opowieść o skazańcu w celi (czyli Fredzie) nie trafia na podatny grunt.

Alice proponuje Pete’owi ucieczkę. Mówi, że okradną jej znajomego, Andy’ego, a potem pojadą do innego znajomego, który pomoże im w podrobieniu dokumentów. Alice usypia czujność Andy’ego i wtedy do Hotelu „Zagubiona Autostrada” wkrada się Pete. Po krótkiej bójce Andy ląduje z narożnikiem szklanego stołu w głowie (a matki zawsze ostrzegały przed takimi wypadkami!). Ponieważ Pete’owi leje się krew z nosa udaje się do łazienki, ale zamiast tego trafia do pokoju numer 25, gdzie doznaje jakieś fantasmagorycznej wizji przedstawiającej Alice/Rene uprawiającą seks. Zamyka drzwi i wraca na dół.

W hotelu jeszcze dostajemy kolejny ważny ślad od twórców filmu: jest nim zdjęcie przedstawiające: Andy’ego, Rene, Alice oraz pana Eddy’ego. Pete patrząc na zdjęcie mówi, że są takie same.

Para ucieka na pustynię, gdzie jest drewniana chata. Znajomego jeszcze nie ma. Pete i Alice odbywają w świetle samochodu stosunek, podczas którego Pete wciąż powtarza „Chcę cię, chcę cię”. W pewnym momencie Alice mówi: — Nigdy nie będziesz mnie miał. — Następnie nago udaje się do chaty i wchodzi do środka.

Tak kończy się część druga. Próba stworzenia sobie w wyobraźni innego świata również legła w gruzach. Chorobliwa chęć totalnego posiąścia swojej żony i zazdrość wzięły znowu górę.

Część III: domek z kart

Mężczyzna wstaje i okazuje się, że widzimy nie Pete’a, lecz Freda. Trochę zaskoczony, ale ubiera się i udaje do chaty. W środku stoi powleczona folią kanapa, a na środku stoi Tajemniczy Człowiek z kamerą. Ponieważ taśmy i telefony od podświadomości nic nie dawały postanowił obejść się brutalniej z Fredem. Kamera służy tu pokazaniu, od kogo były taśmy-wiadomości. Fred pyta: — Gdzie jest Alice? — Tajemniczy Człowiek odpowiada ostrym tonem: — Ona nazywa się Rene, jeżeli powiedziała inaczej, to kłamała. A ty, jak się, k...rwa, nazywasz? — Fred zaczyna uciekać, a Tajemniczy Człowiek podąża za nim z kamerą.

Fred wraca do hotelu i udaje się do pokoju numer 25, gdzie jeszcze przed chwilą Rene uprawiała seks z panem Eddym. Fred sprzedaje Eddy’emu plombę i pakuje do bagażnika, a następnie wywozi gdzieś na pustynię. Przez okno z hotelowego pokoju przygląda się wszystkiemu Tajemniczy Człowiek, który pojawia się również na miejscu. Pan Eddy pyta, o co tu chodzi. Tajemniczy Człowiek podaje mu kamerę, na której pan Eddy ogląda scenkę z jakiejś imprezy, gdzie pan Eddy i Rene są razem (prawda! to jest prawda, czego nie możemy powiedzieć o scenie seksu w hotelu pokojowym). Fred i pan Eddy zaczynają się szamotać, aż Tajemniczy Człowiek wkłada Fredowi w dłoń nóż, którym ten podrzyna gardło panu Eddy’emu.

Jesteśmy już blisko końca. Oto policjanci, którzy kontrolowali wcześniej mieszkanie Freda i Rene wraz z dwoma, którzy śledzili Pete’a, są w hotelu „Zagubiona Autostrada” i oglądają miejsce, w którym Andy dokonał swojego żywota, oraz zdjęcie, które Pete widział wcześniej, tym razem jednak jest ono inne: przedstawia Andy’ego, Rene i pana Eddy’ego. Nie ma na nim Alice. W końcu nigdy nie istniała. Jeżeli miałbym typować sceny nie będące wytworem wyobraźni Freda, to ta byłaby jedną z nich. (Podobnie jak ujęcie martwego pana Eddy’ego na pustyni.)

Na koniec Fred udaje się do swojego domu, gdzie dzwoni domofonem i mówi: — Dick Laurent nie żyje. — Na początku filmu mamy okazję oglądać tę scenę z drugiej strony domofonu. Siedzący w pokoju Fred odbiera domofon i słyszy powyższe zdanie. Pętla czasowa? Od lat spotykam się z teorią, że to jest dowód występowania w filmie pętli, ale to nieprawda. Trzeba pamiętać, że praktycznie wszystko, co oglądamy w filmie, nie wydarzyło się w kolejności przedstawionej widzom, o ile w ogóle. Jeżeli istnieje jakakolwiek pętla, to w głowie Freda, któremu wszystko już się miesza. Wciąż próbuje się pogodzić z prawdą, ale wciąż ponosi klęskę najpierw uciekając w fikcję, a potem niszcząc ją.

I wracając do filmu: po odejściu od domofonu Fred wsiada w samochód i zostaje zauważony przez obserwujących go policjantów (ci sami, którzy obserwowali Pete’a). Ucieka przed policją, a scena pościgu zamyka film.

Próba rekonstrukcji

Pomimo iż jest to trudne, to można spróbować zrekonstruować wydarzenia, przynajmniej niektóre. Podejrzewam, że Fred związał się z Rene, która była dziewczyną z przeszłością. Był o nią zazdrosny — może słusznie, może nie — i pewnego dnia odbiło mu, w efekcie czego zabił Andy’ego i pana Eddy’ego, a następnie swoją żonę. Zatem zdanie, że „Dick Laurent nie żyje” jest pierwszą próbą przebicia się do świadomości i temu służy — pokazaniu, że to już tylko rojenia Freda. Dlatego Tajemniczy Człowiek na przyjęciu przywołał Andy’emu na myśl „jakiegoś znajomego Dicka Laurenta”. Policjanci, którzy zjawiają się w domu Freda i Rene, to policjanci, którzy go aresztowali za potrójne morderstwo. Zdjęcie oraz film pokazany na kamerze panu Eddy’emu są dowodami na to, że Rene znała obydwu mężczyzn. Cała reszta jest jednym wielkim urojeniem człowieka, który nie chce dopuścić do siebie świadomości tego, czego się dopuścił.

Genialne, panie Lynch.

SickMind

hola hola

"Scena na przyjęciu pokazuje nam jednak więcej: okazuje się bowiem, że tylko Fred zauważa Tajemniczego Człowieka. Z materiałów dotyczących pracy nad filmem wiadomo, że Lynch powiedział do wszystkich aktorów biorących udział w przyjęciu: „Traktujcie go jak kamerdynera”. Istotnie, biała twarz nie wzbudza niczyjego zainteresowania, a Andy wypytywany przez Freda o to, kim jest ten osobnik tam pod ścianą, nie bardzo wie o kogo chodzi. Wspomina, że to może przyjaciel Dicka Laurenta, który odgrywa dość istotną rolę w tej historii, ale do niego wrócimy później."

To nie jest prawda. Przez około 2-3 sekund, facet z białą twarzą pokazany jest podczas rozmowy z dwiema osobami. Fred pyta Andiego "kim jest facet w czarnym". Ponieważ Tajemniczy w tamtej scenie był jedyną osobą ubraną na czarno ciężko go nie zauważyć. Andy widzi, ale nie wie kim jest. Osoby, z którymi rozmawiał też go widziały więc to jest realna postać.

SickMind

Jestem gotów zgodzić się niemal w całości z tą interpretacją, jednak mały szczegół pod koniec filmu, zdaje się zaburzyć całą tą koncepcję. Policja w jednej z ostatnich scen, wskazuje na to, jakoby Pete był realną postacią. Więcej szczegółów, w temacie, do którego daję link:

http://www.filmweb.pl/film/Zagubiona+autostrada-1997-624/discussion/Wa%C5%BCny+s zczeg%C3%B3%C5%82+-+czyli+czy+Fred+aby+na+pewno+jest+Petem+%28Spoiler!%29,250968 9

SickMind

Moja interpretacja postaci jest taka. Tajemniczy Człowiek jest uczuciem gniewu (wynikającym z zazdrości, frustracji), które to zmusza Freda do zabójstwa żony. Dom jest umysłem/świadomością Freda, w której odbywa się cała gmatwanina myśli i uczuć. Rene (po śmierci) jako wyrzut sumienia przynosi mu kasety VHS, które są wypartą pamięcią zbrodni. To ona, jako sumienie Freda dzwoni na policję. Zwróćcie uwagę na spojrzenia Rene kiedy Fred wymijająco odpowiada na pytania detektywów. Twarz MM pojawia się na facjacie Rene, to gniew w chwili kiedy patrzy na żonę, którą pod jego wpływem zabija. Kiedy MM strzela do zakrwawionego Pana Eddy / Dicka Laurenta, tak naprawdę strzela Fred w przypływie silnego gniewu. Podsumowując, postacie Rene i MM to uczucia, które w danej scenie filmu odczuwa bohater, ale są one przedstawione przez Davida L jako osoby. Pete z kolei był czymś w rodzaju marzenia sennego, w którym Fred jest młodym, sprawnym seksualnie kochankiem i próbuje zmienić przyszłość swoją i Rene (uchronić ją przed grą w pornosach,złem i tepe).

Co Wy na to?

nono18

Ja odbieram to w następujący sposób: Mystery Man pojawia się na niedługo przed śmiercią jakiejś postaci (Renee na początku i Dicka Laurenta w finale) lub w momencie groźby śmierci (gdy Mr. Eddie grozi Pete'owi śmiercią) - jest więc zwiastunem śmierci, być może samą spersonifikowaną Śmiercią. Ale bardziej przekonywałoby mnie to, że reprezentuje ciemną, neurotyczną, morderczą stronę Freda, popęd śmierci. Kiedy Mystery Man mówi, że jest równocześnie u Freda w domu i że nigdy nie przychodzi do kogoś niezapowiedziany, może to oznaczać, że jest - niczym w "Dexterze" - swoistym "mrocznym pasażerem" bohatera, kimś, z kim jest on zaznajomiony, z kim żyje od dłuższego czasu (zwłaszcza że na przyjęciu Fred od razu zatrzymuje wzrok na Mystery Manie, tak jakby go już skądś znał). Całą scenę rozmowy na przyjęciu nie odbieram w konwencji realistycznej, raczej jako wytwór fantazji postaci, pomimo tego, że Andy go zna i także widzi. Ale w "Zagubionej..." często status postaci jest niejasny - są oni na pograniczu osób realnych i nierealnych, i dotyczy to w zasadzie każdego. Być może osoba, którą Frank postrzega jako Mystery Mana, jest zupełnie zwyczajną osobą na przyjęciu, ale Frank w swej psychozie widzi w nim właśnie reprezentanta śmierci?

ocenił(a) film na 9
SickMind

Interpretacja dobra, bo daje ogólny pogląd i sensownie łączy fabułę. Chociaż moim zdaniem za mało wyczerpująca :)
Prawie w 100% zgadzam się z rozwinięciem dawnofmordor.

Co do scen.

Najbliżej jestem zdania że jedyne "prawdziwe" sceny to te w których Fred "budzi się" na komisariacie po prawym prostym i "prosi o usprawiedliwienie" (Tell me i didn't kill her) , te w więzieniu (wizyta u doktora, sceny w celi (do momentu zaistnienia "dziwnych zjawisk")) oraz pierwsza scena filmu w której wygląda na załamanego, odbiera domofon(o tym później), nerwowo patrzy przez okno. Cała reszta to przeplatanka urojeń z rzeczywistością. A Właściwie wspomnienia rzeczywistości całkowicie spaczone jego krzywą wizją+ to co wymyślił sobie od podstaw. Spójrzmy nawet na sceny z początku filmu które wydają się być prawdziwe (zaraz po tej pierwszej). Fred praktycznie wygląda na załamanego, jakby coś go męczyło i nie dawało mu spokoju. Surrealistyczne wydaje się nawet wnętrze ich domu (na czele ze sceną po powrocie z imprezy Andy'ego).
Scena w której Fred opowiada Renee o tym co mu się śniło (wrócił do domu, słyszał jej wołanie ale nie mógł jej znaleźć, wreszcie kiedy znalazł ją leżącą w łóżku stwierdził że wyglądała jak ona, ale to nie była ona) następuje moment w którym Renee otwiera oczy i zaczyna krzyczeć. Moim zdaniem jest to jedno z niewielu prawdziwych wspomnień- na moment przed tym jak dopuścił się morderstwa. Opowiedziane tak jakby był to sen, w rzeczywistości było odwrotnie.

Co do postaci.
-Nie ulega wątpliwości że Pete to alter ego Freda. Podobnie Alice - Renee. Trzeba przyjąć to założenie bo inaczej żadna interpretacja nie miałaby sensu.
-Mystery Man jest uosobieniem zła tylko dla samego Freda. W rzeczywistości jest to "uosobienie" jego podświadomości, która nie daje spokoju. MM przedstawiony jest tak a nie inaczej, bo dla samego Freda te wspomnienia są złe i tragiczne, praktycznie przez cała akcję filmu próbuje stworzyć wspomnienia które jakoś by go usprawiedliwiały- jednak prawda (w osobie MM) nie daje o sobie zapomnieć.
-Pan Eddy jest zmyślony. Ewentualnie jest postacią z przeszłości, która mogła przewinąć się w ich życiu (lub tylko życiu Renee) ale przyjmuję że sceny z jego udziałem są wizją obłąkanego Freda. Wskazuje na to chociażby bezpośredni kontakt Eddy-Mystery Man. Również jego 1400 konny Mercedes nie mógł istnieć!:) Tak naprawdę nie było żadnego zabójstwa Pana Eddyego.
-Podobnie interpretuję postać Andy'ego. Mógł i prawdopodobnie przewinął się w ich życiu, ale sceny z jego udziałem to fikcja, lub rzeczywistość mocno spaczona wizjami. Tutaj miejsce na luźniejszą hipotezę, Fred mógł być w przeszłości ze swoją żona na podobnej imprezie. Stąd wspomnienia tej sytuacji, domu itd. Pojawienie się MM po raz pierwszy (dokładniej drugi) może wskazywać że w tym momencie w umyśle Freda coś zaczęło "pękać". Jest chorobliwie zazdrosny widząc swoją żonę w towarzystwie pewnego siebie "macho" (przeciwieństwo jego samego).

Szczegóły.
Nie wiem jak do końca interpretować postać Rene. Czy rzeczywiście jest "złą kobietą", czy to chorobliwa zazdrość Freda połączona z impotencją odpowiada za spaczenie jej postaci. Tutaj pozwolę sobie na baardzo luźne powiązania faktów. Nie wiem jak to uzasadnić, ale powiązał bym jakoś postać Eddyego z Renee. Konkretnie chodzi mi o to, że śmierć Eddyego jest równoważna ze śmiercią Rene. 1 scena filmu kiedy Fred odbiera domofon i słyszy "Dick Laurent is dead". Zwróćmy uwagę na wygląd Freda. Jest załamany, bliski płaczu, rzekomy głos w domofonie to "głos z jego głowy" (Dick Laurent nie żyje, tak naprawdę nie żyje jego żona) a sama scena jest porankiem (swobodnie zakładam że to poranek) po zamordowaniu Rene. Jak pisałem interpretacja luźna i naciągana, ale może coś w tym jest.

Nie mogłem znaleźć tego kadru ale jest scena w której wyraźnie widać tatuaż na prawej ręce Freda- półksiężyc z kropką. Wg. tego co udało mi się odkopać w internecie (Symbole tatuaży więziennych), "Półksiężyc z kropką, koniecznie na lewej ręce, pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Tatuaż ten symbolizuje przynależność do wspólnoty złodziei. Tatuaż ten łatwo pomylić z kropką umiejscowioną w tym samym miejscu na prawej dłoni, który oznacza cwela poszkodowanego lub osobę uprawiającą samogwałt."

Scena seksu między Pete'm, a.. kim (~1:24) ? W kadrze z twarzą Pete'a widać też włosy jego partnerki- ciemne włosy. Alice była blondynką, więc jedyne wyjaśnienie jest takie że była to Sheila. Zwróciłem na to uwagę ponieważ w pierwszej chwili myślałem że Pete jedzie do motelu, aby spotkać się z Alice (mimo jej wcześniejszego telefonu), ale musiała to być jego druga dziewczyna. Ot takie spostrzeżenie.

ocenił(a) film na 7
SickMind

Jeżeli scena gdy policjanci są w hotelu "Zagubiona autostrada" nie jest wytworem wyobraźni Freda, to dlaczego jeden z nich mówi, że na meblach są odciski palców Pete'a - który nie istnieje?

ocenił(a) film na 1
SickMind

Jak ja kocham szukanie drugiego dna w czymś, co jest zupełnie pozbawione sensu, nielogiczne i ogólnie wszystko na siłę. Autor skopiowanej recenzji pomylił kilka faktów. Numery pokojów hotelowych - dwukrotna pomyłka, powrót Freda do domu i brak w nim żony? Kto oglądał, przecież wie, że było ciut inaczej. Plomba na komisariacie? Tu też pomyłka w ulokowaniu scen. Sporo tych pomyłek, ale i tak nie ma to żadnego znaczenia. Dno i dwa metry mułu. Kiedyś znajomy psycholog do pacjenta mówił: ,,nie sil się na inteligencję, bo wiadomo, że jesteś głupi". Tego wszystkiego życzę nam. Pan reżyser chce na siłę pokazać nam, że on taki mądry, a wszyscy inni to durnie - Ci, którzy szukają sensu i Ci, którzy nie chcą podjąć tego wyzwania. Osobiście jednak twierdzę, że pan REZYSER też do najinteligentniejszych nie należy :)

Daniel8919

Oczywiście, masz rację. Jesteśmy po prostu "gupi", reżeyser również, tak samo jak osoby przyznające mu nagrody za takie "pozbawione sensu" filmy. ;)
Nie pozdrawiam. :)

ocenił(a) film na 8
Daniel8919

Myślę, że Lynch po prostu taki jest - lubi pokazywać rzeczy proste nie wprost. Ktoś z nas jest racjonalny i ma taką wrażliwość, że takich filmów za Chiny ludowe nie zniesie, nie obejrzy, nie zrozumie - mało tego, wcale nie będzie chciał zrozumieć. Po prostu go to nie interesuje. Znam takie osoby (bardzo mi bliskie) i są to kapitalni, inteligentni ludzie.
Ludzie, którzy lubią Lyncha to ludzie, do których taki przekaz, jaki Reżyser proponuje, dociera do głębi ich istoty, bo mają something in common.
Nie wydaje mi się przy tym, żeby Lynch był trollem - nie mam takiego wrażenia. Jego po prostu to kręci. Myślę, że sam ogląda takie filmy i czyta takie historie, nieoczywiste, gdzie trzeba mocno wytężyć wyobraźnię (celowo nie piszę: intelekt, choć pewnej wiedzy potrzeba aby trafnie odczytywać Lyncha - jego filmy są pełne symboliki przez niego niewymyślonej, stąd konieczna jest pewna wiedza, nazwijmy ją, okultystyczną.
Niektórzy twierdzą, że Lynch strollował 3 TP. Nie, nie sądzę, on po prostu zostawił materiał na kolejny sezon/film. Dla mnie świetnie, mogę czekać i jestem w pełni zadowolona z tego, co dostałam w 3 TP. Dobrze jest, jak jest.
Nie znaczy to, że jedni są gorsi a drudzy lepsi. Gdyby dobry Bóg chciał, żebyśmy byli jednakowi, wszyscy mieliby nogi w szynach - a propos, kto zgadnie, kto i w jakim filmie to powiedział:-).
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Skoro oceniasz LH na 1, to powiedz, po co oglądasz filmy Lyncha? Chyba, że to Twój pierwszy film Mistrza, ale wtedy Twoja wypowiedź jest po prostu głupia i arogancka. I wcale nie dlatego, że nie rozumiesz filmu i nie chce Ci się to zrozumieć.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
Nina281

Nie bardzo rozumiem, dlaczego moja wypowiedź miałaby być głupia i arogancka. To, że jakiś reżyser - uważany za Mistrza - słynie z tego typu filmów nie oznacza automatycznie tego, że jakiegoś filmu nie można ocenić na 1. Taka moja subiektywna ocena, wystawiona dawno temu. Miałem do tego prawo i nadal podtrzymuję poprzednio napisane słowa komentarza :) Pozdrawiam - również kolegę @martinos1985, który mnie nie pozdrowił :)

ocenił(a) film na 9
SickMind

Świetna robota. Dzięki.

SickMind

Odświeżam sobie właśnie Lyncha i cóż mogę napisać... bardzo dobra interpretacja, z którą zgadzam się powiedzemy tak w 95% (jednak na niektóre aspekty mam inny pogląd), ale czyż to właśnie nie jest piękne w jego filmach? :)
3 w nocy, spać się nie chce, więć chyba pora na Inland Empire. :)

ocenił(a) film na 9
SickMind

Hej!

Genialna intepretacja... genialna. Przyznam, że dopiero dzisiaj oglądnąłem Zagubioną Autostradę, chociaż MH i inne Lynch'a oglądałem wielokrotnie. Chciałem tylko dopisać coś, odnośnie Dicka i Andyego.
Po przeczytaniu tej interpretacji mam takie wytłumaczenie tych postaci:
Andy i Dick istnieje - Scena wyjścia Andyego z koncertu z Rene, kiedy to jeszcze zakładam, że film nie jest wizją człowieka siedzącego w więzieniu. Scena imprezy i rozmowa z Andym odnośnie Dicka (chociaż jest tam także MM, co może sugerować, że takie imprezy to wspomnienie, lub jednak kompletny wytwór jego wyobraźni, co jednak w tym przypadku z Andym, który wychodzi z koncertu?). Jednak cała reszta łącznie z ich finałem (zabiciem obu) to fikcja. Podczas rozmowy policjanci patrzą na "poprawne" zdjęcie, to prawda. Jednak stwierdzają, że zabił go Pete. Tak więc według mnie Fred w swojej wizji stworzył obraz zabójstwa Andyego.
To samo z Dickiem. Wydaje mi się, że był to alfons Rene z przeszłości i Fred także wyobraża sobie to, że go zamordował (scena zabójstwa na pustyni gdzie MM podaje mu nóż, a potem rozmowa z nim, kiedy ma podcięte gardło).

Kończąc - albo Dick i Andy istnieli i tkwią w głowie Freda, jednak nigdy się na nich nie "odegrał", albo są to postaci zmyślone, by Fred mógł w jakiś sposób usprawiedliwić zabójstwo Rene.

Tak czy tak. Film doskonały :)

ocenił(a) film na 8
marian_kapusta

"Podczas rozmowy policjanci patrzą na "poprawne" zdjęcie, to prawda. Jednak stwierdzają, że zabił go Pete. Tak więc według mnie Fred w swojej wizji stworzył obraz zabójstwa Andyego".
Jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że Fred/Pete widzi Alice i Renee, a policjanci nie widzą Alice (tylko Renee).
Jeśli scena w domu Andy'ego była wymyślona przez Freda, dlaczego raz wymyślił ją z 4 osobami na zdjęciu, a raz z trzema?

ocenił(a) film na 8
Nina281

Może jednak Fred zabił Andy'ego, jednak TA scena w jego domu po zabójstwie jest wymyślona. Po prostu - i to i to. Zabił go naprawdę, ale scena PO zabiciu wyimaginował sobie.

ocenił(a) film na 7
Nina281

Jeśli mówisz, że jest jakoś, a nie jakoś inaczej, choć tego nie ma w filmie (to znaczy: film nie pozwala wybrać jednej wersji z pewnością), to właśnie dodajesz swoje wyobrażenia i już o filmie nie rozmawiasz. Staraj się nie przeczyć sobie w obrębie jednej rozmowy, bo potem ktoś może arogancki być nie traktując Cię poważnie.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Scena jest wymyślona przez bohatera filmu, zatem zawiera się wciąż w filmie. Poza tym, zgodnie z tym, co pisałam, nasze przemyślenia na temat filmów (interpretacje, jeśli wolisz) są pewnymi ekstrapolacjami naszych wrażeń i emocji na temat tego, co widzimy. Są filmy niedosłowne, które mają nas prowokować do analiz i myślenia. Nie mamy tu do czynienia z filmem dosłownym, tylko jak najbardziej nie dosłownym. To, że coś się w filmie dzieje w głowie bohatera, lub że coś pozostaje niedopowiedziane, to wciąż jest coś co się dzieje w filmie, tylko reżyser chce abyśmy sami do tego doszli (lub nie). Ta nasza rozmowa jest bez sensu, bo polega na ataku z Twojej strony (przynajmniej kilka Twoich wypowiedzi). Jest mi w sumie wszystko jedno co o mnie sądzisz, bo widzisz, jestem osobą inteligentną, mądrą i przekonaną o własnej wartości, więc Twojej ataki i wycieczki raczej nie wywołują emocji. Po prostu ja o kawie Ty o placku - w dodatku wiśniowym:-)

ocenił(a) film na 7
Nina281

Scena jest w filmie, a to, co piszesz w ramach "może jednak" już nie jest w filmie, ale w obrębie głowy. :)

Cieszyłbym się, gdyby filmy prowokowały do analiz i myślenia. Na razie widzę zgadywankę, z której nic szczególnego nie wynika, poza tym, że ludzie wybierają sobie interpretacje zgodne z poglądami. Dokładna odwrotność analiz i myślenia.

Nie, jeśli coś jest niedopowiedziane, to z definicji nie ma tego w przekazie. To znaczy "niedopowiedziane".

Rozpoznaję oszołomów po tym, że im się obali jakiś argument, a dwie wypowiedzi później go powtarzają, jakby nic nie było. Po pierwsze zgadujesz, czy dochodzisz do wizji reżysera czy tylko do własnej, po drugie wizja reżysera niekoniecznie jest istotna.

Z pewnością jesteś osobą przekonaną o swojej wartości. :) Zaleciłbym Ci trochę pokory, o ile zrozumiesz żart.
Nie wiesz jeszcze, o co chodzi w argumentacji, wobec tego nic nie napiszę o Twojej inteligencji, bo szczerość w tej kwestii byłaby już z wulgaryzmami, a ja nie lubię być wulgarny.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Dobrze, że jest nas dwoje - tych, którzy myślą o swoim interlokutorze mniej więcej to samo.

ocenił(a) film na 7
Nina281

A jakoś do treści postów się ustosunkujesz, czy poprzestaniesz na pisaniu o tym, jaki jestem, potem jaki jestem, jaki jestem, co o mnie myślisz i jaki jestem Twoim zdaniem? :) Bo skoro ja jednak piszę o filmach, o Seleukosie, o termodynamice, o montażu, iluzjach i pracy mózgu, historii kina i Barthesa postulacie "śmierci autora", a Ty o tym, czy się będziesz ze mnie za sto lat śmiać, czy dość wykazuję pokory, czy Cię atakuję, to jednak ta symetria w myśleniu o drugiej stronie nie ma dobrego uzasadnienia. Choć rację miałaś, stosowanie w rozmowie z Tobą argumentu do niczego nie prowadzi.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Boże, jaka porażająca inteligencja:-) Kto to jest Seleukos, Barthes, co to jest iluzja lub praca mózgu?
Nie będę z Tobą dyskutować, bo nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Nie będę się również ustosunkowywać do stosu obelg pod moim adresem.
Po co mam z Tobą dyskutować, skoro tylko raz miałam rację - kiedy zgodziłam się z Tobą. Każde z nas ma chyba lepsze rzeczy do roboty niż erystycznie się okładać i patrzeć, czy druga strona równo oberwała.
Spokojnej niedzieli mimo wszystko, i ochłoń.
PS Nie wierzę w Boga w rozumieniu, jakie opisywałeś i z którego się naśmiewałeś. Tylko wg Ciebie cool jest ten, co ma takie same poglądy jak Ty, inni nie warte spojrzenia, za to warte pogardy, głupki. Bez odbioru, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Jeśli w swojej pokręconej logice pomyślisz, że to dlatego, że nie mam argumentów - mam to serdecznie gdzieś, jeśli poprawi Ci to samopoczucie.

ocenił(a) film na 7
Nina281

Łamiesz drugie przykazanie.
Sarkazm nieuków jakoś słabiej boli, przemyśl.
Nie dyskutujesz od samego początku. Jedynie piszesz bzdurki. Mam płakać, że przestaniesz? Pisałaś już parę razy, ze z Twojej strony to koniec - zawsze było to kłamstwem.
Obelgi nie było żadnej. Chyba na temat urody musiałbym Ci coś napisać złego, wtedy (może) nie będzie to prawdą.
Miałaś rację wtedy, gdy zapowiedziałaś, że pisanie Ci argumentów jest bezcelowe.
Przy tym - nikt Ci nie bronił powiedzieć czegoś sensownego. Ty nie chcesz.
Ochłonąć mi dane nie będzie, bo się niestety rozpleniliście. Liczę, że przynajmniej nie jesteś z czcicieli Zięby, bo piszesz mniej więcej poprawnie.

Widzisz, z Bogiem tak czy inaczej błądzisz. Jeśli mam odpowiedzieć na pytanie, czy turonie są w lesie czy nie, muszę wcześniej z jakiegoś źródła uzyskać informację, co to jest turoń. Jeśli to źródło jest logicznie sprzeczne, to odpowiadanie nie ma sensu (co zresztą już średniowieczni logicy wiedzieli, z fałszu logicznego można wyprowadzić dowolne konsekwencje).
Jeśli tym źródłem jest własne doświadczenie, to zapewne nie było ono podpisane, to znaczy człowiek spotkawszy coś w lesie i tak musi skądś wziąć informacje, że to był (lub nie) turoń. Tak czy inaczej zatem odnosząc się do jakiegoś określenia z języka potrzebujesz zewnętrznego źródła. Mając do wyboru albo księgę fantasy, w której się turoń pojawia, albo "własną wersję" turonia, którą sobie wymyśliłaś, popełniasz błąd albo popełniasz błąd.
Wolno Ci! Masz pełne prawo wymyślić sobie, że ktoś się Tobą opiekuje, na przykład. W amerykańskich filmach dzieci często mają niewidzialnych przyjaciół, a w horrorach okazuje się, że nie zmyślają, tylko naprawdę widzą jakieś istoty. Ale warto sobie zadać pytanie - dlaczego się wymyśliło tego opiekuna czy tego przyjaciela.

Człowiek ma ewolucyjnie wypracowaną skłonność widzieć w zjawisku efekt czyjegoś działania, może nawet celowego. Ratowało to naszych przodków. Porusza się trawa - ktoś/coś tam jest. Zniknął mi sprzęt RTV z jaskini - inne plemię musiało się dostać i ukraść. Szukanie przyczyny, nieakceptowanie zjawisk ot tak, próba manipulowania przyczyną (czy w nauce - przez oddziaływania fizyczne, czy w religii, przez uproszenie działającego) jest czymś charakterystycznym dla ludzi. Zwierzęta mogą się w czasie burzy kryć, ale nie próbują wpłynąć na występowanie burzy. Powstaliśmy zatem tak, by - między innymi - dopatrywać się celowego działania. Religijna babcia wyzdrowiała? Zatem uzdrowiono ją dzięki religii, a nie - miała trochę szczęścia i biochemia jej organizmu wróciła do względnej równowagi. W czasie burzy drzewo zabiło harcerki, ale krzyży nie przewróciło? Bóg ukarał zło, ale chronił swoich (oba przykłady z życia wzięte). Piorun poraził nielubianego? Kara. Trąd dopadł lubianego - Bóg wystawia na próbę. Ciągłe dopatrywanie się po pierwsze, że cokolwiek się dzieje - ktoś to robi, a po drugie, że jeszcze istnieje tego cel. Próby, kary, czyli nadawanie wydarzeniom sensu, żeby dało się je włączyć w "rozumienie świata". O tym w "Mitologii współczesnej" pisze Napiórkowski. Mit nie musi być koniecznie fałszywy, ale jego rolą jest sklejanie wydarzeń sensem. Wygraliśmy wojnę? Dobro zwycięża! Przegraliśmy wojnę? Cierpimy jako Chrystus narodów. W miejsce przeróżnych zdarzeń, których prosty umysł nie umie połączyć logicznie, daje się sklejkę mitologiczną, przypadki zaczynają układać się w "sensy".

Bardzo lubię ludzi, którzy mają przemyślane poglądy. Mogą mieć inne niż ja. Już pisałem Ci o tym, że uboższe intelektualnie jednostki lubią tworzyć jakąś wielką grupę "wszyscy". Że niby wszystkich krytykuję, albo wszystkich myślących inaczej etc etc. Bo taka kwantyfikacja pozwala Ci myśleć, że moja krytyka nie wynika z Twoich błędów, ale mojego skrzywionego charakteru. Jest to typowa reakcja nieuków, o czym przeczytasz u Festingera ("Teoria dysonansu poznawczego"), nie jest to mój wymysł. W obliczu argumentacji obalającej poglądy, do których jesteśmy przywiązani, musimy wybrać, czy porzucić poglądy, czy zdyskredytować argumentację. Wygodniej często zrobić to drugie, stąd uznanie, że ktoś argumentuje nie dlatego, że ma wiedzę, ale na pewno dlatego, że chce nas krzywdzić, atakować, wyprowadzić z równowagi, że jest imperialistycznym szpiegiem, parobkiem Merkel, ma dziadka w Wehrmachcie, płacą mu środowiska LGBT, jest na utrzymaniu koncernów medycznych, jest sterowany za pomocą nanobotów obecnych w szczepionkach... (każda z teorii spiskowych tu wymienionych jest wzięta z życia).
Jak widzisz teorie spiskowe łączy to właśnie, że wszelką argumentację przeciw tym teoriom sprowadzają do emocjonalnej agresji. Druga strona chce nas okłamać, chce wykorzystać, chce zniszczyć, dorwać się do koryta, NWO chce zabić miliardy ludzi na Ziemi, reptilianie chcą ziemskich surowców, koncerny chcą wywołać wiele chorób, Unia chce zniszczyć polskość. Czego się nie wymyśli, byle nie musieć słuchać argumentów, nie? :)

Jeśli nie masz ochoty pisać, jak deklarowałaś wielokrotnie - nie pisz. ;) Jeśli masz ochotę mnie zmusić do niepisania, to chyba Ci peron odjechał. Panuj nad swoim ciałem, ja Ci w żadnym momencie niczego nie nakazałem i niczego nie zabroniłem, ale od mojego to byś się mogła odstosunkować.

Papsięta.

ocenił(a) film na 8
Nina281

Polecam artykuł filmwebowy - bardzo ciekawy - na temat LH i innych dzieł Lyncha.
http://www.filmweb.pl/fwm/article/David+Lynch+przeciąga+strunę-125499

SickMind

Oglolnie swietne wytlumaczenie. Sa tylko dwie rzeczy, ktore chcialbym tutaj wrzucic.
Przede wszystkim, Lynch przyznal, ze inspiracja do filmu byla spraw O.J. Simpsona, ktory zabil zone i wyparl to ze swiadomosci

"What struck me about OJ Simpson was that he was able to smile and laugh. He was able to go golfing with seemingly few problems about the whole thing. I wondered how, if a person did those deeds, he could go on living. And we found this great psychology term - 'psychogenic fugue' - describing an event where the mind tricks itself to escape some horror. So, in a way, Lost Highway is about that. And the fact that nothing can stay hidden forever."
- Lynch

A druga, to niebieskie swiatlo pod koniec filmu. W momencie poscigu. Na pewno nie jest przypadkowe, wczesniej pojawialo sie podczas "przemian" Freda. Jakies pomysly co do znaczenia?

Wybaczcie brak polskich znakow, ale nie mam polskiej klawiatury;(

ocenił(a) film na 10
arturgrzes

Sądzę, że niebieskie światło to jest po prostu moment egzekucji na krześle elektrycznym, wygląda to bardzo podobnie.

ocenił(a) film na 9
SickMind

Parę myśli odnośnie filmu: po pierwsze "Zagubiona autostrada" jest wg mnie jednym z najlepszych z tego gatunku filmów i najlepiej skonstruowanych w ogóle - jak dla mnie przebija on wyraźnie "Mulholland Drive", które jest momentami nudne.

Co do zdrad żony - świetne jest to, że do końca nie wiemy czy tak naprawdę zdradzała Freda, czy to tylko wytwór jego chorej wyobraźni albo fragmenty przeszłości Renee, które Fred układa po swojemu.
Najważniejsze jest to co zdarzyło się tamtej nocy - i także w epizodzie alter ego Pete'a jest do tego parę razy nawiązywanie w rozmowach. Czy Fred zabił tylko żonę - czy również Andy'ego i Dicka Laurenta? To też ciekawe kwestie - ja skłaniam się ku wersji, że zabił ich troje, bo scena z policjantami nad zwłokami Andy'ego wg mnie jest prawdziwa, zaś na śmierć Dicka wskazuje scena zwłok na pustyni m.in. przedstawiona jako oddzielny obraz bez dodatkowych ozdobników - tak jak zdjęcie dokumentujące zbrodnię.
To że Pete i Fred to ta sama osoba myślę nikogo nie trzeba przekonywać.

Zaś ostatnia scena w samochodzie przed uciekającą policją, to wg mnie dopadająca Freda świadomość, że kara zaraz nadejdzie albo właściwie już nadeszła i te ostatnie momenty to wizualizacja tego co się faktycznie dzieje z ciałem Freda na krześle elektrycznym.

ocenił(a) film na 7
introverder667

Zabawne jest, gdy ludzie interpretują, co stało się "naprawdę", czyli stało się, ale nie zostało ukazane w filmie. Sądzisz, że to może jakaś alternatywna rzeczywistość, do której ludzie mają dostęp przez ekrany kin i telewizorów? Bo ludzie nieco bardziej obyci powiedzieliby, że jeśli czegoś nie ma w filmie, to tego nie ma. Żadna wersja nie jest bardziej uprawniona, bo żadna nie jest tą filmową, a każda jest tą dodaną przez widza. Taka gra na psychice widza to zabieg co najmniej banalny.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Dlatego nikt z nas "nie uprawnia" żadnej wersji wobec innej, zauważ.
A pojęcie "ukazane w filmie" jak widać nie jest pojęciem jednoznacznym

ocenił(a) film na 7
Nina281

Pierwsze jest nieprawdą.
Niejednoznaczności nie udowadniałbym na tej tylko podstawie, że ktoś nie rozumie. Niejednoznaczność jest faktem, w tej natomiast dyskusji chodzi o to, że nie rozumieją. Być może nie rozumiecie, jeśli również Ty szukasz odpowiedzi na pytania, co było w filmie i poza filmem jednocześnie.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

nie nazwałbym tego "rozumieniem", a raczej może odkrywaniem czegoś, co jest ukryte.
myślę, że to są bardzo, bardzo indywidualne kwestie

ocenił(a) film na 7
Nina281

Nie bardzo. :)
Widziałaś iluzje optyczne? Chodzi w nich często o to, że mózg ludzki w braku informacji uzupełnia. Widzimy tak naprawdę okiem o wiele mniej niż się zdaje, duża część to uzupełnianie o informacje zapamiętane lub zmyślone. Gdy ktoś wierzy, że stworzyła go bozia, to może być zaskakiwany przez wiele zjawisk, jeśli jednak uwzględnia pewne wyniki naukowe, to trochę lepiej rozumie, a mniej zostawia na tajemnicze indywidualne kwestie. :)

W filmach to tylko jedno z miejsc, w których następuje dopowiedzenie historii. Tak naprawdę dopowiadasz ciągle. Gdy widzisz część sylwetki, fragment zdarzenia. Niektóre zwierzęta mają to w małym stopniu, człowiek - w ogromnym. Taką strategię wylosowały nam geny. Od samego początku kina badano, w jaki sposób odbierane są obrazy, to znaczy - w jaki sposób szczątkowe informacje będą komponowane przez mózg. Jak wpływa montaż, jak po ujęciu patrzącej osoby należy przeskoczyć na pejzaż, by wywołać wrażenie, że to ta osoba patrzy na pejzaż, w kinie dźwiękowym: jak działa łączenie obrazu jednej sceny z dźwiękiem innej (następnej, poprzedniej). To, co wtedy badano, to właśnie grę na ludzkim mózgu, choć nikt tego tak nie nazywał.

Gdy technika idzie do przodu, gdy zwiększa się baza wiedzy, gdy twórcy już po szkole mają całą tę wiedzę, którą dawniej zdobywało się przez całe życie, co jeszcze można dodać? Można wykorzystać wiedzę dla tworzenia sytuacji niejasnych, niejednoznacznych. Za przykład dostaniesz "Łowcę Androidów". Dick - paranoik - często pisał o niepewności bohaterów co do własnej tożsamości. Stąd myśl Deckarda, że może jest androidem - banalna, gdy się zna styl Dicka. W filmie równowaga między opcjami jest-nie jest zostaje zachowana do końca. Problem nie jest istotny dla fabuły, nie zależą od niego zdarzenia. Dostajemy jednak symbolikę zdjęć (zdjęcia z życia Deckarda zestawione ze zdjęciami Rachael - fałszywymi wspomnieniami), jednorożca (Gaff być może wie o nim, tak jak Deckard zna wspomnienia Rachael), pomyłkę odnośnie ilości replikantów (usunięto jedną postać, ale zostawiono liczbę w innym dialogu), niewykorzystane ujęcie z "dziwnym" błyskiem w oku Deckarda, ale tak naprawdę nic nie jest wprost, wszystko może być przypadkiem, pomyłką twórcy, zestawieniem stylistycznym dla symetrii, a nie fabularnym - dla wyjaśnienia. Ta równowaga, brak sugestii, jak rzekomo "jest poza filmem", pozwoliła widzom na snucie domysłów przez 35 lat! Domysły te są bez sensu, bo Deckard nie jest postacią, o której można mieć wiedzę, jest tworem - można tylko dorabiać mu cechy. Inny twórca - inna wersja. Na przykład "Blade Runner 2049" już ujednoznacznia ten akurat temat, ale to tylko wybór interpretatora.

Nie ma nic poza filmem. Można pytać, co Dick chciał, można pytać o wolę Scotta, można się napawać, że się wymyśliło lepszy scenariusz niż koleżanka, ale nie ma najmniejszego pytania, jak było z fabułą, jeśli tej fabuły nikt nie stworzył. Można pytać, jak w opowiadaniu Dicka, można, jak w "BR", można, jak w "BR2049" przedstawia się tożsamość Deckarda, ale spytać, jak jest naprawdę, czyli jak jest, jak jest poza filmem, co było dalej, jak należy rozumieć - to są pytania bzdurne. Tylko ludzie, którzy nie mają najmniejszego pojęcia o działaniu własnego mózgu, o technice filmowej, o historii filmu, o działaniu opowieści, mogą zadawać takie pytania. I wtedy im się robią indywidualne kwestie. :) Idź i nie mąć.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Dla mnie nie ma to znaczenia o czym piszesz. Przecież wiadomo, że film jest filmem (książka - książką) i przestrzeń ta jest skończona wyobraźnią i chęciami autora. Nie o to chodzi, żeby zastanawiać się, co jest dalej. Można przyjąć zgodnie z tym, co piszesz, że tego "dalej" nie ma w świecie rzeczywistym. Jednak siła, moc, potęga autorów polega na tym, że potrafią do nas dotrzeć, nami wstrząsnąć, sprawić, że zaczniemy myśleć o tym, co chciał przekazać, niekoniecznie wprost. Twórczość Dicka znam bardzo dobrze. Nie poruszyłeś najważniejszej kwestii - Dick, czy to pod wpływem narkotyków, które notorycznie zażywał w latach 70, miał obsesje nierzeczywistości rzeczywistości. Coś jak Matrix. Wszystkie książki, które przeczytałam, mają to właśnie sedno - co jest prawdziwe, co nie, czy my jesteśmy prawdziwi, czy ktoś nas wymyślił, czy świat, w którym żyjemy, jest prawdziwy, czy jest to matrix, i co to znaczy, czy jest prawdziwy. Naprawdę sądzisz, że takie pytania ograniczają się do ram książki / filmu? Że nie wykraczają poza i nie przenikają (umownie) do rzeczywistości, do nas? Przecież w dużej mierze z tego się składamy - z wizji, przemyśleń na temat obejrzanych filmów, przeczytanych książek.
Bardzo mi się nie podoba, że używasz pejoratywnych określeń na coś, z czym się nie zgadzasz (zauważ, że nie piszę - nie rozumiesz). Dlaczego kpisz z ludzi, którzy wierzą w Boga? Czujesz się lepszy i mądrzejszy, bo nie wierzysz? Śmieszne to.
Odnosząc się do tego, co piszesz o Deckardzie - dla kogoś może ma znaczenie to, kim on jest (człowiek / android). Dla kogoś jednak ważne jest co innego, np. to, że pewna UMOWNOŚĆ została wprowadzona: nie każdy człowiek jest człowiekiem; są androidy emocjonalnie i uczuciowo wyżej stojące niż ludzie. Lub z innej beczki, co by było gdyby to państwa osi wygrały wojnę.
Z mojej strony EoD.

ocenił(a) film na 7
Nina281

O widzisz, z "wiadomo" wcale nie jest tak, jak piszesz. To już jednak złożone zagadnienie, co to znaczy "wiedzieć". Załóżmy, że jesteś na mocnej linie i "wiesz", że nie spadniesz, a jednak adrenalina leci do krwi, przy poruszeniu liny złapiesz się czegoś kurczowo. To wiesz, czy nie wiesz, że lina Cię trzyma?

Umieć powiedzieć "ależ oczywiście, to tylko film" to niezupełnie to samo, co wiedzieć. Z pewnością każdy oszołom, który tu błądzi, umie powiedzieć, że to tylko filmy są. A jednak mimo tego oni szukają "reszty" fabuły, tak jak człowiek na linie szuka jakiegoś chwytu. Jest w posiadaniu informacji i umie ją powtórzyć, ale nie umie się zachowywać tak, jakby w nią wierzył. Jego mózg nie wierzy, jego ciało nie wierzy.

Zręczność autorów rzeczywiście polega na tym, że mają wpływ. Tym większy, im bardziej czytelnik/widz jest naiwny. :) Mam opory przed nazwaniem tego "wielkością", bo technicznie rzecz ujmując jest to wykorzystanie błędu w ludzkim oprogramowaniu. (Szerzej: duża część kultury jest nieracjonalna. Istnieje, bo ludzki umysł jest dziełem przypadku, więc "podobają się" nam pewne wzorce. Podobnie "smakują nam" potrawy, bo pewne preferencje smakowe naszych przodków zapewniły im przetrwanie. Cenimy własną kulturę, ale to docenienie jest właśnie ewolucyjnym przypadkiem, ściśle rzecz ujmując - błędem w kopiowaniu genów).

Jeśli chodzi o dopatrywanie się, co też autor nie wprost chciał przekazać - Twoja teza jest mocno wątpliwa. Po pierwsze, gdy się autorowi zemrze, to nie sposób sprawdzić, czy coś miał na myśli. Po drugie, załóżmy nawet, że autor żyje, ale gdy już zrobi dzieło, ktoś mu przypisze jakąś interpretacje, której on nie miał - a on przytaknie, żeby zrobić wrażenie. Zatem nawet gdy autor potwierdza, że coś miał na myśli, mamy tylko wiarę. Ale idźmy dalej: załóżmy, że autor zrobi błąd, jak Scott z liczbą replikantów. Ten przykład nie był przypadkowy. Błąd autora jest punktem wyjścia dla jednej z najciekawszych interpretacji. Autor może nie mieć pojęcia, co odkryje widz. Dzieło żyje własnym życiem, stanowi punkt wyjścia dla myśli widza, ale myśli te wcale nie muszą kierować się ku myślom autora, gdy tworzył. Ani się to nie dzieje, ani nie sposób uzasadnić, że się dziać powinno. Fakt, że ludziom się coś spodobało, może równie dobrze oznaczać przypadek - a autor wcale nie jest "wielki", bo już swojego sukcesu wcale powtórzyć nie umie. Czy to coś zmieni w znaczeniu dzieła? Autora można (bo nie trzeba) traktować jako zupełnie nieistotnego dla dzieła.

Pytania Dicka nie ograniczają się do ram książki, podobnie jak słowo "koń" ma też znaczenie poza książką o ułanach. Cóż z tego? Nie o tym jest mowa. Ludzie w tym wątku nie zadają sobie filozoficznych pytań, czy są prawdziwi (a jeśli zadają, to - popatrz - zupełnie im nie odpowiadam). Zadają sobie natomiast pytanie o to, co było w filmie poza filmem. Zadają te pytania przy każdym filmie, który im się wydaje niejednoznaczny. Widziałem niedawno "Polowanie". Zerkniesz na forum, że różnie interpretują zakończenie i wymowę? Podać Ci jeszcze 20, 50 przykładów? Im więcej, tym dłużej to potrwa, bo mi się wcale nie chce przeglądać wypowiedzi naiwniaków, ale przecież nie boję się, że nie znajdę. A Ty spróbuj znaleźć jedno zdanie mojej krytyki pod adresem osoby, która się zastanawia, czy jest prawdziwa. :) 50 do 1 to dobre wyzwanie?

Z pewnością składamy się w dużej mierze z wizji. Składamy się, przede wszystkim, z dużej mierze z błędów, wobec tego Twój argument nie jest w opozycji do mojego. Mój ma uwidocznić czyjś błąd, Twój - że się z tych błędów składamy, nie czyni błędów czymś poprawnym i właściwym.

Nie zawsze używam pejoratywnych określeń na coś, z czym się nie zgadzam. Na przykład kupa śmierdzi, a wątróbki zapachu nie lubię - widzisz różnicę?

Gdy dwie osoby się nie zgadzają, mogą sobie wzajemnie mówić "nie rozumiesz", ale niekoniecznie mają obie wtedy rację. Jeśli kiedyś nie zrozumiem, możesz to napisać. Tylko spróbuj jeszcze uzasadnić.

Kpię z ludzi, którzy wierzą, że czarny kot przynosi pecha, a szczepionki robią z ludzi cyborgów. Bóg jest między jednym poglądem a drugim. Kpię - bo błądzą, bo wychodzą z nich kompleksy, potrzeby, złudzenia, błędy, błędy, błędy. A gdy myśl nie daje się uzasadnić logicznie, uzasadnia się ją paranormalnie. Zawsze popełniając jeden błąd mniej czuję się, jakbym popełniał jeden błąd mniej. To z pewnością strasznie nietaktowne. Śmieszne, to gdy w XXI wieku ktoś wierzy w świętość kilku komórek, w dzieci rodzone przez dziewice, w sprawiedliwość stręczyciela/gwałciciela własnych córek, w nieczystość krewetek czy konieczność kamienowania kogoś za pracę w zły dzień tygodnia. W ogóle oparcie się na książce fantasy w tworzeniu obrazu świata to coś jednak bardziej śmiesznego niż logika.

ocenił(a) film na 8
hyrkan

OK, niech będzie, choć nie powinnam odpowiadać, ponieważ nie zwykłam dyskutować z kimś, kto personalnie mnie tyka aroganckimi wypowiedziami.
Wiesz, gdzie jest problem? W tym, że zakładasz, że ludzie (wszyscy, prawie wszyscy, ci, co tu piszą) wierzą w to, że poza daną nam przez autora treścią jest REALNA treść nam niedana. Jest coś takiego jak ekstrapolacja - może o tym niektórzy mówią? Zdaję sobie sprawę z tego, że mam (jak każdy człowiek) inklinacje do pewnego rodzaju filmów, muzyki, obrazów, form rozrywki. Moje inklinacje wynikają z tego, jak zostałam zaprojektowana na poziomie genów, w jakich warunkach się chowałam, co oglądałam i czytałam jako dziecko, tudzież jakie są moje doświadczenia życiowe (to najbardziej). Dlaczego ktoś jest racjonalistą, a ktoś nie? Raz jeszcze powtórzę, gdyby dobry Bóg chciał abyśmy wszyscy byli jednakowi, wszyscy mielibyśmy nogi w szynach (= byli jednakowi pod każdym względem).
Piszesz: Dzieło żyje własnym życiem - i o to właśnie chodzi, pewne dzieła są tak doniosłe (społecznie - grupowo lub dla danej jednostki), że rzeczywiście żyją poza czasem i wykreowaną przestrzenią. Kultura to niedoskonałość? Wybacz, kultura to jedna z niewielu doskonałość na tym świecie. Nauka? Za 100 lat nasze wnuki będą pękać ze śmiechu nad tym, co nazywaliśmy faktem naukowym. 5000, 10000 lat temu powstawały dzieła sztuki różnorakiej, które do dziś nas zachwycają. I jeśli przetrwają drapieżność współczesnego człowieka, za 5000 lat też może będą zachwycać. Mogę tylko powiedzieć jedno: wiem, o czym mówisz, i nie do końca się z tym zgadzam. Jeśli pozostajesz zamkniętym na doświadczenia pozazmysłowe (bardzo szeroko rozumiane) oczywistym jest, że ich nie potrafisz zrozumieć. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale po proponuję trochę więcej pokory, wyjdzie na zdrowie. Poczucie własnej wartości to jedno, a arogancja w traktowaniu wszystkiego, co myśli inaczej, to drugie. Pytanie o istnienie Boga (czy jak zwał tak zwał) są tak stare jak ludzkość. Kiedyś (jeszcze ze 150 lat temu) uważano, że atom jest niepodzielną, najmniejszą cząstką elementarną. Dziś wiemy to co wiemy i chyba nie muszę pisać, z czego składa się atom. Więc śmieje się ten, kto się śmieje ostatni, na razie takiego nie ma, więc możemy swobodnie dyskutować czyje jest na wierzchu. W każdym razie dobrze jest dyskutować bez agresji, personalnych wycieczek i poniżania osób o innych poglądach.
Ta dyskusja jednak donikąd nie doprowadzi a ja właśnie po raz drugi oglądam Twin Peaks 2017 (uważam ten film za genialne arcydzieło i uwielbiam analizować do bólu ten film) więc oddalę się w kierunku HBO:-)

ocenił(a) film na 7
Nina281

1. Mam się cieszyć czy smucić, że postępujesz wbrew sobie? Ja przecież nie wątpię, że dyskutujesz raczej z ludźmi, którzy Ci błędów nie wytykają. Tak łatwiej, prawda?

2. Nie, nie zakładam.

3. "wszyscy"? W moich wypowiedziach nie było takich określeń. Jeśli były - wskaż.

4. Bóg to taki Sauron, tylko mniej prawdziwy? Bo nie rozumiem, jakie istoty fantasy włączasz w argumentację.

5. Ja Cię nie pytałem, czy kultura to niedoskonałość. To jest fakt.

6. Nieco ponad dwa tysiące lat temu Seleukos i Arystarch rozpatrywali hipotezę istnienia wielu światów wokół wielu gwiazd. Chrześcijaństwo za podobny pogląd spaliło Bruna cztery wieki temu. Podejrzewam, że osoby palące innych na stosach będą się nabijać z nauki w każdym wieku, a potem pójdą dostrzegać wizerunki świętych na pizzy.
Fakt, że niektóre osiągnięcia sztuki się nadal podobają, nie zmienia innego - że jednak częściej używasz koła, ognia i papieru niż jaskiniowego wizerunku tura. A gdyby dodać do tego osiągnięcia nauki sprzed trzystu, dwustu czy stu lat, to używasz ich tysiące razy na dzień, raczej bez wyśmiewania. Oczywiście mogę się mylić i to Duch-Gołąb wkleja Twoje posty na forum, wszystko bez związku z algrebami Boole'a, półprzewodnikami, elektromagnetyzmem, teorią informacji, termodynamiką etc...

7. Pozostając zamkniętym na niedotlenienie mózgu nie potrafię cenić niedotlenienia jako własnego boga. Nie czczę niedotlenienia, nie buduję mu świątyń i nie wmawiam innym, że nie rozumieją mojego niedotlenienia.

8. A skąd wiesz o pokorze? Czy masz jakieś doświadczenie, na przykład wiele dekad braku pokory przy pustym, pełnym hipokryzji gadaniu o jej wartości?

9. Nowotwory (ludzkie) też są chyba stare jak ludzkość.

10. Widzisz, nauka sprawdza swoje hipotezy. Natomiast inni ludzie prawie dwa tysiąclecia temu myśleli, że jeśli anioł przyleci z mocą gołębia, to może zapłodnić kobietę i urodzi się chłopiec. A potem minęło sporo czasu i urodziły się miliardy ludzi - przy tym dokładnie zero za sprawą anioła z mocą gołębia, a mimo to całkiem sporo ludzi nie potrafi swoich poglądów zweryfikować. Przy tym rozbicie atomu jest trochę trudniejsze niż zorientowanie się, że ludzie się jednak nie rodzą od wizyt aniołów z mocą gołębia.
Poważnie chcesz zaryzykować rozmowę o tym, co jest żenująco śmieszne?

11. Nie jesteś wszystkim. Ogólnie rozmawiam czasem z idiotami, bo jestem całkiem uprzejmy. Idioci mają duży problem z odróżnieniem, czy są pojedynczymi idiotami, czy wszystkim. Rzadko, naprawdę, zdarza się, żeby idiota uważał, że ja jestem arogancki w stosunku do niego. Często idiota uważa, że jest wszystkimi ludźmi świata i mówi mi, że jestem arogancki w stosunku do wszystkich. A powiedz mi, ile moich rozmów z ludźmi, którzy myślą inaczej, widziałaś, z mocą gołębia lub bez?

12. Są, rzeczywiście, stada małp, których rozmowa jest niemerytoryczna, ale pełna iskania. Ja tym małpą dobrze życzę.

13. Również uważam, że nie zrozumiesz. Pozdro dla gołębia, jak spotkasz.

SickMind

Dobra, niech będzie ,że się wygłupie, ale skoro taśmy kręcił Fred, to kto nakręcił taśme jak morduje żone? Kamera nie stała w miejscu, tylko ktoś nią przesuwa. Skoro zostało nagrane to nie była jego wyobraźnia chyba nie?

ocenił(a) film na 8
Monika1514

Wymyślone alter ego Freda. Ktoś moim zdaniem słusznie zauważył, że scena ta, mimo, że nagrana w konwencji snu, dzieje się (jako jedna z niewielu w filmie) naprawdę. Fred wymyślił nagrywanie - ponieważ nie robił tego na jawie (nie miał kamery), więc w ten sposób, mimo, że jego mózg odtwarza rzeczywiste zdarzenia, on oddziela się od tego poprzez kamerę, której nie posiada.

ocenił(a) film na 8
SickMind

Posłuchajcie sobie tego - robi się ciekawie od 6 minuty mniej więcej
https://www.youtube.com/watch?v=_rcv1W146Gs

użytkownik usunięty
SickMind

KIEDY POLICJANT ZWRACA UWAGĘ NA BRAK ZDJĘĆ ?!
:)
Nie znam takiej sceny

użytkownik usunięty

„Pamiętam, że kiedy grano „Zagubioną autostradę” na TVP2, to Grażyna Torbicka przytoczyła scenę, w której Fred i Rene wzywają do siebie do domu policjantów i jeden z nich zwraca uwagę na brak zdjęć. Fred mówi wtedy, że lubi pamiętać rzeczy po swojemu, niekoniecznie tak, jak się działy. Nasza Grażyna powiedziała, że wyczuwa, iż to zdanie było istotne, a Lynch potwierdził to. Powiedział, że to coś w rodzaju zdania-klucza. To już jedna rzecz o Fredzie, jaką wiemy na pewno — lubi po swojemu.”

ocenił(a) film na 6

Drobna nieścisłość - nie ma mowy o zdjęciach. Dialog dotyczył pytana: "Czy posiadacie kamerę video?"

użytkownik usunięty
SickMind

Mały szczegół, który zauważyłam Rene i Alice noszą te same czarne buty na obcasie :)
to jedna i ta sama kobieta

SickMind

szkoda że ja tu nie widzę nic genialnego :-)

ocenił(a) film na 9
SickMind

Nie wiem, czy ktoś to już napisał, nie chce mi się czytać wszystkich komentarzy - ale warto zwrócić uwagę na to, że gdy bohater po raz pierwszy widzi fotkę z Andym, Laurente'em, i jego "dwoma" partnerkami, Alice ma twarz Tajemniczego Mężczyzny. Kilka sekund później patrzy znowu - i jest tam już normalna Alice :)

ocenił(a) film na 1
SickMind

Ale esej naisales! Tak naprawde to nawet Lynch nie wie, o co w tym filmie chodzi...

SickMind

przeraża mnie jak dużo filmów tego pana jest wyjaśnianych schizofrenią. tu nie ma normalnego wyjaśnienia jakim byłyby urojenia, wszystko dzieje się naprawdę w tym świecie który sobie stworzył ten reżyser. jakaś forma sensu jest zawsze i można ją dostrzec przez symbole, które przewijają się przez każdy jego twór (motywy snu, firanki jak z twin peaks, tajemniczy dziwnie wyglądający pan czy motyw istnienia tylko na taśmie jak w mullholand drive). nawet postacie przez wszystko co lincz tworzy przewijają się w tych samych aktorach. nie ma żadnego odniesienia do frojda bo nauka w żadnej formie nie jest tym co lincza obchodzi, nawet sam wierzy w wiele rzeczy które nie są prawdziwe a podaje je za fakt, nawet w filmach XD jeżeli komuś się chce interpretować surrealizm, to w tym przypadku trzeba obejrzeć wszystko co stworzył, przyglądać się podobieństwu postaci które grają ci sami aktorzy, elektryczności, motywom snu przez firanki czy innych białych koni, garmenbozji i wszystkiego tam. nie można sobie od tak zinterpretować czegoś co jest częścią całego świata tego reżysera jako osobny twór bo wtedy to nie ma sensu. karzeł z twin peaks i karzeł z mullholand to ta sama postać, baba z grzejnika i dziwna baba z czarnej chaty to ta sama osoba, nawet przewija się ta sama małpa co jakiś czas, a każdy film czy serial zawsze mówi przez elektryczność widzowi o samym sobie i że wie że jest filmem

SickMind

ad: "Alice proponuje Peteowi ucieczkę. Mówi, że okradną jej znajomego, Andyego, a potem pojadą do innego znajomego, który pomoże im w podrobieniu dokumentów. Alice usypia czujność Andyego i wtedy do Hotelu Zagubiona Autostrada wkrada się Pete. Po krótkiej bójce Andy ląduje z narożnikiem szklanego stołu w głowie (a matki zawsze ostrzegały przed takimi wypadkami!). Ponieważ Peteowi leje się krew z nosa udaje się do łazienki, ale zamiast tego trafia do pokoju numer 25, gdzie doznaje jakieś fantasmagorycznej wizji przedstawiającej Alice/Rene uprawiającą seks. Zamyka drzwi i wraca na dół."

Wczoraj powtórzyłem seans i o ile ta interpretacja bardzo mi pasuje, zauważyłem kilka niezgodności z fabułą:
1. Alice i Pete jadą do domu Andiego i właśnie tam zostaje zabity, a nie w hotelu Lost Highway. Korytarz na górze jest moim zdaniem przetworzonym obrazem wydarzeń, które utkwiły Fredowi w pamięci z faktycznych wydarzeń w hotelu. Kobieta która kocha się w pokoju 26 jest tylko podobna do Renee/Alice i jest odbiciem Renee w fantazji. Dopiero kolejna scena, gdy Fred odjeżdża spod chaty na pustyni (również uważam, że jest kolejnym etapem fantazji) dzieje się w hotelu LH. Tu korytarz wygląda już inaczej i w pokoju jest faktyczna Renee. Jednak ta scena nie może być prawdziwa, ponieważ pojawia się w niej Mystery Man.

ad: "Jesteśmy już blisko końca. Oto policjanci, którzy kontrolowali wcześniej mieszkanie Freda i Rene wraz z dwoma, którzy śledzili Petea, są w hotelu Zagubiona Autostrada i oglądają miejsce, w którym Andy dokonał swojego żywota, oraz zdjęcie, które Pete widział wcześniej, tym razem jednak jest ono inne: przedstawia Andyego, Rene i pana Eddyego. Nie ma na nim Alice. W końcu nigdy nie istniała. Jeżeli miałbym typować sceny nie będące wytworem wyobraźni Freda, to ta byłaby jedną z nich. (Podobnie jak ujęcie martwego pana Eddyego na pustyni.)"

Scena z detektywami w domu Andy'ego również nie jest moim zdaniem prawdziwa. Owszem, brakuje Alice na zdjęciu, lecz detektywi stwierdzają, że wszędzie jest pełno odcisków Pete'a, a ten przecież nie istnieje.

Może to jest kolejny etap fantazji Freda,w którym coraz więcej niechcianej prawdy przebija się do jego głowy.

ocenił(a) film na 8
grzegorz_uznanski

Całkiem mocny jest fakt, że dyskusja o tym filmie pod tym postem trwa od 10 lat xd chętnie zajrzę tu za 100

ocenił(a) film na 10
SickMind

Policjanci w hotelu mówią, że dziewczyna ze zdjęcia to żona Freda, a po chwili, że wszędzie są odciski Pete'a. Więc czy ta scena również dzieje się w głowie Freda?

SickMind

Prawie nabrales mnie, że jestes inteligentny :) Prawie, bo gdybyś był zawarłbyś ten rozwlekły moralitet w jednym zdaniu, a nie w tak obszernej epistole. Krótko: facet nie mogl sobie poradzić z projekcją i przeniesiem, które zaistniały jako silne mechanizmy obronne przed konfrontacją z dopuszczenia się rzeczy niewybaczalnych (w swoim własnym pojęciu).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones