Technicznie ten film jest bardzo dobry, z klimatem co najmniej umiarkowanym. Fabularnie- zależy
kto patrzy. Po mocnym jebnięciu (za przeproszeniem) początkowym jakim jest objawienie się
wielkiej, kamiennej, latającej głowy (czy tylko mi się kojarzyła z głową Marxa?), rzygającej
karabinami i trawestując, przekazującej: "Zabijajcie się", film mocno się rozpręża w rozwinięciu.
Chociaż może to ja, człowiek XXI wieku z głową napchaną popkulturową papką, jak żołądek gęsi w
wytwórni pasztetu, nie potrafię docenić oryginalności tego dzieła, bo już to widziałem, bo wiem co
się wydarzy. Sorry, komuna artystyczna przejęła te idee i wtłoczyła do mojej świadomości pod
postacią tysiąca filmów i dziesiątek książek.
Sam wydźwięk filmu? Jedna wielka apoteoza seksualności. I jak tu go nie lubić?