Recenzja filmu

Głód (2008)
Steve McQueen
Michael Fassbender
Stuart Graham

Ofiary na ołtarzu idei

Oglądając "Głód", trudno uwierzyć, że jest to dzieło debiutanta. Przemyślany, niemal bezbłędnie skonstruowany obraz zdumiewa dojrzałością, wyczuciem warsztatowym i narracyjną bezkompromisowością,
Lepiej późno niż wcale – ta maksyma jest z całą pewnością prawdziwa w odniesieniu do "Głodu", znakomitego debiutu Steve'a McQueena. To mocne, bezkompromisowe kino demaskujące mit heroicznej walki i śmierci za ideały i pokazujące, że koniec końców ofiarami są ludzie – nie wojownicy czy kryminaliści, jak określa ich propaganda – ale jednostki, istoty z krwi i kości. "Głód" to ołtarz poświęcony bezsensowności ofiar ponoszonych w imię idei. Skonstruowany zgodnie ze sztuką średniowieczną składa się z dwóch skrzydeł i części środkowej. Pierwsze skrzydło przedstawia Irlandię Północną przełomu lat 70. i 80. Jest to czas narastającego napięcia pomiędzy katolikami i protestantami, którego podłożem była decyzja władz brytyjskich o traktowaniu członków IRA i innych bojówek jako zwykłych kryminalistów, nie zaś więźniów politycznych. Rezultatem były bunty w więzieniach, protesty, a nawet strajk głodowy w 1980 roku. Odpowiedzią władz była nieugięta retoryka i brutalna przemoc. W tej części filmu mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, którym są Irlandczycy stojący po obu stronach barykady: strażnik więzienny, policjant, uwięzieni członkowie IRA i ich rodziny. McQueen maluje ponury krajobraz życia bohaterów zdesperowanych, zagonionych w ślepy zaułek, z którego nikt, nieważne po której stoi stronie, nie może uciec. Wszyscy są tu niewolnikami wojny o wyższe cele, a jedynym rozwiązaniem zdaje się być eskalacja przemocy, bólu i cierpienia. Drugie skrzydło filmowego ołtarza McQueena poświęcone jest Bobby'emu Sandsowi - inicjatorowi strajku głodowego w marcu 1981 roku i jego pierwszej ofiary. Sands, członek IRA jest zagorzałym zwolennikiem idei zjednoczenia Irlandii. Dla zwycięstwa jest w stanie zrobić wszystko, nawet zagłodzić się na śmierć. W trakcie 66-dniowej głodówki Sands stał się bohaterem dla wielu Irlandczyków, zdołał nawet wygrać wybory do brytyjskiego parlamentu. Jednak to nie polityczny wymiar protestu Sandsa interesuje McQueena, lecz jego osobiste doświadczenie. Przez pół godziny jesteśmy świadkami stopniowej anihilacji człowieka. Reżyser ani przez chwilę nie łagodzi grozy umierania. To wstrząsające, mocne kino, wymagające od widza niezwykłej odporności emocjonalnej. Bezwzględna surowość jest jednak całkowicie uzasadniona. Dzięki niej udało się pokazać, jak giną ideały, kiedy życie przecieka między palcami. Kiedy Sands z trudem oddycha, jest niemal całkiem ślepy, wolna Irlandia Północna to ostatnia rzecz, o jakiej myśli... jeśli jeszcze o czymś w ogóle myśli. Pomiędzy oboma skrzydłami znajduje się część centralna – mistrzowska 22-minutowa sekwencja zrealizowana w jednym ujęciu. To dialog pomiędzy Sandsem, który właśnie zdecydował się na strajk głodowy, i księdzem próbującym mu ten pomysł wyperswadować. Scena ta jest małym kinowym arcydziełem. Tak znakomicie napisanych dialogów, tak wspaniale odegranych przez aktorów prawie w ogóle się w kinie nie ogląda. I choćby tylko dla tej jednej sceny trzeba "Głód" zobaczyć, choć tak naprawdę reszta stoi na niemal równie wysokim poziomie. Oglądając "Głód", trudno uwierzyć, że jest to dzieło debiutanta. Przemyślany, niemal bezbłędnie skonstruowany obraz zdumiewa dojrzałością, wyczuciem warsztatowym i narracyjną bezkompromisowością, która rzadko zdarza się nawet prawdziwym mistrzom kina. Dzieło McQueena można postawić w jednym rzędzie z takimi obrazami jak "Ładunek 200" czy "Import/Export" – wszystkie je łączy piorunujący wpływ na emocje. W kinie brytyjskim to zupełnie nowa jakość, wyrazisty głos zwiastujący narodziny nowego reżyserskiego talentu. Jednak "Głód" to także objawienie aktorskie. Michael Fassbender pozbył się wszelkich zahamowań, nie tyle grając Sandsa, ile się nim stając. I choć trudno pochwalać fizyczne poświęcenie, na jakie wystawił swoje ciało, trzeba przyznać, że ostateczny efekt powala na kolana. Fassbender znany jest z innych kreacji. W kilku filmach pokazał już, że jest wszechstronnym i utalentowanym aktorem. W "Głodzie" wzniósł się jednak na wyżyny osiągalne dla nielicznych. To po prostu trzeba zobaczyć.
1 10
Moja ocena:
9
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Głód" nie jest filmem dla każdego. Nie jest filmem, na który ludzie tłumnie szli do kina, nie jest... czytaj więcej
Nie specjalnie mam ochotę na wdawanie się w polityczne rozprawy. Nie mam również w zwyczaju wystawiania... czytaj więcej
Pierwszy pełnometrażowy film Steve'a McQueena okazał się nie lada sukcesem. Reżyser już na początku... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones