Recenzja filmu

Jestem najlepsza. Ja, Tonya (2017)
Craig Gillespie
Margot Robbie
Sebastian Stan

Za wszelką cenę

Tym, co odróżnia film Craiga Gillespie od standardowej biografii, jest nie tylko wiarygodność w opowiadaniu historii i pełnokrwistość postaci, ale przede wszystkim zmienność jego nastroju.
Kolejna sztampowa, hollywoodzka biografia sportowa, w której bohaterka pokona przeciwności losu, uroni łezkę przy dźwiękach amerykańskiego hymnu i odbierze swój upragniony złoty medal olimpijski? Nic z tych rzeczy.

"I, Tonya" to diament pośród tego typu historii. Skonstruowany z jednej strony ze stylizowanych na materiały archiwalne wywiadów z głównymi bohaterami, z drugiej - ukazujący osobiste dramaty łyżwiarki figurowej, Tonyi Harding (Margot Robbie). Żałosne próby usprawiedliwienia zarówno tłamszącej matki LaVony (Allison Janney), jak i maltretującego ją męża Jeffa (Sebastian Stan), zweryfikują wydarzenia, które widzimy na ekranie. Staniemy się świadkami kolejnych kłód rzucanych pod nogi łyżwiarki z niemal każdej strony. Z pomocą w systematycznym zniechęcaniu do kontynuowania dalszej kariery przyjdą nie tylko jej najbliżsi, ale również decydenci z tzw. "środowiska". Dla jury ważniejsze od talentu i techniki - niespotykanej jak dotąd u żadnej zawodniczki – staną się jej "maniery" i pochodzenie. Czy mimo wszystko Tonya wyjdzie z tego zwycięsko?


Tym, co odróżnia film Craiga Gillespie od standardowej biografii, jest nie tylko wiarygodność w opowiadaniu historii i pełnokrwistość postaci, ale przede wszystkim zmienność jego nastroju. Z jednej strony mamy tu powagę sugestywnych scen dramatów rodzinnych i pełnej napięcia rywalizacji sportowej, z drugiej – zdystansowaną i momentami groteskową tragifarsę, łączącą styl Davida O. Russella ("Fighter", "American Hustle") z motywami żywcem wyjętymi z dzieł braci Coen.

To nie jedyne zalety filmu. Kolejnym jego atutem jest z pewnością warstwa techniczna. Dynamiczna praca kamery nadaje tempo opowiadanej historii, szczególnie dobrze sprawdzając się w scenach występów Tonyi. Nagłe zbliżenia, szybkie kręcenie wokół osi bohaterki współgrające z doskonałym montażem, wypadają niezwykle efektownie i robią piorunujące wrażenie. To jednak nie koniec pozytywnych aspektów filmu. Margot Robbie i Allison Janney nie tylko tworzą doskonały, oparty na świetnych dialogach duet, co grają prawdziwy aktorski koncert. To dwie autentyczne kreacje, genialne w najdrobniejszym calu - począwszy od charakteryzacji, poprzez wszelkie manieryzmy i styl mówienia, na wyrażaniu emocji za pomocą mimiki twarzy kończąc. Cieszy fakt, że twórcy dostrzegli w Margot Robbie coś więcej niż urodę, dając jej szansę wyjścia ze swojego klasycznego emploi – rozpieszczanej przez miliardera blond-piękności, niezrównoważonej psychicznie blond-piękności albo po prostu nie odznaczającej się niczym szczególnym blond-piękności – i pokazać pełnię jej aktorskich możliwości.


"I, Tonya" to portret kobiety, próbującej za wszelką cenę udowodnić sobie i wszystkim tym, którzy w nią nie wierzą, że jest najlepszą łyżwiarką figurową na świecie. Niby nic odkrywczego. Jednak dzięki pracy całej filmowej ekipy dostajemy coś więcej niż tylko kolejną biografię. Pozostaje bić brawo twórcom za to, że nie poszli na łatwiznę, zawiesili sobie wysoko poprzeczkę i pokusili – używając łyżwiarskiej terminologii – o wykonanie potrójnego axla. Udało się i to z wysokimi notami za styl.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Biografie stanowią niewdzięczny materiał na film. Trudno w dwie godziny streścić czyjś życiorys,... czytaj więcej
"Ameryka, sami wiecie… potrzebują kogoś kochać, ale potrzebują też kogoś, kogo będą mogli nienawidzić."... czytaj więcej
W ostatnich latach jesteśmy zalewani ilością filmów biograficznych o znanych aktorach, piosenkarzach,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones