Recenzja filmu

Aniołowie o brudnych twarzach (1938)
Michael Curtiz
James Cagney
Pat O'Brien

Whadda ya hear! Whadda ya say!

Kino gangsterskie lat 30., dziś kojarzone już raczej z jego ogólnym klimatem niż z konkretnymi tytułami, wytworzyło swego czasu swoisty paradoks. Twórcy pierwszych produkcji z tego gatunku
Kino gangsterskie lat 30., dziś kojarzone już raczej z jego ogólnym klimatem niż z konkretnymi tytułami, wytworzyło swego czasu swoisty paradoks. Twórcy pierwszych produkcji z tego gatunku zdecydowanie i wprost piętnowali wydarzenia rozgrywające się na ekranie. "Wróg publiczny nr 1" w zamierzeniach miał być dziennikarskim sprzeciwem wobec przemocy rozgrywającej się na ulicach, oraz bezsilności władz i społeczeństwa; najlepiej dziś pamiętane "Człowiek z blizną" i "Mały Cezar" to historie nieuchronnych upadków ze szczytów osiągniętych na drodze przestępstwa. Tym, co zadecydowało wówczas o popularności gatunku, nie były jednak aspekty wychowawcze tych filmów - to ogromne stężenie okrucieństwa i przemocy niespotykanej dotychczas w kinie budziło perwersyjną ciekawość odbiorców.

Postaci, które z założenia miały być dla publiki odrażające, stawały się bożyszczami tłumów. Widzowie podziwiali odwagę gangsterów, ich przywiązanie do swoistego kodeksu honorowego i przede wszystkim nieustanne, bezwzględne parcie do upragnionego celu - posiadali oni zestaw cech wyrastających i zarazem będących spełnieniem zachodniego indywidualizmu. Z czasem, kiedy producenci zauważyli, że to w istocie płynący z ekranu cynizm tak skutecznie wypełnia sale kinowe, elementy moralizatorskie zaczęto coraz głębiej maskować. Jedną z najwyrazistszych ikon tego okresu obok Robinsona czy Muniego stał się James Cagney, który swoją charyzmą idealnie wpisywał się w schemat modelowego kryminalisty zdobywającego serca publiczności. Kunszt opłacał jednak monotonią- gangsterów grał tak dobrze, że trudno mu było zaangażować się i odnieść sukces w ramach projektów dalekich od nurtu kryminalnego. Zmęczony swoim dotychczasowym wizerunkiem, ale też i pełen ambicji zaprezentowania swoich bogatych umiejętności aktorskich, Cagney zapoznawszy się ze scenariuszem, bardzo entuzjastycznie podszedł do projektu "Aniołów o brudnych twarzach"- filmu będącego rozliczeniem z dotychczasowym kinem gangsterskim.
 
Michael Curtiz opowiada w "Aniołach…" historię dwóch przyjaciół wychowujących się wspólnie na ulicy. Rocky Sullivan (Cagney) trafia w młodości do zakładu poprawczego i zostaje gangsterem, natomiast Jerry Connoly (O'Brien) zakładu unika, więc zostaje… księdzem. Dychotomia tych dwóch postaci może się na początku wydawać zbyt jaskrawa, ale film unika bijących po oczach kontrastów moralnych tak popularnych w tym czasie w westernach. Mimo, że Rocky i Jerry reprezentują różne postawy życiowe, to wartości przez nich wyznawane pozostają tożsame, a ich przyjaźń jest tak głęboka, że spory ideologiczne nie są w stanie jej zaszkodzić. Obaj głęboko cenią sobie honor i chociaż z czasem każdy z nich zaczyna go definiować trochę inaczej, to są przeświadczeni, że w życiu należy kierować się twardymi zasadami, zawsze walczyć do końca i nie dawać sobą pomiatać. Na różne sposoby realizują więc topos mężczyzny-wojownika. Przestrzenią, a zarazem obiektem ich zmagań staje się uliczna banda chłopców, w której mężczyźni widzą odbicie samych siebie sprzed lat. W role młodocianych chuliganów wcielają się tu The Dead End Kids - grupa niesamowicie naturalnych młodych aktorów sformowana na potrzeby filmu "Ślepy zaułek", która łącznie pojawiła się w aż siedmiu filmach.
 
Jerry, a później i Rocky, utożsamiając się z chłopakami, przywiązują się do nich. Ale o ile ojcowi Connoly zależy na tym, żeby dobrze wychować chłopców, żeby nie stoczyli się na złą drogę, o tyle Sullivan przede wszystkim przegląda się w ich zachwycie, nie przejmując się szczególnie ich dalszymi losami. Wychowanie czy szerzej środowisko pełnią w filmie rolę szczególną.
 
O tym, który z głównych bohaterów trafia do poprawczaka decyduje czysty przypadek. Co prawda już od początku u Rocky’ego akcentuje się większą niż u Jerry’ego zaczepność i konfliktowość, ale jako główny czynnik który go ukształtował przedstawia się otoczenie w jakim przyszło mu przymusowo dojrzewać. Można więc zauważyć, że środowisko społeczne determinuje rozwój obu przyjaciół prowadząc ich naturalne usposobienia w odmiennych kierunkach, niejako tworząc dwa warianty jednej osoby. Więzienie sprzyja wzrostowi zadziorności Sullivana, natomiast uświadomienie sobie realności możliwych konsekwencji dotychczasowego życia kieruje Connoly’ego na ścieżkę duchową.
 
Jerry Connoly jest od przyjaciela znacznie dojrzalszy. Mając świadomość tego, jak ważne jest środowisko dorastającej młodzieży, stara się chłopców ustrzec od losu swojego przyjaciela. Realizując swoje życiowe wartości wybiera trudniejszą, ale pełniejszą drogę. Ta dojrzałość ma jednak swoją cenę. Connoly jest tak oddany swoim ideałom, że w spełnianiu ich musi przeciwstawić się swojemu najlepszemu przyjacielowi. Ocena moralna Jerry’ego zależy więc od punktu widzenia: dla jednych będzie fanatykiem, który w imię abstrakcyjnych wartości poświęca najlepszego przyjaciela, dla innych znowu człowiekiem tak dojrzałym, że zdolnym do wzniesienia się ponad własne sympatie w imię wyższego dobra. Co bije niestety po oczach to fakt, że krucjata duchownego wydaje się zbyt łatwo przeć do przodu. Gangsterzy, którym się przeciwstawia sprawiają wrażenie zbyt niezdecydowanych, za mało bezwzględnych- po prostu niewspółmiernie do zajmowanej przez siebie pozycji słabych. O tym że należy ich zdecydowanie potępiać dowiadujemy się raczej z nagłówków gazet niż z ich bezpośrednich działań. Heroiczna walka księdza jest więc mało autentyczna i trochę wymuszona.
 
Rocky Sullivan bardziej niż do świata gangsterskiego pasuje do chłopięcego gangu. Z chłopcami zaprzyjaźnia się od razu i z miejsca zdobywa ich szacunek. Wśród młodych wielbicieli Rocky wciąż jeszcze może kultywować swoje ideały- w świecie dorosłych gangsterów zasady zdają się już nie obowiązywać tak powszechnie. O ile unosząc się honorem Rocky nie pozwala swojemu przyjacielowi przyznać się do przewinienia, za które Sullivan trafia do poprawczaka i jest to dla obu z nich naturalne, o tyle nie może już liczyć na podobne zobowiązania u swojego prawnika Fraziera (znakomity epizod Bogarta).  Wierność swoim wartościom to to, co odróżnia go od reszty przestępców; to wspólny mianownik z Jerrym.

Sullivan i Connoly starają się więc wpoić chłopcom podobne zasady, ale na różny sposób. Rocky ze swoją stanowczością i siłą jest dla młodych dużo atrakcyjniejszy, o czym Jerry doskonale zdaje sobie sprawę. Rocky wydaje się jednak nie do końca uzmysławiać sobie wszystkich konsekwencji swojego autorytetu- wpajanie zasad jest dla niego czynnością wtórną. Ważne jest dla niego przede wszystkim to plastyczne środowisko, które chce ukształtować na swoją modłę. Nie ma więc zapędów wychowawczych- on chce tylko stworzyć grupę, w której będzie czuł się swobodnie. Nie dostrzega, że swoim nonszalanckim zachowaniem pcha chłopców na niebezpieczne tory. A nonszalancja w wykonaniu Jamesa Cagney’a jest niesamowicie pociągająca. Nie ma co się oszukiwać, ten film ogląda się przede wszystkim dla jego nieskrępowanego sposobu bycia, charakterystycznych powiedzonek i pewności siebie.
 
Film bierze na cel dwa problemy. Pierwszy to wpływ środowiska na człowieka i człowieka na środowisko. Connoly wierzy, że jego przyjaciel stał się przestępcą przez niewłaściwe towarzystwo i z początku nawet silnie wierzy, że uda mu się Rocky’ego zreformować. Wierzy też, że należy stworzyć odpowiednie środowisko kolejnym pokoleniom, żeby nie podzieliły losu Sullivana. Drugi problem to szeroko pojęte bohaterstwo oglądane przez pryzmat amerykańskiej popkultury międzywojennej. Najatrakcyjniejsi byli dla masowego odbiorcy nie rycerze w lśniących zbrojach, ale nie cofający się przed niczym gangsterzy na których zbrodnie przymykali oko widzowie urzeczeni siłą ich charakteru. Polemikę z tym modelem heroizmu podejmuje zakończenie filmu- mocny akcent, ciekawy tym bardziej, że motywacje ostatecznej decyzji Rocky’ego nie są wyjaśnione. Sam Cagney kilka lat później w wywiadzie przyznał, że specjalnie zagrał tę scenę na tyle niejednoznacznie, żeby widz sam mógł zdecydować czym ma sobie tłumaczyć zachowanie bohatera.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rocky Sullivan jako mały chłopiec rzeczywiście biegał wolno - dlatego dał się złapać policjantom w czasie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones