Recenzja filmu

Aniołowie o brudnych twarzach (1938)
Michael Curtiz
James Cagney
Pat O'Brien

Opowieść o chłopcu, który wolno biegał...

Rocky Sullivan jako mały chłopiec rzeczywiście biegał wolno - dlatego dał się złapać policjantom w czasie dokonywanego z kolegami napadu na sklep. Został wysłany do poprawczaka. Jego "towarzysz
Rocky Sullivan jako mały chłopiec rzeczywiście biegał wolno - dlatego dał się złapać policjantom w czasie dokonywanego z kolegami napadu na sklep. Został wysłany do poprawczaka. Jego "towarzysz zbrodni" - Jerry Connolly uciekł. Spotkali się ponownie po piętnastu latach. Ten pierwszy został znanym w całym mieście gangsterem, drugi - księdzem, pracującym z trudną młodzieżą zamieszkującą okoliczne slumsy... Tak w skrócie przedstawia się fabuła znanego w latach 30. filmu Michaela Curtiza, w którym pojawił się Humphrey Bogart - już po sukcesie "Skamieniałego lasu", jeszcze przed "Casablancą". Zwyczajowo wcielił się w postać zgorzkniałego, cynicznego bohatera o swoistym kodeksie zasad moralnych. Jak zwykle pojawił się ze swym znakiem rozpoznawczym - "smutnymi" oczami i nieodłącznym papierosem. Partnerował mu znakomity James Cagney, w moim mniemaniu, w swej roli życia i piękna, zdolna, choć nigdy należycie niedoceniona Ann Sheridan. "Aniołowie o brudnych twarzach" to pod pewnymi względami obraz wybitny. Konfrontuje dwa zupełnie różne światy, odmienne wartości i zasady, reprezentowane przez dawnych przyjaciół. I co dziwne, bohaterowie nadal przyjaciółmi pozostają, choć wydaje się to pozornie niemożliwe. Jerry nie może bowiem pogodzić się z tym, że jego młodzi wychowankowie darzą szacunkiem i podziwiają człowieka takiego jak Rocky, dla którego obowiązujące prawo nie jest bynajmniej rzeczą najważniejszą. A przecież ksiądz starał się wpoić im pewne normy postępowania. Jego wysiłek zostaje jednak zniweczony. Pozornie... bowiem na kilka chwil przed swą śmiercią na krześle elektrycznym, Sullivan spełnia nietypową prośbę swego starego towarzysza, dzięki czemu ksiądz odzyskuje autorytet u swoich wychowanków. Kosztem legendy, jaką pozostawi po sobie gangster... Zastanawia mnie jedynie, dlaczego Amerykanie mają tak silne skłonności do moralizatorstwa i często kończą swe filmy w podobny sposób - patetycznie i tak mdło, iż chwilami jest to po prostu nie do zniesienia. O ileż ciekawiej byłoby, gdyby Rocky Sullivan do końca pozostał wierny swoim zasadom... Ale to tylko "gdybanie", a "Aniołowie o brudnych twarzach" to naprawdę bardzo dobry obraz, który dla mnie, jako fanki Boogiego, jest pozycją wręcz obowiązkową.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino gangsterskie lat 30., dziś kojarzone już raczej z jego ogólnym klimatem niż z konkretnymi tytułami,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones