Recenzja filmu

Avengers: Wojna bez granic (2018)
Anthony Russo
Joe Russo
Robert Downey Jr.
Chris Hemsworth

Szaleńcza lokomotywa

Kino, będące dla wielu sposobem na odpoczynek i odstresowanie, w przypadku "Wojny bez granic" zakrawa wręcz o pewną formę wysiłku.
Czy to się komuś podoba czy nie, kinowe uniwersum opowiadające o losach superbohaterów jest obecnie najbardziej dochodową franczyzą na świecie, przyciągającą do kin miliony wiernych fanów. Już teraz można chyba śmiało powiedzieć, że Avengersi są dla obecnego pokolenia tym, czym Rycerze Jedi i załoga USS Enterprice dla ich rodziców. Liczba zer na koncie coraz bardziej rozrastającej się serii nie jest na szczęście jej jedynym sukcesem – niemalże za każdym razem zbiera ona pozytywne recenzje krytyków filmowych, co przy tego typu produkcjach jest niemałym ewenementem. Na fali wciąż rosnącej popularności twórcy idą na całość, łącząc teraz w jeden crossover losy niemalże wszystkich bohaterów i spinając we wspólną intrygę wątki, których podwaliny budowano od dekady.



"Wojna bez granic" toczy się w bezpośrednim następstwie wydarzeń przedstawionych w "Thorze: Ragnarok" i "Czarnej Panterze". Z tego powodu może być ona niezrozumiała dla widzów nieobytych w realiach marvelowskiego świata. Reżyserzy filmu, bracia Anthony i Joe Russo, nie dbają bowiem kompletnie o laików, serwując swoje danie jedynie stałym bywalcom ich restauracji. Jest to posunięcie jak najbardziej zrozumiałe – trzecia część "Avengersów" jest dziewiętnastą ogółem i synopsis wydarzeń, które doprowadziły do obecnego punktu wyjścia, byłby zwyczajnie nonsensem.

Widzowie zostają rzuceni na głęboką wodę już od samego początku, bez uwertury, bez zagęszczenia akcji. Na jej rozrzedzenie też nie ma co liczyć – w żadnym miejscu dwuipółgodzinnego blockbustera nie ma przekładki, która pozwoliłaby wyhamować opowieść, dać jej złapać oddech. Mimo tak skondensowanego natłoku fabularnego, opartego zresztą głównie na scenach walki, reżyserzy nie tracą gruntu pod ziemią, od początku do końca nieprzerwanie trzymając się klucza opowiadanej przez siebie historii.

Ta forma samokontroli okazuje się być zbawienna dla filmu, nawet najdrobniejsze odejście od założonego storytellingu natychmiastowo wykoleiłoby bowiem oś filmu. Lokomotywa pędzi więc pewnie przez wszystkie akty, będąc dodatkowo rozpędzana przez kolejne, rekordowo liczne zwroty akcji. Kroku potężnej maszynie dzielnie dotrzymuje obsada, z Robertem Downeyem Jr., Chrisem Hemsworthem i Joshem Brolinem na czele. Wszyscy aktorzy bez wyjątku dają popis niemałych umiejętności, skutecznie "uczłowieczając" obraz, który w lwiej części został wygenerowany komputerowo bądź nagrany w studiu.


Sama strona techniczna stoi na naprawdę wysokim poziomie. Trudno tu oczywiście o zaskoczenie – przy rekordowym w historii kina budżecie miliarda dolarów (łącznie na tę i następną część) twórcy mogli sobie pozwolić dosłownie na wszystko. Zarówno efekty specjalne, jak i kostiumy oraz scenografia po raz kolejny są kluczowymi atutami produkcji Marvela. Całość uświetnia ścieżka dźwiękowa Alana Silvestriego, której motyw przewodni zostanie nam w głowie na długo po opuszczeniu sali kinowej.

Długo po seansie będziemy zresztą przede wszystkim dochodzić do siebie. Nie tylko ze względu na szokujące zakończenie, ale także z powodu samej dawki wrażeń, którą właśnie przyjęliśmy. Kino, będące dla wielu sposobem na odpoczynek i odstresowanie, w przypadku "Wojny bez granic" zakrawa wręcz o pewną formę wysiłku. Tego typu zmęczenie jest jednak bardzo przyjemne i tylko zaostrza nasze apetyty na kolejną odsłonę przygód superbohaterów. Niezależnie od głosów krytyki, uważających (słusznie zresztą) "Avengersów" za pozbawiony jakichkolwiek wartości film skrojony na zysk, trzeba przyznać, że twórcom to dzieło się po prostu udało. Z czystym sumieniem możemy więc dołożyć swoje trzy grosze do box office’u, który z całą pewnością uczyni tę produkcję jedną z najbardziej dochodowych w historii.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"There was an idea. To bring together a group of remarkable people. To see if we could become something... czytaj więcej
Kiedy w 2008 roku na ekranach naszych kin pojawiła się pierwsza część przygód "Iron Mana" z Robertem... czytaj więcej
Poprzeczka została postawiona naprawdę wysoko. Po wielu udanych filmach i miliardach zarobionych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones