Recenzja wyd. DVD filmu

Christine (1983)
John Carpenter
Keith Gordon
John Stockwell

Prawdziwa miłość

"Christine" to ambitny, trzymający w napięciu thriller aspirujący do miana rzetelnego filmu grozy. Obraz powstał równocześnie z powieścią, co przyczyniło się do kilku, lecz mało znaczących
Urodzony w Portland, niekwestionowany mistrz pióra – Stephen King nigdy nie należał do grona moich ulubionych autorów. Przesiąknięte krwią oraz grozą powieści nie są adresowane do czytelników o słabych nerwach, nie czerpiących szeroko pojętej przyjemności z odczuwania strachu i niepokoju. Mimo to, imponuje mi ilość ekranizacji najznakomitszych dzieł wspomnianego powyżej pisarza, który bez wątpienia zbudował współczesną scenę mrożących krew w żyłach filmów grozy. Jako zapalony miłośnik amerykańskiej motoryzacji nie mogłem z czystym sumieniem przejść obojętnie obok "Christine" - produkcji, będącej doskonałym przykładem na to, że aby stworzyć trzymający w  nieustannym napięciu film, nie potrzeba wylewać hektolitrów krwi, wywołując przy tym na twarzy widza uzasadnionego uczucia odrazy.  



Głównym bohaterem "Christine" jest niejaki Arnie - młody licealista, nie mający powodzenia w życiu. Nie może znaleźć sobie partnerki, jest popychadłem rówieśników oraz nie znajduje oparcia w rodzicach, nie szanujących jego planów na dalsze życie. Pewnego popołudnia Arnie natrafia na starego Plymoutha Fury z końca lat pięćdziesiątych wymagającego gruntownej renowacji. Mężczyzna nie zwraca uwagi na krytyczny stan pojazdu. Zakochuje się w aucie i dokonuje nieprzemyślanego zakupu, który na zawsze odmienia jego życie. Arnie remontuje wóz, zmieniając przy tym swoje zachowanie oraz sposób bycia. Zyskuje pewność siebie oraz dziewczynę. Jego najlepszy przyjaciel - Dennis odkrywa mroczną przeszłość tajemniczego samochodu, który wkrótce zaczyna mordować za każdą zniewagę. Jaki będzie finał tej mrożącej krew w żyłach opowieści?

John Carpenter podejmujący się reżyserii "Christine" doskonale zdaje sobie sprawę, którymi ścieżkami podążać. Mając niemałe doświadczenie w dziedzinie kręcenia filmów grozy przedstawia widzom prostą, aczkolwiek angażującą historię, którą obserwujemy z zaciekawieniem od początku do końca. "Christine" stopniowo dawkuje napięcie, nie wikłając widza w serię niefortunnych zdarzeń. Obraz cierpliwie dojrzewa, dopiero z czasem nabierając wyrazistych rumieńców. Koncepcja filmu wydaje się niedorzeczna - "nawiedzony samochód atakujący wrogów właściciela". Carpenterowi udało się wykrzesać z literackiego pierwowzoru wszystko to, co najlepsze, dzięki czemu "Christine" to prawdziwa uczta dla oczu. 



"Christine" ma jednak pewien istotny problem w kwestii odnalezienia własnej tożsamości. Mając na uwadze fakt, iż produkcja stara się być rzetelną ekranizacją jednej z najbardziej znanych i cenionej powieści - liczyłem na mrożącą krew w żyłach opowieść, która podobnie jak "Lśnienie" dostarczy mi potężnego uderzenia w korpus, niczym zawodowy pięściarz. Miejscami "Christine" przypomina klasyczny dreszczowiec, w którym największe wrażenie wywołuje opanowana do perfekcji gra cieniami oraz wywołującą szybsze bicie serca oprawą muzyczną. Określenia "horror" świadomie można użyć tylko w pojedynczych przypadkach, co z pewnością pozwoli odetchnąć nieco bardziej wrażliwym widzom. 

Czy "Christine" stanowi wierną adaptację prozy Kinga? No cóż, z literackim pierwowzorem miałem niewiele wspólnego, lecz jedno jest pewne - każdy ustala własne reguły gry. Carpenter świadomie balansuje na granicy prawdy i mitu, zgrabnie omijając nieistotne wątki, zastępując je ciekawszymi motywami, zazębiającymi całą opowieść. Scenariusz został znakomicie skonstruowany, dzięki czemu całość nie nuży, dostarczając całej palety niecodziennych doznań. W filmie nawzajem przeplatają się dwie historie dwójki najlepszych przyjaciół. Arnolda - opętanego przez krwiożerczy pojazd oraz Dennisa - próbującego na własną rękę uwolnić mężczyznę z rąk niezdrowej obsesji. Element ten dodaje "Christine" wyrazistego smaku.



Kunszt reżyserski Johna Carpentera, doskonałe aktorstwo oraz dramatyczna, podkręcająca napięcie oprawa dźwiękowa. A co z główną bohaterką? Tytułowa Christine to nic innego jak rodowity Plymouth Fury z 1958 roku z piękną linią nadwozia oraz błyszczącym w słońcu krwistoczerwonym lakierem. Podnoszący ciśnienie we krwi odgłos potężnego silnika oraz robiące wrażenie wnętrze. 

"Christine" to ambitny, trzymający w napięciu thriller aspirujący do miana rzetelnego filmu grozy. Obraz powstał równocześnie z powieścią, co przyczyniło się do kilku, lecz mało znaczących niedociągnięć. Pierwszorzędna reżyseria szanowanego Carpentera, wyborna muzyka oraz świetnie opowiedziana, mroczna historia. Mimo to potencjał nie został w pełni wykorzystany, co z pewnością zaowocuje ponowną próbą przeniesienia losów czerwonej Christine na kinowy ekran. Bo jak to mówią: Benzyna płynie w naszej krwi. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powieść Stephena Kinga "Christine" jest tym, o czym marzy każdy miłośnik horrorów, mający we krwi... czytaj więcej
Horrory na podstawie książek Kinga w latach 80. i 90. powstawały niemal hurtowo, na ilość, nie na jakość.... czytaj więcej
W latach 80. na ekranach kin rządziły głównie dwa gatunki filmowe – thrillery i horrory. To, co do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones