Recenzja filmu

Christine (1983)
John Carpenter
Keith Gordon
John Stockwell

Podcinanie skrzydeł

Horrory na podstawie książek Kinga w latach 80. i 90. powstawały niemal hurtowo, na ilość, nie na jakość. Samo to, że film jest ekranizacją powieści słynnego pisarza, miało przyciągnąć widza do
Horrory na podstawie książek Kinga w latach 80. i 90. powstawały niemal hurtowo, na ilość, nie na jakość. Samo to, że film jest ekranizacją powieści słynnego pisarza, miało przyciągnąć widza do kina. I przyciągało, jak najbardziej. Kiedy John Carpenter zaczynał kręcić kinowy odpowiednik jednej z lepszych noweli Kinga, pt. "Christine", nowela ta nie była nawet jeszcze przez pisarza ukończona. Scenariusz filmu powstawał więc niemal równo z książką. Czy to wyszło produkcji na dobre? Trudno, bardzo trudno wręcz jednoznacznie to określić. Niektórym czytelnikom wydawało się to wręcz złowieszcze. Przeczuwali, że ekranizacja nawet w najmniejszym stopniu nie dorówna powieści. Czy mieli rację?   Z filmem Carpentera jest podobnie jak z inną ekranizacją Kinga, tą zrealizowaną przez słynnego Stanleya Kubricka. "Lśnienie" sporo, fabularnie, odbiegało od literackiego pierwowzoru, a jednak zostało uznane za wielkie arcydzieło, przebijające nawet powieść. Filmowa "Christine" powieści na pewno nie przebija. Ba, nawet jej nie dorównuje. Wiele wątków, tych naprawdę najważniejszych, zostało usuniętych, w tym najważniejszy wątek opętania głównego bohatera przez mściwego ducha. Fani książki byli zbulwersowani, a ja sam gorąco ich popierałem. Bo, mówiąc oględnie, Carpenter sam podciął skrzydła swojej produkcji. Właśnie dlatego, że zbyt diametralnie zmienił fabułę. Jednak nie oszukujmy się, z całym szacunkiem dla pana Johna, nie jest on drugim Kubrickiem.   Fabuła przedstawia się następująco. Otóż młody, zakompleksiony, niezbyt przystojny, poniewierany przez kolegów, Arnie Cunningham, pewnego dnia kupuje od starego człowieka równie stary, a nawet jeszcze starszy, samochód marki plymouth. Jest owym wozem tak zauroczony, że nie zważa już na swoich rodziców, na jedynego przyjaciela, w końcu nawet przestaje interesować się swoją dziewczyną, która ze złamanym sercem opuszcza go. Arnie całkowicie poświęca się samochodowi, który odpłaca mu za opiekę w dość niecodzienny sposób. Mianowicie, po kolei eliminuje grono prześladowców chłopaka...   Tyle o fabule, która nawet jest nieźle skonstruowana. Może gdyby Carpenter wymyślił tę historię, zanim uczynił to King, mogłaby ona znaleźć się w o wiele lepszym świetle. A tak, zawsze film, choćby nie wiem jak dobry, będzie porównywany do książki, na podstawie której został nakręcony. Tak to już jest wśród krytyków i widzów. "Christine" Carpentera to dobry horror, z domieszką dramatu rodzinnego. Spośród innych produkcji z tego gatunku wyróżnia się i to bardzo wyraźnie. W końcu w kręceniu "straszaków" John nie ma sobie równych. Podobnie jak King w pisaniu książek.   Reasumując, "Christine" warto obejrzeć, jeśli czytało się powieść wymienionego wyżej autora. Choćby po to, by oba dzieła porównać i poddać subiektywnej ocenie. Jednak mogą tą produkcję obejrzeć również fani dobrego horroru. Obiecuję, że będą potem, przez jakiś czas, obawiać się swojego samochodu...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Urodzony w Portland, niekwestionowany mistrz pióra – Stephen King nigdy nie należał do grona moich... czytaj więcej
Powieść Stephena Kinga "Christine" jest tym, o czym marzy każdy miłośnik horrorów, mający we krwi... czytaj więcej
W latach 80. na ekranach kin rządziły głównie dwa gatunki filmowe – thrillery i horrory. To, co do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones