Recenzja filmu

Doktor Strange (2016)
Scott Derrickson
Waldemar Modestowicz
Benedict Cumberbatch
Chiwetel Ejiofor

Niezwykłe widowisko dla zmysłów, pokora i nauka dla ducha

Magik, mistrz sztuk mistycznych, okultysta rozprawiający się z demonami, żyjąca mumia, duch zemsty ,"zakontraktowany" z samym diabłem, osoba – a tak właściwie – jedno fizyczne ciało, w którym
Magik, mistrz sztuk mistycznych, okultysta rozprawiający się z demonami, żyjąca mumia, duch zemsty ,"zakontraktowany" z samym diabłem, osoba – a tak właściwie – jedno fizyczne ciało, w którym mieszka kilkadziesiąt osobowości. Takich osobistości, o tak specyficznym charakterze mocy - osobistości, które walczą w imię ogólnego dobra lub dobra niewadzącego ich staraniom, i których działania nie opierają się wokół zjawisk doświadczalnych i akceptowalnych w granicach ludzkiego rozumu, w Uniwersach budujących historie superbohaterów, jest całkiem odpowiednia ilość. W segmencie superbohaterskich tworów filmowych istnieją dwa dość wyróżniające się dzieła o postaciach, które mimo że nie są utożsamiane z archetypem prawdziwego, walecznego herosa, to jednak życiowe doświadczenia, siła i upór, które pomogły im przeciwstawić się ciemności, która dręczyła ich duszę i wystawiała ich człowieczeństwo na próbę, dały im możliwość wyzwolenia olbrzymich pokładów siły, którą wykorzystali do walki ze złem. Pierwszym z filmów jest unikatowy "Constantine" z Keanu Reeves w roli głównej, od Uniwersum DC. Drugim zaś dziełem, nad którym teraz deliberuję, i który przykuł moją uwagę jest widowiskowy i refleksyjny "Doktor Strange" z charyzmatycznym Benedictem Cumberbatchem jako tytułowym bohaterem. 

Filmy superbohaterskie, czy to od Marvela, Uniwersum DC bądź innych fikcyjnych światów, w swej typowej budowie uwzględniają przeważnie herosów i łotrów, jako w pełni ukształtowane pod względem świadomości tego, kim i dlaczego się jest, sylwetki. Jednak komiksowe rzeczywistości, na których bazują kinowe adaptacje, z najbardziej ikonicznymi, stanowiącymi klasę samą w sobie herosami, są domem dla postaci, które z dość ogólnego punktu widzenia, gdyby, ot tak bez żadnej genezy zostały one przedstawione ludziom ceniącym sobie kino rozrywkowe, a nieznającym losów superbohaterów na wielkim ekranie i niemającym nici geekowskiego porozumienia z komiksami, w ogóle nie zostałyby uznane za typowych rycerzy sprawiedliwości, obrońców dobra i ludzkości. Doktor Stephen Strange, który sam nie lubił, gdy wołano do niego mistrzu Strange, to wydawać by się mogło, postać znana głównie fanom komiksów. Wszystko zmieniło się od czasu, gdy swą światową premierę miał obraz kinowy MCU od "Marvel Studios", "Doktor Strange", po którym nawiasem mówiąc, na pewno skoczyła sprzedaż komiksów o tej specyficznej postaci. Fani lubiący śledzić losy faworyzowanych herosów na dużym ekranie w końcu dowiedzieli się, że ktoś taki jak Stephen Strange, genialny neurochirurg, który w wyniku wypadku traci władzę w dłoniach i zdolność do wykonywania zawodu, co zmusza go do podróży w nieznane odosobnione miejsce, aby się uleczyć, a w konsekwencji, o ironio!, stać się doskonałym użytkownikiem magii walczącym ze złem, w ogóle istnieje. To właśnie dzięki filmowi Scotta Derricksona można się przekonać, że magia może całkiem dobrze zaistnieć w świecie produkcji superbohaterskich; że świat potężnych zaklęć, niesamowitych energii i manipulacji, do którego klasycznej nauce daleko, również może być polem działań postaci, która w walce z ciemnością, mrokiem, i różnego sortu złem będzie robić to na równi z klasycznymi superbohaterami.  


Świat magii, iluzji, czy manipulacji rzeczywistością na skalę przeczącą wszystkiemu, co możliwe do zobrazowania przez ludzki umysł, to ocean możliwości, z którego twórcy filmowi mogą czerpać garściami. "Marvel Studios", wydając światu popkultury w 2016 roku "Doktora Strange’a", potwierdził nie tylko swoje aspiracje w rozszerzeniu Kinowego Uniwersum Marvela o nietypową płaszczyznę i nietypową postać, ale i dobitnie uwydatnił to, że magia, której prędzej do baśni i fantastyki niż świata bohaterów, może być tak samo fascynująca, jak ta typowa ludzka  rzeczywistość, gdzie herosi walczą ze złem na ulicach metropolii, broniąc obywateli przed kosmicznym zagrożeniem. "Doktor Strange", od samego początku, od swych pierwszych scen ukazujących tajemnicze miejsce, w którym walczyli ze sobą enigmatyczni mistycy i akolici magii, przechodzący ni stąd ni zowąd do typowo miejskiej przestrzeni i potrafiący tu nieznaną formą manipulacji zrobić z rzeczywistości totalną mamałygę, wchodził w rejon pięknego, złożonego kontrastu. Najlepsze dopiero przed nami. Włączając do gry nowe sekwencje pokazujące normalną, kompletnie odmienną, kontrastującą z magią pojedynkujących się ze sobą śmiałków historię wybitnego neurochirurga o specyficznym kręgosłupie moralnym, twórcy filmu odsłaniali przed nami prawdziwą wartość dzieła – jego wizualno-metaforyczną symfonię. Powoli wchodziliśmy w rejon wyjątkowego zróżnicowania, inaczej uwydatnionego dualizmu sił dobra i zła. Bo jak mogliśmy się przekonać, oglądając dzieło Derricksona, sylwetka Stephena Strange’a (Benedict Cumberbatch), od momentu ukształtowania się go jako mistrza sztuk mistycznych, co symbolicznie podkreślała peleryna lewitacji, stała się pomostem między namacalną, podstawową warstwą rzeczywistości a głęboką, naruszającą istotę jądra wymiarów, wszechświatów równoległych – terytorium zdradliwym i niebezpiecznym, macierzą Uniwersum. 


Jedyną osobą ze świata ludzi, z którą Stephen Strange miał w miarę złożone relacje, była Christine Palmer (Rachel McAdams). Był to znak ograniczania łączenia fabułą filmu spektrum magii ze spektrum zwyczajności. Obraz Derricksona był zatem o magii, iluzji; był o czymś, co dopiero trzeba było do MCU wprowadzić, dlatego obecność Christine była tak istotna, mimo że była ona skromna i ulotna, to tym razem stanowiąca pomost dla Strange’a między ludzką przeciętnością a arkanami magii. Bo to, co przytrafiło się aroganckiemu – to mało powiedziane – Strange’owi, było potężną szkołą dla jego ducha, spuszczającą powietrze z jego nabrzmiałego ego nauką. Pomiędzy jego historię wplatały się wątki rozgrywane na płaszczyźnie sztuk mistycznych; druga narracja filmu – płaszczyzna ziemska – oprócz sylwetki i roli Christine nie była tu aż tak istotna. Walka Stephena z Kaeciliusem (Mads Mikkelsen), dla którego mroczny wymiar był łatwiejszym, ale jak się okazało później, zgubnym źródłem mocy, została instynktownie i pięknie zrealizowana w materii efektów specjalnych, pokazując tym samym, że nie trzeba świecić laserami z oczu, latać po niebie jak Thor lub Iron Man i walczyć z przeciwnikiem, stosując sekwencje ciosów z różnych sztuk walki, aby wykreować zapierający dech w piersiach porządny wzór potyczki superbohatera z łotrem i w końcu superłotrem, jakim w przypadku tej produkcji jest jeden z najpotężniejszych, o innej kategorii egzystencji bytów, Dormammu. 


Tak, "Doktor Strange" to rzeczywiście nietypowe kino adaptujące historie superbohaterów z szerokiego świata komiksów. Nietypowe oznacza jednak w tym przypadku piękne. Produkcja przedstawiająca losy neurochirurga, który styka się ze światem wykraczającym poza normalne schematy rozumowania i doznania, ocierającym się o zatarcie iluzorycznej granicy między przyszłością, przeszłością, a teraźniejszością i innymi aspektami rzeczywistości, zasługuje na słowa uznania. Pod względem graficznym film okazał się wręcz niewyobrażalnym doświadczeniem, pod względem fabularnym, inteligencją charakteru postaci i aparycji aktorów poruszających się w przestrzeni filmu było nieco chłodniej; spektrum emocjonalnego dość rozległego tu nie doświadczymy. Ktoś kiedyś powiedział, że "Doktor Strange" jest najlepszą ucztą dla oka, dla wyobraźni i dla zmysłów, czyli dla całego organizmu, który jest jak wielki receptor odbierający w przypadku tak magicznego filmu wręcz gigantyczną dawkę bodźców. "Doktor Strange" jest chyba czymś najlepszym, co pod tym względem mogło spotkać kino MCU i kino kreujące komiksowe adaptacje. Koncepcje naginania przestrzeni, składanie miast w harmonijkę, gdzie pojęcie stałości, umiejscowienia konkretnego punktu w macierzy rzeczywistości nie ma po prostu sensu. Wymiar lustrzany, który jest fałdą pomiędzy czasem a trójwymiarową macierzą z możliwością egzystencji w tym obszarze bez biegu czasu; graficzne zaprezentowanie supersymetrii Wszechświata i n-wymiarowych przestrzeni z perspektywy trójwymiarowego człowieka. To wszystko o czym teraz odnośnie wizualizacji świata magicznego filmu, deliberuję, jest naprawdę dla tej produkcji istotne. To w głównej mierze na tym aspekcie opierał się jej urok. Nadawało to dziełu niezwykłej siły i głęboko zakorzenionej tajemnicy. Bo jak rzekł kiedyś dość mistycznie Edgar Allan Poe: "Czy to, co widzimy okiem jest prawdą, czy snem głębokim?".
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Doktor Strange to rzekomo jeden z najpotężniejszych herosów w dziejach komiksowego uniwersum. Zdolność do... czytaj więcej
Postać Doktora Strange’a została stworzona przez Steve’a Ditko, jednego z ojców Spider-Mana (drugim jest... czytaj więcej
Być może przyjdzie dzień, gdy tęgim głowom z Marvel Studios skończą się pomysły, gdy pójdą o jeden krok... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones