Recenzja filmu

Dyniogłowy (1988)
Stan Winston
Lance Henriksen
Joseph Piro

Zemsta dyni

Noc. Na pewnej farmie trzyosobowa rodzina szykuje się do pójścia spać. Jakaś groza wisi w powietrzu. Gospodarz, Tom Harley, nie rozstaje się z naładowaną dubeltówką. Drzwi zostają starannie
Noc. Na pewnej farmie trzyosobowa rodzina szykuje się do pójścia spać. Jakaś groza wisi w powietrzu. Gospodarz, Tom Harley, nie rozstaje się z naładowaną dubeltówką. Drzwi zostają starannie zamknięte i zaryglowane, a pani domu ze strachem pyta, czy wszystko będzie dobrze i czy ma się bać. Odpowiedź jednak nie pada. Nagle ktoś zaczyna dobijać się do drzwi: oto sąsiad Harleyów zarzeka się, że goni  go straszliwy potwór i chce go zabić. Nocny gość nie zostaje jednak wpuszczony. Chwilę później kilkuletni Ed Harley widzi przez okno, jak mężczyzna zostaje schwytany i brutalnie zabity przez dziwnego stwora z ogonem... Mija kilkanaście lat. Ed wraz z ukochanym synkiem, Billym, prowadzi sklep przy głównej drodze. Pewnego dnia zatrzymuje się w nim na zakupy grupa młodych ludzi. Dwóch z nich zaczyna się wygłupiać na motorach i dochodzi do tragedii: chłopiec ginie. Harley poprzysięga zemstę. Wie, kto może mu pomóc.

Tak przedstawia się fabuła filmu "Dyniogłowy", jednego z wielu horrorów o potworach, jakie nakręcono w latach 80. Filmy te były bardzo nierówne: dobra "Mucha", średnia "Plazma" i żałośnie słaby "Łowca głów", a debiutancka produkcja Stana Winstona plasuje się gdzieś między dwoma ostatnimi, bo historia mściciela z cmentarza, gdzie między mogiłami rosną dynie, to mało godna uwagi pozycja.

Stare horrory są czasem żałośnie stereotypowe, a już niemal żaden nie może się obyć bez mlecznej mgły snującej się między podniszczonymi nagrobkami i krzyżami. Upiornie wyglądające staruszki też są w cenie. Syczące koty, popiskujące myszy i skrzeczące kruki podobnie. To wszystko plus pewne standardowe ujęcia sprawiają, że mam wrażenie wciąż oglądania tego samego. Horrory z XXI wieku są zdecydowanie bardziej różnorodne i raczej nie króluje w nich jeden motyw.

"Dyniogłowy" nie jest straszny, nie jest też jakoś specjalnie ciekawy, mało tu też klimatu, a sama intryga nie jest zbyt chwytliwa. Temat zemsty twórcy horrorów bardzo lubią: mszczą się duchy, demony, wampiry i inne świry, raz bardziej, a raz mnie interesująco. Na uwagę zasługuje jednak tutaj charakteryzacja i sam "projekt" potwora: ten jest dosyć ciekawy, choć dyni na zdeformowanej głowie można szukać i szukać. Ślinka kapie, ogon kołysze się tu i tam, a mnie na myśl nasuwa się "Obcy - 8. pasażer "Nostromo".

Aktorzy jakoś nie mają się czym popisać przy tak niewymagającym scenariuszu. Ze znajomych twarzy mamy tylko Lance'a Henriksena, niezapomnianego Bishopa z drugiej części "Obcego". Ed Harley i pomagający Ripley cyborg to bardzo podobne role, bo Henriksen i tu, i tu wygląda jakby nosił maskę i był niemal zupełnie pozbawiony emocji. To jednak wystarczyło, żeby zdobył nominację do Saturna. Mnie jednak nie przekonał jako bolejący po stracie jedynego dziecka ojciec.

"Dyniogłowy" to jeden z tych starych horrorów, w których widz może obstawiać, w jakiej kolejności zginą bohaterowie. Mnie udało się to niemal bezbłędnie, więc niestety było bez niespodzianek. Czy zemsta się dokonała? Tego nie zdradzę, ale pokuszę się o sparafrazowanie pewnego powiedzenia: zemsta najlepiej smakuje na zimno zagryziona kawałkiem dyni. Może być taka wyhodowana na starym cmentarzu, gdzie zaglądają tylko przerażające staruszki.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Dyniogłowy" podzielił niestety los wielu filmów w tym gatunku z lat 80. - odszedł w zapomnienie. Moim... czytaj więcej
Są takie miejsca na kuli ziemskiej, w które zapuszczają się na własną odpowiedzialność jedynie... czytaj więcej
Lata 80. dla fanów horrorów są szczególnie dobrym okresem, gdyż wtedy powstało wiele ikonicznych wręcz... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones