Recenzja filmu

Green Zone (2010)
Paul Greengrass
Matt Damon
Greg Kinnear

Greengrassowski majstersztyk

Fabuła "Green Zone" kręci się wokół wydarzeń z 2003 roku, czyli wojny w Iraku i poszukiwań broni masowej zagłady przez żołnierzy amerykańskich. Kolejne miejsca wyznaczane przez "informatora"
Fabuła "Green Zone" kręci się wokół wydarzeń z 2003 roku, czyli wojny w Iraku i poszukiwań broni masowej zagłady przez żołnierzy amerykańskich. Kolejne miejsca wyznaczane przez "informatora" okazują się być fałszywe, co daje do myślenia głównemu bohaterowi - Royowi Millerowi, któremu naprawdę zależy na poprawie stanu życia ludzi w Iraku oraz poznaniu prawdy na temat rozpoczętej wojny.

W filmie poznajemy dwie prawdy o Iraku i misji Ameryki w tym kraju. Przedstawiony został obraz biednych ludzi, dla których Irak jest wszystkim, ludzi, którzy chcą walczyć o swój kraj, o to, by było w nim coraz lepiej, żeby już nigdy nie zabrakło nikomu wody ani prądu, reprezentuje ten świat Freddy, którego "noga została w Iraku i jest tam już od 1998" (cytat może być niedokładny, za co przepraszam). Poznajemy też tytułową strefę green zone, w której życie to istna sielanka. Amerykanie piją drinki, pływają w basenach i opalają się w towarzystwie atrakcyjnych kobiet. Zderzenie tych dwóch światów jest wstrząsające i na pewno daje dużo do myślenia.

"Green Zone" nie jest filmem, któremu z łatwością można by było przypisać konkretny gatunek, najbardziej mnie jednak cieszy, że nie ma w nim elementów romansu, choć przez moment istniało ryzyko, że zamieni się w marne romansidło. Krótko mówiąc, "Green Zone" to poruszająca opowieść, skłaniająca do refleksji i zachęcająca do tego by dowiedzieć się o tych wydarzeniach czegoś więcej. Myślę, że lepszej rekomendacji film nie może dostać.

Oczywiście nie podobało mi się w nim wszystko. Śmieszna była dla mnie bohaterka grana przez Amy Ryan, dziennikarka Lawrie Dayne, po prostu papierowa, nijaka, choćby w scenie, kiedy wyciągnąć informacje chce od niej Miller i trzeba przyznać, że tak naprawdę przychodzi mu to z wielką łatwością, jednym słowem, postać została bardzo słabo wykorzystana, niestety.

Wielką rekompensatą za nieudane dobranie roli epizodycznej dziennikarki jest niewątpliwie Matt Damon, muszę przyznać, że zakochałam się w tym aktorze na nowo. Zawsze uważałam go za dobrego aktora, grającego w świetnych filmach, np. "Utalentowany pan Ripley", najlepszy film, jaki widziałam. Podczas ostatnich scen po prostu moje serce zaczęło szybciej bić, a możliwość wpatrywania się w jego świetną grę aktorską, i nie czarujmy się głębokie niebieskie oczy było prawdziwym miodem na serce. Nigdy nie uważałam go za przystojnego, ale wiek mu chyba służy.

Akcja poprowadzona jest idealnie, odpowiednie tempo sprawia, że widz nie gubi się w wydarzeniach. To rzeczywiście następny wielki atut "Green Zone", łatwo za nim nadążyć, co w filmach akcji czy wojennych jest rzadkością.

Słowem: film jest rewelacyjny. Zachęcam wszystkich do jego obejrzenia, nawet tych, którzy tak jak ja nie lubią filmów wojennych. Kiedy "Green Zone" już się kończył, pomyślałam, że powinien dostać Oscara, jak dla mnie bije na łeb na szyję "The Hurt Locker", kiedy natomiast wyszłam z kina przyszła mi wielka ochota na to, by zobaczyć ten film jeszcze raz, co zdarza mi się bardzo rzadko.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dwie części przygód Jasona Bourne’a w reżyserii Paula Greengrassa, czyli "Krucjata Bourne’a" i "Ultimatum... czytaj więcej
U Sama Mendesa w filmie "Jarhead: żołnierz piechoty morskiej" (2005) żołnierze wypełniali swoją wojskową... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones