Recenzja filmu

Kokoda (2006)
Alister Grierson

Dyletanci na szlaku Kokoda

Film "Kokoda" opowiada o operacji, która doprowadziła do zatrzymania ofensywy japońskiej na Nowej Gwinei w 1942 r. Nie było jednak spektakularnego zwycięstwa, tylko wykrwawienie przeciwnika i
Film "Kokoda" opowiada o operacji, która doprowadziła do zatrzymania ofensywy japońskiej na Nowej Gwinei w 1942 r. Nie było jednak spektakularnego zwycięstwa, tylko wykrwawienie przeciwnika i wyczerpanie jego zasobów, trudnych do uzupełnienia z powodu odległości od metropolii. Bohaterami filmu są żołnierze z 39 batalionu piechoty australijskich sił terytorialnych. Nie jest to regularna armia, lecz ochotnicy (niektórych w armii nie chcieli), którzy pojechali bronić swego kraju przed inwazją japońską, jak najdalej od jego granic. Wydarzenia z walk na szlaku Kokoda nie są powszechnie znane, więc trudno skonfrontować fabułę filmu z faktami. Jednak przez cały film oczekuje się pokazania, o co trwa walka. Może to linia kolejowa, może szosa umożliwiająca przerzut ciężkiego sprzętu - nic z tych rzeczy. Widzimy ścieżki między zalesionymi wzgórzami, gdzie trudno przejść pieszo. Być może zatrzymano siły japońskie, które chciały wyjść na tyły zasadniczej linii obrony, ale tego nie sprecyzowano. Klamrą spinającą film jest początkowa scena snu jednego z żołnierzy, która w finale sprawdza się jak przepowiednia, z wyjątkiem końcowego koszmaru. Trudno oprzeć się skojarzeniu z filmami na bazie książek Stephena Kinga, jakby wszystko było z góry zdeterminowane. Na zakończenie reżyser zafundował jeszcze nieznośnie patetyczną przemowę dowódcy do niedobitków, co z kolei przywodzi na myśl "arcydzieła" w stylu Bohdana Poręby. Zapewne są to najsłabsze punkty filmu. Żołnierze cieszą się z nowego dowódcy - porucznika, starego wiarusa, co oceniają po bliznach (ewenement w historii kina, z reguły do oficerów zachowywano rezerwę). Zaraz przypomina się zachwyt żółtodziobów sierżantami Barnesem i Eliasem w filmie "Pluton". Jednak to porucznik prowadząc pluton polecił zająć stanowiska w poprzek spodziewanej trasy Japończyków. W lesie pełnym dużych drzew przysłowiowo "człowiek jest szybszy od kuli", więc spowodowało to oskrzydlenie Australijczyków i dużo ofiar. Po stracie dowódcy żołnierze grupkami chodzą po lesie bez mapy (a przed wojną terenem tym administrowała Australia i pewnie je zrobili), trasę ustalają rzutem monety, a pomimo tego trafią gdzie trzeba (po prostu cud). Hałasują w lesie, palą w nocy ogniska i właściwie ich celem jest ocalenie swego życia. Z wojskowego punktu widzenia to, co pokazano w filmie, może świadczyć o dyletanctwie australijskich żołnierzy. Trudno powiedzieć, czy taki był zamysł twórcy filmu, bo potem niedobitki zbierają się i idą na pomoc kolegom, więc może chodziło o ten przełom. Japończyków z kolei pokazano jako niemal kosmitów albo Morloków z "Wehikułu czasu". Przemykają się w maskowaniu z liści paproci i nigdy nie zobaczymy ich twarzy, są tylko buty z owijaczami i broń. Gdzie przejdą zostawiają za sobą trupy, a jeńców takich jak dzielny Blue (złapany gdy osłaniał odwrót kolegów) uśmiercają w okrutnych egzekucjach. Niestety taki zabieg artystyczny pachnie rasizmem. Nawet wojenne okrucieństwo Japończyków można pokazać nie odmawiając im człowieczeństwa, jak w filmach "Ognie polne" (na Filipinach) czy "Pożegnanie z królem" (na Borneo). Film "Kokoda" nie zachwyca, gdyż z jednej strony bazuje na schematach, a z drugiej sili na dyskusyjną oryginalność. Interesująca jest głównie świeżość tematu, bo na naszych ekranach ten epizod II wojny rzadko się pojawia (był np. na początku serialu "Cowra Breakout:). Kto chce, niech więc ogląda, obowiązku nie ma.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Alister Grierson miał dość atrakcyjną i ciekawą koncepcję, postanowił podejść do swej "Kokody" z dość... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones