Recenzja filmu

La La Land (2016)
Damien Chazelle
Ryan Gosling
Emma Stone

Kraina barw

Podejście do musicalu w dzisiejszych czasach jest ryzykiem. Jest trudnym i ambitnym zadaniem. I czyż powinno być dla nas w ogóle zaskoczeniem, że takiego zadania podjął się właśnie twórca
Podejście do musicalu w dzisiejszych czasach jest ryzykiem. Jest trudnym i ambitnym zadaniem. I czyż powinno być dla nas w ogóle zaskoczeniem, że takiego zadania podjął się właśnie twórca "Whiplash", młody reżyser z niewielkim dorobkiem, który już zdążył pokazać się jako miłośnik mistrzowskiego łączenia przemyślanego i dopracowanego użycia technik filmowych, tematu podążania za marzeniami oraz muzycznego "All that jazz"? I wszystkie te elementy spotykamy właśnie w "La la land". 

Muzyka, podobnie jak cały film, jest próbą osadzenia romantyzmu i odrobiny magii w realiach współczesności. Niezwykle klasycznie brzmiące melodie tworzą motywy przyjemnie wpadające w ucho. Choreografia jest tu ładna, ale niezbyt wymagająca, w dodatku z bardzo niedopracowanym wykonaniem - aż ciężko uwierzyć, że nie jest to świadomy zabieg takiego perfekcjonisty jakim jest Chazelle. Śpiew Emmy jest ładny i jej głos świetnie pasuje do klimatu filmu - niestety zaletę tę równoważą wykonania Goslinga (choć duży szacunek dla niego za fakt, iż podobno specjalnie do tego filmu nauczył się gry na pianinie). 

Trzeba przy tym przyznać, że gra aktorska nie jest tu niesamowicie wymagająca, nie dostajemy dogłębnej analizy psychologicznej bohaterów. Po prostu nie o tym jest ten film. Mamy za to niemało bliskich ujęć, na których Emma radzi sobie świetnie. Mamy scenę emocjonalnej rozmowy między dwoma głównymi bohaterami, w której widać kontrast między jej ukazywaniem emocji i fantastyczną świadomością twarzy a poprawną grą Ryana. Gosling tworzy ciekawą postać, gra ją bardzo po swojemu, co nie razi w oczy, jednak to Emma zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan i ciężko oderwać od niej wzrok.

Krótko mówiąc - dość banalna historia w ładnej muzycznej oprawie, co wystarcza, gdyby na tym poprzestać, na ocenę "niezły" dla musicalu. Dlaczego więc "La la land" jest filmem co najmniej dobrym? Dlatego że wszystko inne gra w nim świetnie.

Obok gry muzycznej mamy tu choćby piękną grę barwami - kolory mają swoją ważną rolę w tym filmie, barwa światła, tła i kostiumów zdaje się w niemal żadnej scenie nie być przypadkowa, a w wielu momentach kolory mówią nam więcej niż twarze aktorów - jak na przykład w świetnej scenie w barze pod koniec filmu, gdy Emma jest oświetlona z góry wyraźnym punktowym światłem jednej barwy, a po odwróceniu się stoi w zupełnie innym świetle. Czy sceny w  których wyraźnie widzimy określony kolor lampy oświetlającej bohatera, natomiast światło padające na jego twarz jest zupełnie inne. Takich zabiegów mamy w filmie mnóstwo. Co oznaczają poszczególne kolory? Czego możemy się ze sposobu ich użycia dowiedzieć, czego nie wypowiadają aktorzy? Myślę, że warto obejrzeć ten film ponownie, by lepiej się temu przyjrzeć.
Sam scenariusz przedstawia historię, którą znamy - dwoje marzycieli, których spotykamy akurat tuż przed granicą, po przekroczeniu której okrutna rzeczywistość niszczy ich zapał, dość przewidywalny przebieg fabuły, słodko-gorzkie zakończenie. A jednak chemia między aktorami grającymi główne postaci dodaje ich relacji tyle naturalności, że oglądamy tę historię z przyjemnością. Twórcom udało się wzbudzić u widza emocje, co jest w tym wypadku najważniejsze, co więcej, na podziw zasługuje tu jeszcze jeden fakt. Warto zwrócić uwagę, jak prostota fabuły, jakiej oczekujemy w klasycznym musicalu, jest tu wykorzystana niczym narzędzie w rękach rzemieślnika, jakim jest reżyser, wręcz jako atut - pracując na nieskomplikowanej historii, Chazelle uzyskał bowiem możliwość opowiedzenia o dzisiejszych artystach bez bufonady. Wszystko w tym filmie mówi o prozie życia walczącej z wewnętrznymi pragnieniami, ambicjami, artystycznym romantyzmem. Zarówno magia kina, jak i przytłaczający ciężar realizmu są odczuwane przez widza w ciągu tych dwóch godzin. Dzięki temu nawet przeciętny Kowalski niespecjalnie zainteresowany sztuką czy artystycznymi dylematami - nagle odczuwa to wszystko, o czym chce nam opowiedzieć Chazelle, odczuwa na własnej skórze wszystko, o czym jest ta historia - chęć walki o marzenia, bezsilność wobec nieuniknionego, smak wygranej i smak straty, triumf i żal. Chazelle opowiada nam nie tylko fabułą, nawet nie tylko montażem i muzyką - on gra przede wszystkim emocjami, jakie sami odczuwamy. Dzięki temu uzyskał efekt opowiedzenia o marzeniach bez patosu, o artyzmie bez pompatyczności, o rzeczywistości bez brzydoty. Już samo to jest zabiegiem mistrzowskim. 

Romantyzm i magia bezpretensjonalnie dorzucone do okrutnej rzeczywistości? Podążanie za marzeniami kontra odpowiedzialność i dojrzałość? Klasyczne musicalowe sceny stylizowane na pojedyncze ujęcie (pierwsza połowa filmu) oraz niemal standardowy dramat z dodatkiem kilku muzycznych monologów (druga część filmu)? Wszystko to dało się połączyć, i to w filmie, który choć nie wbija w fotel, wywołuje na twarzy widza szczery uśmiech i pozostawia w nim autentyczną chęć przeżycia tego kolorowego obrazka ponownie. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"La La Land" - zdobywca 7 Złotych Globów oraz 7 Oscarów, w tym za najlepszy film... momencik...... czytaj więcej
Wydaje się, że to historia jakich wiele. Niewymuszona chemia, łącząca odtwórców głównych ról, sprawia... czytaj więcej
"La la Land" to czwarty film w reżyserii Damiena Chazelle'a, który swoją karierę rozpoczął w 2009 roku,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones