Recenzja filmu

Logan: Wolverine (2017)
James Mangold
Jerzy Dominik
Hugh Jackman
Patrick Stewart

X mi na drogę, czyli sentymentalnie o ostatnim pożegnaniu z Loganem

Ale czy trzeba wstydzić się banałów, które lubimy? Odbywam sentymentalną podróż za każdym razem, gdy wracam do dobrze znanych sobie bohaterów. Teraz pożegnałam staruszków, których historia
"Logan: Wolverine" (2017), film z kategorią R jak "rety, rety, co się dzieje?". Znów dałam się nabrać, licząc, że makijaż oczu będzie dla nich niczym tarcza zabraniająca ronienia łez, nie natomiast jak tama, która pęka pozwalając czarnym kroplom spłynąć po policzkach. Okazałam się sentymentalną beksą. Na szczęście słyszałam pociągania nosem z bocznych siedzeń, co niejako utwierdziło mnie w prawie do użycia obydwu rękawów bez krępacji. Po siedemnastu latach pożegnałam bohatera dzieciństwa, mój archetyp obrońcy, o którym z różnych powodów marzyłam – czasem udając, że jestem jego córką i jednocześnie fantazjując o szponach, które zjawią się w okresie dojrzewania, a którymi o wiele szybciej poradziłabym sobie przy obiednich rytuałach.



Jeśli słyszałeś, że w "Loganie..." nie ma epickiej bitwy, musisz zrozumieć, że epickość pojawia się, gdy dobro walczy ze złem, gdy ojciec walczy za córkę, nie w momencie zderzenia się dwóch armii. Bo nic bardziej nie rozczula, niż dobrze zbudowany twardziel poświęcający się w imię rodzicielskiej miłości. Nawet Vin Diesel ("Pacyfikator", 2005) jako napinająca muskulaturę niania z karmidłem w miejscu broni, choć komiczny, wciąż pobudzał ckliwe tony w sercu, gdy u jego boku pojawiały się maluchy. Wszystkiemu winna jest delikatność stojąca w opozycji do bijącej odeń siły, a więc wymagająca opanowania i zyskująca rangę wyczynu, który zasługuje na uznanie.

Podczas gdy kobiety manifestują na ulicach w innej walce, filmy superbohaterskie, naszpikowane przecież mocnymi, męskimi postaciami pomogły zdegradowanym niegdyś do nerdowskiej niszy komiksom wrócić do obiegu popkulturowego. Jednak potrzeba obrońcy nie musi oznaczać tęsknego spojrzenia w stronę patriarchatu, a raczej wzywa do powrotu testosteronu. W czasach gdy liczba rozwodów, a więc rozpadu rodzin, wzrasta, brak rodzica kompensowany może być właśnie dzięki temu, co popularne i łatwo dostępne. I tak na przykład w kinowym momencie deficytu męskości, Sylvester Stallone i Bruce Willis wracają do kin jako podstarzali, lecz pełni wigoru, najemnicy, ze swojego wieku czyniący żarty, ze swojej siły natomiast pokaz w filmie o "Niezniszczalnych" (2010).

Hugh Jackman już raz sprawdził się w roli nie tak młodego ojca, który dopiero poznaje swoją pociechę  ("Giganci ze stali", 2011). Jako Wolverine również nie zawodzi, a narwana, uparta natura jego córki woła o komentarz o niewydłubywalności genów. Charles Xavier jako staruszek łamie serce – swoim smutnym spojrzeniem, wystawionym pole(w)kowo językiem, altruizmem pochylonym ku obcości. Logan okazuje się jego sukcesem wychowawczym, który raz obdarzony przezeń miłością, jest w stanie zaoferować ją innej poturbowanej życiowo istocie. Obserwacja Logana i Laury w akcji, która choć opiera się na mordowaniu, wywołuje hedonistyczną przyjemność, rodzi skojarzenie z drapieżnikami walczącymi wspólnie o przetrwanie. Oto lew z małą lwicą dzielnie tną pazurami łowców, przecinając ich lasso, lufę i mózgi. Choć te ostatnie wcale nie latają, plamiąc fontanną krwi. Raz na jakiś czas na ziemi pojawi się głowa któregoś ze złoczyńców, ale temu ma się ochotę po prostu przyklasnąć.



Jest mięsiście, brutalnie i wzruszająco. Choć to film akcji, jego dramatyczny klimat pochłonął mnie bardziej. Mała dziewczynka tkwiąca we mnie, która razem z X-menami przeżyła ciężkie chwile, z każdym pociągnięciem mniej sprawnej nogi, z każdym upadkiem, z każdą raną swojego tatki-herosa, przeczuwała nadchodzący koniec. Przemijalność trafiła mnie prosto w serce: motywem starzenia się, pojawieniem się nowej generacji mutantów, ustępowaniem młodzieńczej sile. Czuję, że tym razem twórcy nie sięgną po wskrzeszenie Wolverina. Nie czarujmy się, siedemnasta wiosna to prawie pełnoletniość.

Dałam się porwać z pozoru prostej historii: chory dziadek po poznaniu wnuczki umiera, każąc jej tchnąć wolę życia w jej również schorowanego ojca, który ostatecznie staje w jej obronie. Jednak czy nie w prawie do rodzinnej metafory tkwi sukces historii o odmieńcach, którzy znaleźli w przyjaciołach swoje wsparcie? To prawda, że sztuka pokochania wad drugiej istoty i przekucie ich w powody do miłości to motyw, po który film sięga chcąc zapewnić sobie sukces. Ale czy trzeba wstydzić się banałów, które lubimy? Odbywam sentymentalną podróż za każdym razem, gdy wracam do dobrze znanych sobie bohaterów. Teraz pożegnałam staruszków, których historia musiała dobiec końca, by nie stać się swoją parodią.


I choć wiem, że dałam się oszukać prostym chwytom, podoba mi się to. Jeśli można mówić o symbolicznym pogrzebie kultowej postaci, to właśnie na jednym byłam. Zatem X mi na drogę w wyczekiwaniu na nowych mutantów w wersji twórcy chwytającego za serce filmowego hołdu dla jednego z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów kina.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto by przypuszczał ponad dekadę temu, że niepozorny Hugh Jackman objęciem roli Wolverine'a... czytaj więcej
"Logan" to film w pewnym sensie kameralny. Pokazuje mutantów w świecie, w którym supermoce nie tylko nie... czytaj więcej
Pierwsza część "X-men" dziś uważana jest za klasykę kina superbohaterskiego i doskonały blockbuster.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones