Recenzja filmu

Maczeta zabija (2013)
Robert Rodriguez
Danny Trejo
Mel Gibson

Krwawy taniec na jedną maczetę... bis

Większość fanów Rodrigueza doskonale zna historię stojącą za powstaniem pierwszej kinowej "Maczety". Poprzedzający film "Grindhouse: Planet Terror" fałszywy zwiastun ukazywał w pigułce krwawą
Większość fanów Rodrigueza doskonale zna historię stojącą za powstaniem pierwszej kinowej "Maczety". Poprzedzający film "Grindhouse: Planet Terror" fałszywy zwiastun ukazywał w pigułce krwawą wendettę grubo ciosanego Meksykanina o twarzy wielokrotnego wyrokowca ze specyficznym upodobaniem do ostrych przedmiotów. Króciutki trailer tak jednak przypadł do gustu widzom, że Rodriguez postanowił przenieść zemstę Corteza na dłuższy metraż. W pierwszej pełnoprawnej części "Maczety" udało się zachować prześmiewczy charakter z zajawki, co rusz kopiując kolejne elementy kina klasy B ubarwione wiadrami czerwonej posoki i osobą niezbyt wylewnego protagonisty przedkładającego odcinanie członków nad czcze gadki. Co więcej, Rodriguez dał radę połączyć, mniej lub bardziej udanie, kolejne sceny ze zwiastuna w jedną kiczowatą całość, dodając swej potrawie ostrego posmaku burrito dzięki doborowej obsadzie (De Niro, Jessica Alba czy sam "boski" Stefek Seagal). Jak zatem widać, po latach ogrywania drugoligowych produkcji, Danny Trejo znalazł wreszcie swoja niszę, obecnie goszcząc na dużym ekranie w sequelu losów "Machete". Szkoda jednak, że zazwyczaj kontynuacje są gorsze od poprzedników...

Maczeta Cortez (Danny Trejo) pracuje obecnie jako agent pod przykrywką. Niestety, w czasie próby powstrzymania nielegalnej sprzedaży broni jednemu z karteli, śmierć ponosi jego ukochana, Sartana Rivera (Jessica Alba). Niesłusznie oskarżony o zabójstwo Meksykanin zostaje aresztowany przez miejscowego szeryfa i skazany na powieszenie. Niechybna śmierć... stróża prawa (wszak Maczeta nie ginie) zostaje odroczona dzięki telefonowi od samego prezydenta USA, Rathcocka (Carlos Estevez AKA Charlie Sheen) pragnącego zwerbować Corteza do walki za Kraj Wuja Sama. Po szybkim otrzymaniu amerykańskiego obywatelstwa (pieczątka na świstku papieru), Maczeta staje przed zadaniem powstrzymania szaleńca, niejakiego Mendeza (Demián Bichir) przed posłaniem bomby w sam środek Ameryki. Nowa ojczyzna ma zatem niezawodnego obrońcę, który nie cofnie się przed niczym, by pomścić ukochaną, sięgając nawet samych gwiazd, ghe, ghe.

Jeszcze lepsza obsada, jeszcze bardziej absurdalny scenariusz i pomysły, jeszcze większy budżet... to nie mogło się nie udać. Niestety, jak na złość, sequelowi "Maczety" zabrakło świeżości i specyficznego smaku jedynki, zaś skrypt na siłę próbuje łączyć kolejne wydarzenia, bez niezbędnego polotu. Elementy komiczne zaczerpnięte z pierwowzoru są po prostu wyświechtane, zaś Cortez mówiący "Machete don’t twitt" stanowi udane odniesienie do poprzedniej części i śmieszy... tylko raz. Jednak gdy widz po raz n-ty słyszy one-liner "Machete don’t (tu wstaw cokolwiek)", ma prawo być lekko podirytowany wyeksploatowanym motywem stosowanym na potęgę.

Kolejny schemat dotyczy upodobania Corteza do wkręcania wrogów w śmigła, turbiny, itp. Jest to o tyle widoczne, iż po pierwsze realizacja tego elementu woła o pomstę do nieba (w końcu nie wiadomo kiedy kiepskie efekty są stylizowane a kiedy wynikają z realnej oszczędności), po drugie wygląda to tak, jakby scenarzyści stosowali ów patent kiedy tylko brakowało pomysłu na zakończenie pojedynku/ów ("co by tu teraz wymyślić...? Wiem, wkręćmy go w łopaty helikoptera, będzie super śmiesznie, brutalnie i w ogóle cud malina!" Cóż, nie jest...). Film nie broni się również sekwencjami akcji, których jest stosunkowo mało, zaś scen w których Maczeta wymiata swą ulubioną bronią białą jeszcze mniej. Co prawda gdy Cortez ma już w swoich wielgachnych łapskach ostre jak brzytwa narzędzie śmierci, to robi z niego słuszny użytek w krwawym balecie (tnąc niczym wirtuoz, przepłatając nawet jednego nieszczęśnika na pół... wertykalnie), niemniej "Maczeta zabija" w dużej mierze skupia się na scenach pościgów i... rewelacyjnych drugoplanowych bohaterach.

W tym jednym aspekcie, sequel wyrasta ponad "jedynkę", oferując kolektyw znanych i (nie)lubianych nazwisk w ciekawych i celowo kiczowatych rolach. Rodriguez zaoferował udział w produkcji "Maczeta zabija" wygnanym synom Hollywood w postaci Mela Gibsona i Charliego Sheena (obaj wyklęci za alkoholowo-seksualne wybryki), niesławnej Lady Gadze, zapomnianemu i oddelegowanemu do budżetówek zdobywcy Oscara Cubie Goodingowi Jr. czy Banderasowi, który stawiał u wspomnianego reżysera pierwsze kroki (w mało znanym "Desperado" z zupełnie nierozpoznawalnym motywem muzycznym odgrywanym na saksofonie... nie, chyba coś pomerdałem). Obsada kontynuacji to istna rewelacja, w dodatku jak już zostało nadmienione, duża część filmu skupia się właśnie na postaciach drugoplanowych, ograniczając rolę samego Trejo do okazjonalnego ciachania, szlachtowania i rzucania czerstwych odzywek.

W filmie Rodrigueza gwiazdy ekranu mają duże pole do popisu, świetnie naigrywając się zarówno ze swojego dotychczasowego wizerunku, jak i z kontrowersji okalających życie osobiste. Prym wiedzie Sheen jako Prezydent, rzucający wzniosłymi hasłami wzmacnianymi łaciną podwórkową, sypiający w łóżku z trzema kobietami na raz. Również daje radę Banderas, który ma okazję popisać się idealną angielszczyzną (amerykaniszczyzną?) rodem z Oregonu, mając problemy z wysławianiem się w języku hiszpańskim. Równie ciekawie wypada osoba ponętnej, pardon, burdelmamy, która zasłużenie nosi pseudonim "modliszka", jako broń stosując... stanik z wmontowanymi weń karabinkami czy stringi z "niespodzianką" w okolicy części intymnych. O takich oczywistościach jak pracująca pod przykrywką przyszła Miss Teksasu (Amber Heard) czy potentat technologiczny ze słabością do "Gwiezdnych wojen" (Gibson) nawet nie wypada wspominać. W skrócie, cały drugi plan idealnie wpisuje się w konwencję kina parodiującego B-klasowe szmiry, stanowiąc bodajże najmocniejszy argument za wybraniem się na nową "Maczetę" do kina.

Tradycyjnie dla serii, sequel poprzedzony został zwiastunem kolejnej odsłony "Maczety", mającej sporo wspólnego ze wspomnianą gwiezdną sagą McArthur LucasanMcArthur LucasanMcArthur LucasanMcArthur LucasanMcArthur LucasanMcArthur LucasanLucasa. Niestety, druga połowa recenzowanego sequela wygląda niczym usilne budowanie gruntu pod część trzecią, przechodząc z klimatu "jedynki" w kiczowate science-fiction, które jednak pasuje "Maczecie" jak różowe baletki Danny’emu Trejo (czyli niezbyt...). Rozumiem, że taki pastisz może się podobać, przypominając bondowskiego "Moonrakera" z Moorem, jednak mnie taka nagła zmiana klimatu nie kupiła.

Problem z "Maczetą" jest taki, iż sam pomysł sprawdza się najlepiej w swej oryginalnej formie, czyli w postaci krótkich zwiastunów. O ile "jedynkę" udało się jakoś połączyć fabułą, wplatając udaną konwencję kina niszowego z hektolitrami krwi i zjeżdżaniem na jelitach denata, tak "dwójka" cierpi na brak świeżości, brutalnie powielając schematy poprzednika bez polotu. Teksty Corteza przestały być śmieszne, mała ilość Trejo w akcji martwi, całość ratuje jedynie doborowa obsada w rewelacyjnych rolach oraz zajawka części trzeciej. Obawiam się jednak, że o ile materiału starczyło na 2 minuty, tak połączenie całości stanowić będzie wymuszony twór niebezpiecznie balansujący na granicy kiczu i partactwa. "Machete don’t do sequels", powinien zamruczeć Trejo. A przynajmniej nie tak wtórnych. Lekki zawód.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: "Maczeta" może i zabija, ale nie nudę; tradycyjnie sequel gorszy zarówno od pierwowzoru, jak i zwiastuna, ghe, ghe; powtarzalne teksty Maczety, dziwne odbicie w klimaty science-fiction oraz akcja na pół gwizdka nie odpychają tylko dzięki świetnie dobranym nazwiskom na mocnym drugim planie oraz, bądź co bądź odważnej, zabawie konwencją. Chyba tym razem poprzestanę jednak tylko na trailerze "trójeczki".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak zapowiedział, tak zrobił. Robert Rodriguez prezentuje drugą odsłonę serii o niezniszczalnym... czytaj więcej
Robert Rodriguez, wieczne dziecko dziesiątej muzy, musiał być wniebowzięty, gdy nadarzyła mu się okazja... czytaj więcej
Aby w pełni zrozumieć sens, tkwiący w powołaniu do życia szlachtującego Maczety, należy cofnąć się aż do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones