Recenzja filmu

Porywacze ciał (1993)
Abel Ferrara
Gabrielle Anwar
Terry Kinney

Ferrara dla ogółu

Abel Ferrara jest reżyserem z wyrazistym, ciężkim, nie dla wszystkich łatwostrawnym stylem, najmocniej bodajże zaznaczonym w najbardziej charakterystycznym obrazie tego amerykańskiego filmowca
Abel Ferrara jest reżyserem z wyrazistym, ciężkim, nie dla wszystkich łatwostrawnym stylem, najmocniej bodajże zaznaczonym w najbardziej charakterystycznym obrazie tego amerykańskiego filmowca pod tytułem "Zły porucznik". Opowieść o zdeprawowanym policjancie, aby stać się historią mocno poruszającą widza, nie mogła obyć się bez drastycznych, dosadnych scen ukazujących staczanie się gliniarza w moralną otchłań. Przypuszczam więc, że większość twórców, zabierając się za taki temat, spróbowałaby podobnego podejścia do tematu jak Abel.

Powieść Jacka Finneya "Inwazja porywaczy ciał" nie definiowała natomiast jednoznacznie stylu filmu, którego mogła stać się podstawą. Nie jest to tylko suchą moją tezą, gdyż powstało już kilka ekranizacji tej prozy, z których przeciwstawnymi względem siebie realizacjami są "Porywacze ciał" Abla Ferrary i "Inwazja" Olivera Hirschbiegela.

Ten drugi tytuł reprezentuje średniej jakości kino komercyjne nastawione na tanią, multikinową rozrywkę. Abel Ferrara natomiast stworzył film, opowiadający co prawda nierealną historię, jednak skupiający się przede wszystkim na szczegółowym oddaniu relacji międzyludzkich. Niezwykle precyzyjnie zbudował specyficzny klimat, oddający głębię psychologiczną stosunków interpersonalnych. Dzięki temu reżyser uciekł przed zaszufladkowaniem filmu jako typowego horroru.

Cała fabuła filmu skupia się wokół tajemniczych zdarzeń dziejących się w bazie wojskowej. Skierowany do niej został naukowiec, Steve Malone, aby zbadać związek pomiędzy zanieczyszczeniami na terenie bazy a serią załamań nerwowych i dziwnych zachowań wśród żołnierzy. Z badaczem do odizolowanego obszaru przeprowadziła się jego rodzina – żona, syn i córka. Właśnie jego żeńska latorośl z biegiem czasu zaczyna wysuwać się na pierwszy plan w filmie. Po części jest to zasługą scenarzysty, który wokół niej gromadzi najwięcej wątków, ale jeszcze większy w tym ma udział ma znakomita Gabrielle Anwar – odtwórczyni roli Marti Malone.

Ferrara wykrzesał z młodziutko wyglądającej aktorki cały jej urok i sprawił, że pozornie skromniutka dziewczyna niemal magnetycznie ciągnie za sobą obiektyw kamery. Pozostali aktorzy może nie robią  tak mocnego wrażenia, ale perfekcyjnie odgrywają najdrobniejsze scenki, dzięki czemu materiał science fiction, staje się przerażająco naturalny w sensie psychologicznym.

Wpływa to na całościowy odbiór filmu, który nie opowiada zmyślonej historii "sztucznych" ludzi, lecz kreuje prawdziwe relacje międzyludzkie w alternatywnej rzeczywistości.

Brak wartkiej akcji nie nuży bynajmniej widza. Pozorna monotonia jest znacznie bardziej frapująca od schematycznego przyspieszania akcji we wspominanym już thrillerze Olivera Hirschbiegela. Abel Ferrara, mimo iż nigdy nie schlebiał, ani nie podlizywał się widzom, to przy okazji tego filmu jest szczególnie dostępnym dla szerokiego grona odbiorców, przy wierności własnemu stylowi.

Dzięki temu w roku 1993 powstał film, który do tej pory ani trochę się nie zestarzał i stanowi niezwykle interesującą alternatywę dla schematycznych filmów kina grozy XXI wieku.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones