Naiwna w sposób nierealny, "papierowa" postać żydowskiego nieudacznika próbuje zostać raperem. W pierwszej połowie pierwszego odcinka (dalej nie dotrwałem) mamy wspomnianego Żyda, czarnych raperów i przewalone 10 tysięcy dolców, wydane łatwo jak na lody. Brakuje jeszcze sympatycznego homoseksualisty (pewnie jakiś będzie dalej, bo to taka schematyczna produkcja) i mamy już kandydata do oskara według najnowszych wytycznych - poprawną politycznie zgodnie z najnowszymi trendami komedyjkę dla niewymagających (z dobrego serca nie użyłem słowa "durni"). Odradzam.