Jak słusznie się obawiałam, po niezłym odcinku pierwszym zaserwowano nam coś znacznie gorszego. Odcinek dawał się oglądać, ale był niezbyt porywający i niezbyt mądry.
Plusy:
- Codringher, Fenn, Rience i kiciuś. Korzystanie z książkowego materiału naprawdę dobrze temu serialowi robi, nie wiem, czemu twórców tak to brzydzi. Dobrze zagrane, sfilmowane bez prucia flaków w slow motion, a finał sceny podobał mi się nawet bardziej niż wersja książkowa
- Emhyr. Jest o wiele za młody do tej roli, ale ten aktor naprawdę daje radę
- śpiewający Jaskier zawsze spoko
- jak również Tissaia. Gdybym miała wskazać tylko jedną postać i powiedzieć: "dokładnie tak ją sobie wyobrażałam", byłaby to ona
- całkiem mi się podobał wątek Ciri: spotkanie z gońcem, Yennefer tłumacząca, czemu zdradzanie ludziom ich przyszłości może mieć nieciekawe konsekwencje, budowanie więzi między bohaterkami, którego wcześniej brakowało
Ani plusy, ani minusy:
- krasnoludka szykująca broń dla Emhyra ma żonę. Sami powiedzcie: po co się ludziska mają temu Nilfgaardowi opierać? Walka z rasizmem, równość małżeńska, dwuskibowe pługi, a na tronie prawdziwy władca z autorytetem zamiast Jasia Vizimira Fasoli czy innego hodowcy strzyg
Minusy:
- wróciła Fringilla. Wbrew logice liczyłam po cichu, że jednak się struje tym jabolem
- jak się zmienia wątki, to warto pamiętać o tym, żeby zmienić też ich rozwinięcie, bo wychodzą z tego idiotyzmy. Rozumiem, że podejrzewana o sympatie pronilfgaardzkie Yenna, która na oczach wszystkich uwolniła skazanego na śmierć Cahira i odjechała z nim ku zachodzącemu słońcu, teraz tak po prostu wbije sobie z powrotem do Aretuzy i nikt nie będzie miał problemu? Genialne inaczej
- jak już Jaskier ma zmieniać orientację, to przydałby się ktoś bardziej atrakcyjny w roli amanta. Do urody Radowida nic nie mam, ale swoją grą niezmiennie robi na mnie wrażenie żulika przebranego w dworskie ciuchy
- nie wiem, po co zmieniono historię fałszywej Ciri, odbierałam ją jako bardzo poruszającą, a wygląda na to, że twórcy zamiast do mojego serca chcą zaapelować do żołądka
- książkowy wątek Dijkstry i Filippy jest świetny, wciągający i niejednoznaczny, czytelnik do końca nie jest pewien, ile we wzajemnych stosunkach tej pary jest sentymentu, a ile polityki. W serialu spaprano to koncertowo. Nie, lanie pejczem nie jest dobrym zamiennikiem chemii między aktorami
- niech twórcy już przestaną wymyślać swoje potwory, nie są w tym dobrzy
- my wiemy, kto to Bonhart i Houvenaghel, ale widz serialowy nie wie i zarzucanie go mnóstwem nazwisk bez kontekstu pogłębia tylko i tak spory chaos fabularny
- nadal nie mogę uwierzyć, że Tissaia romansuje z facetem, który przez cały dzień chodzi w krzywo zawiązanym szlafroku
Decyzja o oglądaniu po jednym odcinku była jednak rozsądna, tym bardziej, że jeszcze nie rozkręcił się zapowiadany romans Jaskra z Radowidem. To może być gorsze od BDSM Dijkstry i Filippy.