Przez pierwsze dwa sezony zahipnotyzował mnie nieco. Im dalej tym gorzej. W miarę oglądania zacząłem sobie zdawać sprawę, że jestem podłączony do kroplówki - propagandowej żydowsko - lewackiej. Sączyła mi z umiarem narrację - naród żydowski to w gruncie rzeczy miłe, czasem niesforne, dobroduszne misie. Pod płaszczykiem autoironii, której potężne dozy wylewają się z ust tytułowej bohaterki otrzymujemy semicką hipnozę. Bardzo dobrze dobrana główna rola kobieca. Wspaniała realizacja. Mnóstwo długich ujęć, dialogów i monologów z jednego ujęcia. Wspaniała scenografia i kostiumy - ale wszystko zbyt cukierkowate i czułem się czasem jak w bańce z teledysku Katy Perry - Chained To The Rhythm. Ostatnie dwa sezony dooglądałem przewijając niektóre ślimaczące się wątki, czekając na finał. Ogólnie, mistrzowska propagandowa robota. A...jeszcze ten polski akcent - jakiż wymowny..."pokazujący" gdzie nasze miejsce, tak zabawnie przypadkowo...