A najlepsze w nim jest to, że ewidentnie próbowali oglądać go fanatycy Szklanej pułapki... ewentualnie Szklanką po łapkach... i nie pykło im. Z drugiej strony -> ten film jest źle reklamowany. Netflix przedstawia go jako komedię. Jasne. To jest komedia. Ale raczej taka trochę Boska komedia, niekoniecznie zaś kolejna odsłona Jasia Fasoli. W gruncie rzeczy to film dla tych, którzy trochę tęsknią za Dyskretnym urokiem burżuazji czy kinem egzystencjalnym, trochę absurdalnym i zarazem bardzo wyrazistym wizualnie. Jest tutaj sporo mocnych rzeczy - przede wszystkim gra aktorska, dobrze napisane dialogi - owszem, przekombinowane, pojechane w kosmos, do cna teatralne, ale przecież o to chodzi w tym przedstawieniu. Koniec końców mam wrażenie, że Biały szum to taki trochę performance, dzieło którego nie dało się wcisnąć w ograniczenia desek teatrów, więc rzucono go na srebrny ekran. Super, że nadal produkowane są filmy z założenia nie mogące podobać się fanatykom Johnów Wicków, to znaczy, że w hollywood nadal komuś się chce podjąć ryzyko. I to spore, bo nie sądzę by taki film się komukolwiek opłacił. Ale ja doceniam, że się pojawił ;-)