Mało udana wariacja w temacie "Jeźdźca znikąd"
Z tego co zakumałem
Główny Boss chce wykończyć okolicznych wieśniaków. Na jednym z gospodarstw (u tradycyjnej rodzinki) zjawia się nieznajomy. Prosi o gościnę na noc, ale jak
zawsze, zostaje dłużej i pomaga farmerom w walce z tymi złymi.
Rok 1989 nie ma nic do rzeczy, bo meksykański western stał wtedy w miejscu. Całość
wygląda na realizację z początku lat 70-tych (wada albo zaleta, do wyboru).
Muza ma kilkusekundowe przebłyski. Ale tak jak całość filmu ogólnie wypada blado.
Aktorstwo jest mizerne, a głównemu kozakowi wystarczy dać do łapy butelkę jabcoka i już wygląda na krzywego Henia spod Żabki.
Nie polecam.
Gdyby ktoś znający hiszpański jakimś cudem zaliczył ten produkt i chciał naprostować mój komentarz, to proszę bardzo ;)