Niezły jest już na początku. Potem z każdą minutą robi się coraz lepszy, po części dzięki ponownemu pokazaniu wierzeń indiańskich, a w dużej mierze dzięki dosonałej grze Reileya McClendona. Nie odczuwa się ani trochę nudy. Finał zaś może nie jest genialny, ale bardzo dobry i choć stereotypowy, to satysfakcjonujący. Na uwagę zasługuję także Don Shanks, który 11 lat wcześniej w "Tańczącej z wiatrem" wcielił się w rolę Półksiężyca (Halfmoona). Nie dopatrzyłem się w tym filmie żadnej wady i polecam go wszystkim w każdym wieku. Jeden z najlepszych familijnych, jakie widziałem.