Pixar znowu to robi. Nie zawodzi pod żadnych względem. Na bok odłóżcie porównywanie "Coco" do "Księgi życia", bo oba filmy łączy wyłącznie meksykański dzień zmarłych i silny nacisk na muzykę. Poza tym są to dwie zupełnie inne historie!
W "Coco" przede wszystkim otrzymujemy piękną, wzruszającą animację o sile rodziny. Zarówno tej, którą wciąż mamy przy sobie, jak i tej, z którą się pożegnaliśmy. Latynoski sposób podejścia do kwestii życia i śmierci jest tutaj przedstawiony nie tylko ciekawie, ale i pięknie wizualnie oraz dźwiękowo. Cieszą się nasze oczy, uszy, a uczucia buzują.
Zainteresowanych odsyłam do dłuższej recenzji na moim blogu: https://tekstualnie.com/2017/11/26/coco-recenzja/ :)
A wszystkich wahających się zachęcam do kupienia biletów. Pixar na swoim najwyższym poziomie ;)