Trochę przypomina wyświetlaną ostanio "Rzeź" Polańskiego. Tak jak tamten film, "Happy,Happy" pokazuje, że w określonych sytuacjach wychodzą na jaw długo skrywane pragnienia i niewypowiedziane oczekiwania. I nic już potem nie jest takie samo.
O, nie tylko tym. Ten jest jednak mniej komediowy i życie w nim smutniejsze. A może po prostu nieamerykański :) W Rzezi - pary następnego dnia wrócą do swoich schematów, swoich ról, a dzieci już nie pamiętają o bójce. W Happy - syn Kai chyba się nie wyplącze z tej traumy... Pozostali też mają gorzej. Kolejny dowód na wyższość filmów nieamerykańskich :)
Podobny jest pomysł, fabuła i bohaterowie – zderzenie dwóch par (każda z jednym dzieckiem) – pozornie szczęśliwych, stabilnych, bez kłopotów – w którym to zderzeniu (zetknięciu) ujawniają się wszystkie niewypowiedziane dotąd problemy, pytania, podejrzenia, a bohaterowie ze zdumieniem poznają siebie samych i siebie nawzajem - jakich nie znali.
Na marginesie - mały Teodor - może materiał na Breivika? Film wyprzedził tę tragedię.
To nadal podobieństwo na bardzo powierzchownej płaszczyźnie, jak mówiłam - dwie pary, jakich wiele. Jeśli wejdziesz głębiej, różni ich wszystko.
Ej tam. Troszku się czepiasz ;) Mnie też wydaje się podobny. Dużo znasz filmów o kłócących się dwóch parach z jednym dzieckiem? Punkt wyjścia jest ten sam i to już wystarczy, żeby doszukiwać się analogii - a jak później potoczyła się fabuła i jaka jest wymowa filmu to już zupełnie inna inna sprawa. Twórcy mieliby popełnić plagiat, żebyś mogła doszukać się podobieństw.