Do zobaczenia tego filmu skłonił mnie opis i na pewno oczekiwałam czegość innego. Myślałam, że akcja będzie biegła toczyła się szybciej, albo reżyser wniknie głębiej w ludzki umysł. A tu wszystko dzieje się jakby przy okazji - kluczowym scenom poświęcone jest tyle samo czasu, co scenie nalewania sobie zupy, parzenia herbaty. Wszystko jest takie niespieszne, momentami irytująco powolne, ale jednak gdzieśtam wciąga, intryguje.
Like Someone In Love irytująco powolne? Można mu zarzucić sporo, jest to też najsłabszy film z ostatnich w dorobku Kiarostamiego, ale nie można powiedzieć, żeby narracja była jakoś strasznie spowolniona. No chyba że porównamy z hollywoodzką, ale to się raczej mija z celem. Polecam kiedyś seans Konia Turyńskiego :D