Chińskie kino noir, które zachwyca plastycznymi ujęciami i całe rozgrywa się w konkretnych scenach, bo jako całość obrazuje jedynie groteskową dosyć obławę z policjantami dyletantami i ściganym o zdolnościach Bruce’a Lee. Ale najważniejsza jest kolorystyka, ujęcia twarzy i ciał, ten poetycki wręcz popis wrażliwości połączony z portretowaniem bezkompromisowych relacji, pośród których – paradoksalnie – nie ma miejsca na jakąkolwiek czułość. Nie można nie ulec oczarowaniu, choć to przecież okrutna baśń. Naprawdę fascynujący.
Nie, nie , nie! Nie obejrzalem filmu do końca, więc i nie oceniam. Widzialem ostatnio ze 3 chińskie filmy i były naprawdę niezłe. Ale film o chińskich cwaniaczkach jakoś nie bardzo mnie interesuje, wręcz odpycha, bo to zupełnie nie moja bajka. Tak wię po niespełna półgodzinie wylaczayłem i postanowilem ten czas przeznaczyć na co innego.
W ogóle nie odebrałem tego filmu jako opowieści o chińskich cwaniaczkach. Może bardziej zajęły mnie niesamowite zdjęcia.
To jest film o ludzkich słabościach. Żądzy pieniądza i chciwości, braku miłości, pożądaniu oraz zdradzie. A nie o cwaniaczkach.
Cóż, tak jak napomknąłem, film mnie nie wciągnął, a nie wątpię, że (jakąś) treść posiada, jak każdy film. Lubię kino zróżnicowane geograficznie, ale ten obraz zupełnie nie miał w sobie tej "chińskości", którą widziałem w innych filmach z tego kraju. Gatunkowo bardziej "podjeżdżał" pod amerykańskie produkcje gangsterskie, a to akurat kino, które zupełnie mi nie lezy.
Zdecydowanie nie ma nic z gangsterskiego kina amerykańskiego. Bliżej mu do filmów francuskiego neobaroku (Jean-Jacques Beineix, Leos Carax, Luc Besson). Wydaje się to mniej dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż film jest francusko-chińską koprodukcją. Piękne wizualnie i przerysowane sceny, wyraźne nawiązania do francuskiego realizmu poetyckiego. Uwielbiam takie kino. Po seansie czuję się jak po wykwintniej uczcie.