O ile zazwyczaj nie robię takich rzeczy, o tyle tutaj zdecydowałam się na dosyć wariacki krok w pierwszym seansie - i potraktowałam film jako audiobooka. Tzn. odwaliłam sobie wszystkie niesmaki estetyczne wynikające z relacji 'popatrz, tyś już stary dziad, a ja mam 15 lat' (jak pisał Jerszow w 'Koniku Garbusku'). Na zasadzie - jak będą gadać od rzeczy, wyłączę. Miało być na 5 minut, wsiąkłam do końca. Jako audiobook, ze swoją muzyką i kusicielskim głosem Olbrychskiego, jak najbardziej polecam.
Potem dołączyłam do tego warstwę wizualną... no cóż, Olbrychski wygląda jak stary piernik lecący na młode d#py. I taki miał być. Ale przynajmniej fantazję ma. Mała sympatyczna.