Co do czasu trwania filmu zawsze uważam następująco: nie ma dla mnie znaczenia, ile trwa, tylko jaka jest jakość. Równie dobrze można zrobić półtoragodzinne/czterogodzinne arcydzieło albo półtoragodzinne/czterogodzinne gówno. "Love Exposure" nie jest ani arcydziełem, ani gównem, ale tutaj akurat czas trwania jest za długi. Spokojnie dałoby się obciąć z godzinkę bez szkody dla jakości, a nawet z zyskiem. A pomyśleć, że producenci wyprosili Sono, żeby skrócił z 6h do 4 :P
Dużo ludzi twierdzi, że "Miłość obnażona" to opus magnum japońskiego wizjonera, lecz ja cenię bardziej wiele innych jego filmów. Ok, mamy tu wszystko: dziwactwa, ekstremalną przemoc, napięcie, wyraziste postaci, humor, a nawet typowe dla Sono rzucanie muzyki klasycznej na wiele scen, lecz... za dużo, za dużo. Wolę bardziej trzymające za pysk "Cold Fish" albo równie odjechane "Love&Peace", albo "Zły film" (o! to jest najlepszy przykład, bo serio więcej miłości widzę tam niż w "Miłości obnażonej" – przecież scena martwych lesbijek wciąż okazujących sobie czułość ma więcej trafnej symboliki i przesłania niż cytowanie Listu do Koryntian w "Miłości...").
Ten film zostawiłem sobie na koniec z wybranych do obejrzenia filmów Sono i nie powiem, że się zawiodłem, nie żałuję, bo to były ostatecznie ciekawe i nie nudne cztery godziny, lecz oczekiwałem więcej.