Małe miasteczko opanowane przez obcych. Sytuację ratuje mały chłopiec...
Taka "Inwazja porywaczy ciał" w wydaniu familijnym. Klimat fajny, realizacja też niczego sobie (uwzględniwszy, rzecz jasna, ówczesne standardy obowiązujące w kinie sci-fi), gorzej już z samą fabułą, która jest tak naiwna i naciągana, że z czasem widz traci zainteresowanie jej rozwojem. Nad wyraz spostrzegawczy dzielny malec bez trudu przekonuje dorosłych do swej "teorii", doprowadza do mobilizacji armii i w efekcie ratuje cały świat (zamiennie z: Stany Zjednoczone). Rupieć całkiem sympatyczny, niemniej średnio wciągający.