Idąc do kina na Pana.T, zaciekawiony zwiastunem,pochlebnymi recenzjami,byłem przekonany, że to będą jedne z ciekawiej spędzonych godzin w kinie. Niestety film całkowicie rozczarował. Ogromnie zmęczył, wogóle nie śmieszył. Wyzwolił we mnie usilne próby zrozumienia koncepcji filmu co zaskutkowało przegrzaniem receptorów i niesamowitą ciężkością powiek. Już dawno w sali kinowej nie toczyłem tak ciężkiej batalii z samym sobą. Film najprawdopodobniej przeznaczony dla osób znających klucz do poprawnego rozumienia obrazów w nim zawartych. Niestety nie zaliczyłem się tym razem do wybrańców. Szkoda.
Bo to przede wszystkim film o losie inteligencji w stalinowskich czasach, które niestety powracają tu i teraz wielkimi krokami
Nie relatywizuj, inteligencja w większści w tamtym czasie była za pan brat z komunistami. Dlatego film "Pan T" bo to jeden z wyjątków. Kazik wiele lat później na ten temat napiał znaną piosenkę. Zaczyna się tak:
Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
To wszystko się tak cyklicznie powtarza
Czas nadziei, człowiek z żelaza
Wodzowi rewolucji do pasa się kłaniam
Mecenas daje złoto, mecenas wymaga
Czy się nie wstydzisz?
Czy Ty to widzisz?
Czy się nie wstydzisz?
A słyszę, że mówią, że robią to co chcą
itd.
Film jest słaby, owszem, ale nie jest niezrozumiały (choć za taki może zostać uznany na zachodzie i to +klimat może sprawić, że ktoś tam się nim zachwyci), nawet liczyłem, że on się rozwinie przynajmniej w stronę abstrakcji, ale tu wszystko jest wyłożone wprost. Po prostu film nie ma nawet zarysowanej osi fabuły, czyli związków przyczynowo-skutkowych, które normalnie budują klasyczną historię: czyli jakiegoś prologu lub ekspozycji, zawiązania i rozwinięcia akcji, punktu kulminacyjnego i epilog, a w to wszystko wplecionych wątków. On w zasadzie składa się z samych wątków, luźno posklejanych i tak sobie płynie, niemal spokojnie, od początku do końca.