Większość czepia się tego biednego Wojtka. Moze nie był najbystrzejszym dzieciakiem,ale czy to powód żeby go traktować jak podudzia? Bo wbrew temu co sądzą obrońcy Ojca (że był taki świetny bo pokazywał prawdziwe życie synowi) to ja widzę w młodym zagubionego dzieciaka, nie mającego oparcia w nikim. Jeśli spróbuje pogadać z ojcem ,a ich poglądy nie będą się zgadzać pewnie czeka go kara. Młody boi się każdej reakcji ojca. Żeby była sprawiedliwość - Rozumiem ,też postać graną przez Frycza - samotny ,czasem rozgoryczony, chcący wpoić synowi zasady które zrobią z niego mężczyznę. Ale serio? Trzeba tłuc swoje dzieci żeby je wychować? Ilu z Was było bitych? Ilu ma pręgi na plecach a ilu pamięta niegroźne uderzenia paskiem jako reprymendę i uważa ,ze te dwie rzeczy to samo ,bo uczy podobnie. Otóż wyjaśnię Wam różnicę, każdy czyn niesie za sobą odpowiedzialność, tylko nie każdy odpowiedzialność rozumie w ten sam sposób. Dla ojca Wojtka było to bicie, by dzieciak wyrósł na mężczyznę, ale żeby chociaż sprawiedliwe... Bo według mnie nie. Bił bo tak nakazywało wtedy prawo rodziców - bez bicia nie wychowasz. Ale nie widzę tych szczerych rozmów, wyjaśnień za co ta kary. Ma być jak ojciec wymyślił. Ja wiem,że łatwiej przyłożyć niż pogadać, ale to nie wina nastolatka ,że nie umiał się odnaleźć w spirali przemocy ,wyzwisk i braku tego,co zazwyczaj daje matka - bezinteresownej miłości.