Syn to był wredny gnój, a ojciec chciał faktycznie dobrze dla niego. Nie bił go pod wpływem alkoholu ale bił go za kare a za dobre uczynki nagradzał. A dorosły syn to jakiś psychol :D
Dlatego bardziej spodobała mi się postać Żebrowskiego niż Frycza.
Po Fryczu oczekiwałem właśnie takiego psychopatycznego charakteru, ale jak widać się przeliczyłem.
Też się zgadzam, w ogóle film słaby. Postać tego dzieciaka z marszu odpychająca i w sumie nie rozumiana przez widza, w porównaniu z nim ojciec wydaje się prawie sympatyczny, a przynajmniej widać co go motywuje - chce wychować goowniarza w trudnej sytuacji samotnego ojca w mrokach PRL. Tyle, że ten chłopak to jakiś zatrzymany w rozwoju na dodatek idiota, dosłownie tak to wygląda, pełen agresji i mało inteligentny. Dalej mamy pomysł z ucieczką z domu w wieku lat 12. Czy to w ogóle możliwe w tamtych czasach żeby nie spotykał w ogóle ojca? A szkoła? Kto go wychował - dom dziecka, ciocia, babcia? Skoro to film o "bliznach" z dzieciństwa, to raczej ważne jak wyglądało jego 18 kolejnych lat życia. Ale część o dzieciństwie to i tak bardziej udana część, bo dorosłość w wykonaniu Żebrowskiego to jakieś karykaturalny popis egzaltowanych odchyłów wprost do leczenia na oddziale zamkniętym. Wg mnie źle napisane i na wyrost zagrane, dodatkowo sposób filmowania jest denerwujący - ciemno, mało co widać, ujęcia jakieś nudne, wszystko zlewa się w jedną ponurą i monotonną całość. A tę jego lubą w prawdziwym życiu to co najwyżej mógłby za jakiś czas po ryle lać.
A ja się zgadzam...słabo..po prostu mało treści w tym całym filmie, nic zaskakujacego, mało uczuć, choc jak juz cos było zagrane to było dore...szkoda bo był potencjał...a czuje sie jakbym ogladneła kiepska zapowiedz