Od czasu Braterstwa Broni jest to film z najlepszymi scenami batalistycznymi. Bitwa to w ogóle audiowizualny majstersztyk. Ogólnie film jest świetny. 2 godziny w kinie zleciały naprawdę szybko. Aż szkoda, ze nie trwał co najmniej trzech godzin. Mam nadzieję, że za jakiś czas pojawi się dłuższa wersja reżyserska, bo miejscami widać, że przyśpieszano z akcją. Oczywiście jest też patos, ale przynajmniej nie ma w tle amerykańskiej flagi (i jest to superprodukcja bez murzyna wciśniętego na siłę ;) ). Jak najbardziej polecam - w moje gusta trafił idealnie.
Ten film to kolokwialnie mówiąc gówno i powie to każdy który chociaż trochę zna się na balistyce, obsłudze broni czy ratownictwie pola walki. Ogólnie nikt nie przeladowuje broni, koleś niesie trupa (polecam zobaczyć co dzieje się z ciałem człowieka po postrzale z karabinu Arisaka) jako tarcze strzelając z BAR'a (polecam potrzymać sobie ten karabin), japońce to totalnie kretyni a odkopanie granatów to już totalny kataklizm. Nie mogłem tego oglądać. Czas przy tym filmie dłużył się niemożebnie. Wgl ktokolwiek z ludzi porównujący ten film z "Saving Private Ryan" widział ten ostatni? Przecież to nie ma porównania. W "Szeregowcu Ryanie" była jakaś taktyka, zachwycajace sceny balistyczne, świetny scenariusz a tutaj bitwy wyglądają jak te prowadzone w średniowieczu, motyw romantyczny i związany z nim scenariusz tak ssą że aż miałem ochotę wyjść z kina... i oglądając to dalej, stwierdziłem ze smutkiem że niczego bym nie żałował gdybym to zrobił...
Z podobnych powodów odjąłem aż trzy gwiazdki. Ręce odpadły przy scenie z granatami, aż czekałem na moment gdy Des odrzuci granat, podwójnym saltem przeskoczy nad przeciwnikiem i w locie złapie przelatującą kulę zębami. Cała historia miała dramatyzmu aż nadto, zupełnie niepotrzebnie władowano tam tyle hollywoodu, przez małe "h". Nieco więcej realizmu w miejscu taniego efekciarstwa tylko wyszłoby filmowi na dobre.
No to polecam zobaczyć serial "Pacyfik". Wg mnie sceny skonstruowane są tam dużo lepiej. Cała historia jest poprowadzona bardziej płynnie ale trzeba wziąć pod uwagę, że twórcy mogli sobie na to pozwolić z tego względu, że to serial a nie dwugodzinny film.
Oglądałem i jak dla mnie było to trochę gorsze od Kompanii Braci, bo trudno było zżyć się z postaciami, ale od 6 odcinka to serial zrobił się świetny i nie wiem czy o Okinawie nie był to najlepszy odcinek.
Miałem dokładnie tak samo z Kompanią braci. Pacyfik pod względem charakterów trochę mnie zawiódł ale sceny batalistyczne rewelacja. Czekam wciąż aż ktoś wreszcie poruszy kolejny wojenny temat.
"i jest to superprodukcja bez murzyna wciśniętego na siłę"
Pierwsza moja myśl, gdy wróciłem z seansu do domu :D. Będzie hejt przez to, na pewno!
Nie ma flagi...
Ale za to jest tyle patetycznych, ckliwych i do bólu przerysowanych elementów... Bohaterowie jednowymiarowi, historia przedstawiona wręcz w bajkowy sposób.
Mimo że nie ma ani flagi ani hymnu to film nie różni się niczym o tych, które zawierają te elementy.
Jednak tym samym film nabiera uniwersalnego przesłania, bo nie opowiada o odważnych amerykanach, tylko o odważnych ludziach i ich wartościach, gdzie wiara miała istotne znaczenie. Tutaj można w mundury amerykańskie wsadzić Polaków, Brytyjczyków, Australijczyków itd., to już mniej istotne.
Byłem wczoraj na tym filmie i jestem bardzo zadowolony.Jest po prostu świetny,film jak dla mnie jest tak dobry jak Pacyfik albo i lepszy.
Film jakby Disney go nakręcił i po drugim razie w kinie stwierdzam, że patos to byłaby najlepszy tytuł tego filmu, aktor główny przede wszystkim mi nie pasował i też jak z Disney'a... Mel Gibson zrobił ten film pod publikę a w scenach batalistycznych, też widzę masę głupot... Np. wychodzą w zwarciu bez rozstawienia... Koleś robi sobie tarczę z rozerwanego gościa, bieg z przełożonym na dywanie bez problemu z terenem zwłaszcza i niekończące się magazynki itp, itd. Do Mela Gibsona ten film nie pasuje. Bardzo go lubię i jest lepszym reżyserem niźli aktorem, teraz mu się do końca nie udało. Ale 3mam kciuki za następne produkcje bo ma "to coś".
Aktor wygląda jak niedorozwinięty umysłowo, Doss wyglądał całkiem "normalnie", to jedyny minus tego filmu a, że patos to tak ma być.
Audiowizualny majstersztyk? Proszę cię... ja czasem miałem wrażenie że oglada Świat według Kiepskich
Może na jakimś malutkim ekraniku. W kinie robiło wrażenie udźwiękowienie i spodobało mi się to, ze Gibson nie poszedł w barwy szarości jak Eastwood w swoich produkcjach na temat Iwo Jimy. Kwestia własnych oczekiwań.
Czyli rozumiem, że jakby w filmie była flaga Ameryknaska (do ktorej nie wiem co masz), i murzyn, to bys dala mniejszą ocenę? Co za głupie bariery tworzą sobie ludzie. To tak jakby powiedziala, jesteś fajna, ale z tą czapką Cię nie lubie, bo jest w kolorze polskiej flagi.
Nie dałbym niższej, tylko w innych filmach wojennych jest to bardzo częsta zagrywka i oglądanie kolejnej takiej sceny w kolejnym filmie mnie irytuje i dużo zależy wtedy od kontekstu. Natomiast Murzyn wciśnięty na siłę do filmu np. historycznego, gdzie wiadomo, że nie mogło wtedy czarnoskórego być, to jak najbardziej są podstawy do dania niższej oceny (chociażby za niedorobienie lekcji przez producentów dotyczącej danych realiów historycznych).
Ale podczas drugiej wojny światowej czarnoskórzy mieli prawo być. Nie jest to okres historyczny, gdy murzynów nie było jeszcze w Ameryce.
Pisałem ogólnie, ale jeśli już chodzi o Murzynów w armii USA to i tak tych walczących było mniej niż 1%. Większość wojnę przesiedziała w kuchni i przy zaopatrzeniu.
Rewelacja... polecam... żaden patos. Co Wy z tym patosem. Wojna to piekło i to piekło pokazane w 100%... a bohater zrobił robotę za 10-ciu...
To jest film z przyzwoitymi scenami gore, a nie batalistycznymi. Jeżeli chcesz wiedzieć na czym polega różnica, polecam "Waterloo" Bondarczuka. Końcówka w ogóle trąci bardziej jakimś Rambo, niż kinem wojennym/historycznym (szturm z trupem-tarczą w jednej ręce i rkm-em w drugiej, kopanie granatów na woleja, czy ogólnie festiwal flaków, dla samych flaków) Zamiast się wczuć, wejść w tą historię, ja cały czas się zastanawiałem, czy Gibson nie rozładowuje swoich osobistych frustracji tymi scenami.
Jestem ciekaw jak ten film stoi swoją autentycznością historyczną. Z filmami Mela różnie bywało, głównie bardzo źle bywało.
Gibson przecież lubi flaki, strupy i mgiełki krwi, warto przypomnieć sobie jego poprzednie filmy. :)
Tutaj nagromadzenie 'scen gore' i utraty życia stanowi kontrapunkt dla przedstawienia misji Desmonda, który to życie chce ratować. Gość gdyby mógł to zatamowałby wszystkie krwotoki na Hacksaw Ridge, na które tak narzeka się w tym wątku :)
Film ciągle siedzi w głowie... wojna tutaj to tylko tło dla moralizatorskiej biografii. Ale wątek przeczytałem cały i bardzo dziękuję za wszystkie posty kinomanów -pasjonatów militariów :) i dzięki Panie Gibson!
Sceny batalistyczne to porażka w porównaniu np. do serialu "Pacyfik". Poniosła tu kogoś nieźle fantazja. Trzeba mieć zerowe pojęcie o militariach, taktyce wojskowej, obsłudze broni aby uznać że te sceny batalistyczne były chociażby dobre.