siegnelam po ten film z jednego powodu, ryuhei matsuda. i musze przyznac ze czuje sie milo zaskoczona. bardzo dobra opowiesc o milosci. bez przeslodzonych frazesow, heroicznych czynow i bog wie czego tam jeszcze. ma kilka scen ktore sa naciagniete i az smieszne ale na szczescie potem wszytsko spowrotem trafia na wlasciwy tor. wzruszajaca i ciepla opowiesc. polecam wszytskim ktorzy maja ochote na dobry dramat/romans.
przy okazji bardzo dobrze nakrecony, piekne zdjecia.
właśnie obejrzałam ten film i to z tych samych powodów. i stwierdzenie, że jestem zaskoczona to mało powiedziane. :) szczerze mówiąc nastawiałam się na wyłączenie się po pierwszych paru minutach i śledzenie tylko matsudy. ale film od razu mnie wciągnął i nie chciał wypuścić. :) ale przyznać muszę, że scena z ayą na końcu była komiczna ;P
Ja zdecydowałam się obejrzeć ten film z innego powodu ;) Przy okazji szperania w sieci w poszukiwaniu ciekawych filmów azjatyckich, natrafiłam na to fan video http://pl.youtube.com/watch?v=F6G1tlES69k i zdjęcia zrobiły na mnie takie wrażenie, że postanowiłam przyjrzeć się tej produkcji z bliska. Ryuhei Matsuda jak zbykle zagrał bardzo dobrze. Nie widziałam wcześniej chyba żadnego filmu z Ryoko Hirosue, ale tu bardzo mi się podobała jej gra. Niemniej muzyka i fabuła momentami były denerwujące, a oglądanie kolejny raz jak jakieś draby okładają Ryuhei męczące... Nie podobało mi się też zamerykanizowanie filmu. Nie wiem czemu miało służyć pojawianie się typowych dla filmów amerykańskich motywów. Według mnie, było to zupełnie niepotrzebne i psuło klimat z początku filmu. Tak więc jak dla mnie, świetne zdjęcia pozostają głównym atutem filmu.