Zauroczony swego czasu takimi produkcjami jak Ghost in the Shell czy Akira, liczyłem że objawi się w tym filmie choć trochę z geniuszu tamtych animacji. Zamiast tego dostałem blisko dwu_i_pół_godzinną operę dla dwunastolatków, leczącą japońskie kompleksy wojenne. Głupawe sceny z chichoczącymi niczym dziewczęta facetami, komiksowa naiwność i nielogiczność.
I kolosalna ilość smętnego patosu. Jeśli ktoś sądził że to amerykanie są w tym ekspertami (rozkaz panie prezydencie!) i filmidła typu Bitwa o Los Angeles to ich specjalność, to może się zdziwić. Każda_jedna_scena nie tylko musi zakończyć się patetycznie, ale i sama w sobie często składa się z patetycznych scenek prowadzących do następnych. Żenująca, przesadzona gra aktorska tylko pogłębia uczucie zażenowania.
Warto jeszcze dodać że to nie żadne SF, tylko Fantazy, z fabułą nawiązującą (i o wiele bardziej naiwną) do Final Fantasy. Dusze, kryształy... zestaw standardowy niczym w McDonaldzie.
Oprawa muzyczna to rzępolenie, mające za zadanie podkreślić patetyczność scen i wynieść je na nowe wyżyny patosu, skąd rozpościera się już jedynie widnokrąg następnych patetycznych scen.
Wspomniałem o patetyczności?
Odnosząc się do wspomnianej przez ciebie patetyczności, to nasz Captain Okita stanął na wysokości zadania i sposobem w jakim zasalutował leżąc na szpitalnym łożu, zgasił całe towarzystwo :] Niestety aktorskie adaptacje anime często bywają nieudane. Osobiście nie zapoznałem się jeszcze z tą serią, ale nie ukrywam, że jestem nią zainteresowany, bo czuję, że będzie to coś naprawdę dobrego. Swoją drogą plakat lepszy niż film.