PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=9839}
4,7 116
ocen
4,7 10 1 116
Struny
powrót do forum filmu Struny

Począwszy od tytułu, aż po samą treść, film jest dla mnie bardzo intrygujący. Nie chodzi jednak o to, jak i co zostało w filmie przedstawione, lecz jakie były intencje reżysera i mówiąc kolokwialnie: co poeta miał na myśli? De facto „Struny” to film rozbity na dwa wątki: zawodowy i osobisty. Linia podziału między tymi wątkami jest bardzo nienaturalna. Są to w zasadzie dwa odrębne epizody, bardzo luźno związane ze sobą.

W pierwszym wątku inż. Łotocki przylatuje na wybrzeże dokonać ekspertyzy w zakresie skuteczności wdrażania najnowszej technologii spawalniczej. Wyniki badań radiologicznych i wizji lokalnej potwierdzają, że wytrzymałość spawów jest niewłaściwa. W języku PRL-owskiej nowomowy chciałoby się powiedzieć: wytrzymałość jest większa niż planowano, ale mniejsza niż oczekiwano.

Diagnoza postawiona przez Łotockiego wskazuje, że przyczyną wad jest niechlujstwo i kardynalne błędy popełniane przez aktualnego kierownika pionu spawalniczego. Sama technologia jest bez zarzutu. Dalej wychodzi na jaw, że ocena wystawiona przez Łotockiego ma drugie dno. Inżynier zdyskredytował po prostu swojego następcę, który zajął jego miejsce kilka lat wcześniej po stanowiskowych przepychankach. Łotocki na tym jednak nie zakończył swojej pracy na wybrzeżu. Udał się na teren budowy stoczni, by spotkać ludzi, którzy „pomogli” mu zmienić miejsce pracy. Wychodzi na jaw, że jego odejście było grubymi nićmi szyte, zaś tzw. „ludzie dobrej roboty” okazali się zwykłymi konformistami.

Drugi wątek to wycieczka w prywatne życie Łotockiego. Jak wynika z filmu, inżynier porzucił swoją żonę, gdyż jak twierdził bał się ludzi. W jego przekonaniu żona była również przeciwko niemu. Ze strachu zdezerterował, odszedł bez słowa.

Wracając do pytania: po co taki film?, jedyne wytłumaczenie znajduję w kontekście czasowo-historycznym. Po 1975 roku gierkowska bańka mydlana pękła, trzeba było spłacać odsetki od kredytu, zaś wiele inwestycji się jeszcze nie skończyło. Pośpiech towarzyszący budowom odbił się na niedokładnościach, zaniedbaniach. Ludzi zaczęła ogarniać frustracja, że poważne inwestycje przypominają ciągnące się prowizorki. Miało być lepiej, wyszło jak zawsze. Naturalną konsekwencją jest zatem wątpliwość, czy aby na pewno linia partii prowadzi we właściwym kierunku, tj. do sukcesu, którego najbardziej namacalną formą mogła być poprawa warunków życia statystycznego Kowalskiego. Jak wiadomo, po przekroczeniu punktu przegięcia w czasie PRL-owskiej prosperity zaczęło być coraz gorzej. Pewnym „dowodem w sprawie” mogą być polskie kroniki filmowe, w których zaczęto roztrząsać, dlaczego misterny plan „Aby Polska Ludowa rosła w siłę” się rozsypuje. W filmie „Struny” jest podobnie. Przynajmniej ja tak odbieram ten film.

Patrząc na „Struny” można zauważyć, że film traktuje o tym co najbardziej aktualne, świeże. Można porównać go do nagłówka porannej gazety, albo fabularyzowanego odcinka PKF. Myślę zatem, że można odebrać ten film jako materiał propagandowy, w którym jasno i wyraźnie wskazuje się dlaczego gierkowski sen się nie spełnił. Ta samokrytyka jest jednak przewrotna, bo w filmie winą za niepowodzenia w inwestycji obarcza się ludzi, a w zasadzie ich niechlujstwo. Broni się tym samym technologii spawalniczej, wskazując na jej właściwość. Broni się zatem słuszności linii partii. Rekapitulując: „nie miejcie pretensji do Giereka, tylko do siebie obywatele”.

Czy film miał na celu uspokoić społeczne niepokoje? Trudno ocenić. Prawdą natomiast jest, że drugi wątek, który zaczyna się po ekspertyzie Łotockiego, jest dla mnie ni przypiął ni przyłatał w tym filmie. Owszem, nie brak mu pewnego dramatyzmu, bo faktycznie człowiek skazany na banicję za niewinność (stanowiskowe przepychanki), staje się zaszczuty i jak uderzony pies warczy na każdą wyciągniętą rękę (nawet tę przyjazną). Myślę, że dlatego właśnie Łotocki odszedł od żony. Bał się ludzi.

Podsumowując, jakby nie było, 30 minut w stylu polskiej kroniki filmowej udało się przekłuć w film fabularny. Niewyjaśniony dla mnie nadal pozostaje tytuł – „Struny”.

filipmosz

To jest dobre pytanie. Myślę jednak, że sprawy polityczne, odgrywały tu drugorzędną rolę. W filmie obrywa się dyrom a po 1976 celowano bardziej w robotnika. Wydaję mi się, że to mógł być (w założeniu!) subtelny dramat psychologiczny tego faceta - człowieka zablokowanego, pełnego fobii, niepotrafiącego się otworzyć i oczekujacego gestów dobrej woli od innych. Chciał się zemścić, czy raczej wzbudzić litość? Po co i dlaczego? Jego zachowanie w stosunku do b. żony pokazuje, że pod sufitem nie było jednak najrówniej. Po wszystkim wracał sam do pustego mieszkania - marzenia miał inne, ale na ich realizację po prostu nie było go stać.

Mimo wszystko kiepski film z irytującym gł. bohaterem (sposób wykonania). Lubię odkrywać takie „perełki” polskiego kina/TV. xD

ocenił(a) film na 6
filipmosz

wyślę wam kartkę z Buenos

filipmosz

Wielu rzeczy nie rozumiem. Scenariusz z niezłym potencjałem, ale dialogi... A przecież scenarzysta zazwyczaj pisze również dialogi, a te były tu pisane chyba po pijaku. Poza tym gdzie był reżyser? Ktoś to robił zamiast niego? Reżyserował to w ogóle ktoś? Bo mam wątpliwości. I najlepsze: ten sam reżyser 10 lat później kręci jeden z moich ulubionych filmów, genialne "Między ustami a brzegiem pucharu".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones