Śmieszne to może, ale "narodowy" gatunek Amerykan, westerny, wychodzą moim zdaniem dużo lepiej w wydaniu Europejskim. Wielkości dokonań Sergio Leone kwestionować chyba nikt nie zamierza. Mało znane "Strzelby..." ustępują im co prawda wyraźnie, wciąż jednak pozostają dla mnie rozrywką o klasę lepszą od klasyki westernu amerykańskiemu.
Reżyserowi do społu ze scenarzystami udało się rozsądnie wyważyć elementy poważne i komediowe. Odpowiednio stopniowana dramaturgia pozwala przez film iść do przodu lekko i z delikatnym uśmiechem na twarzy. Muzyka niejakiego Morricone i dobre aktorstwo doskonale dopinają klimat filmu. Obraz daleki jest od realizmu, jest za to widowiskowy. Bitwa o miasto w finale to rewelacja, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę rok, w którym powstawała.
Jeśli telewizja nada ten tytuł jeszcze kiedyś, ja z chęcią ponownie go obejrzę - nawet jeśli znów wiązałoby się to ze wstawaniem o tak nieludzkiej porze jak 6. rano =) Mimo kilku fabularnych niedoskonałości szczerze polecam każdemu, kto lubi ten gatunek.