Gdyby próbować opowiedzieć fabułę, to właściwie w filmie nic się nie dzieje. Jednak mimo że nie ma w nim żadnych "mocnych" scen, aktów przemocy, ba! nawet nikt nie podnosi głosu (no, może raz), to film jest aż kipi od emocji. Im spokojniej mówi Minister, tym większa presja wyziera z jego słów, im łagodniej śpiewa Zula, tym bardziej obnaża szalejące w niej uczucia. Zimna wojna, która gdzieś w tle toczy się między możnymi tego świata, jest jak duchota - nie widać jej, ale i oddychać się nie da. Czujemy ten klimat, który byłby nie do zniesienia, gdyby nie wspaniała muzyka, która w gruncie rzeczy odgrywa pierwszoplanową rolę (podobnie jak w "Misji" Joffego).
Film się nie każdemu spodoba, bo to film inny niż wszystkie. Moja rada - jeżeli po 5 minutach nie wbije Cię w fotel, wyjdź z kina, szkoda Twojego czasu.