Afrykański program kosmiczny

Informacja nadesłana
https://www.filmweb.pl/news/Afryka%C5%84ski+program+kosmiczny-131127
– Wolę robić filmy o mniejszych budżetach i mieć więcej wolności, niż angażować się w wielkie projekty z dwudziestką głosów, zmieniających formę mojego filmu – mówi Hanneke Schutte – reżyserką z RPA, której "Kosmiczną surykatkę" można było zobaczyć na 36. Międzynarodowym Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino! w Poznaniu.


Marek S. Bochniarz: Na początek trochę głupie pytanie: w kulturze popularnej RPA jest kojarzone z zespołem Die Antwoord. "Kosmiczna surykatka" była chyba pierwszym filmem pełnometrażowym w afrikaans, który widziałem, więc dialogi ciągle przypominały mi teledyski Die Antwoord. A więc czy RPA faktycznie jest tak niebezpiecznym krajem, jak starają się go pokazać ci artyści?

Hanneke Schutte: [śmiech] Czy jest niebezpieczna? Cóż – są rejony, gdzie nie jest bezpiecznie, ale nie dotyczy to całego kraju. Wiemy, gdzie można przebywać – ale tak jest przecież w przypadku każdego miasta czy kraju. Die Antwoord sprawiają, że RPA wygląda na o wiele bardziej niebezpieczne, niż naprawdę jest. [śmiech]

W 2013 roku wygrałaś konkurs Jameson First Shot i dzięki temu mogłaś nakręcić w USA krótki metraż "Saving Norman". Porównując ze Stanami Zjednoczonymi, co wyróżnia na ich tle RPA pod względem przemysłu filmowego? Czy trudno jest zrealizować film w Twoim kraju?


Jameson First Shot był wspaniałym doświadczeniem. Było to też miejscami wręcz przytłaczające, bo pracowałam z niesamowitymi aktorami – z Willemem Dafoe, a Kevin Spacey był producentem filmu. To zupełnie inny kaliber i świat. Ekipy filmowe są o wiele większe od naszych. W RPA robimy filmy o bardzo skromnych budżetach, a nasze ekipy są niewielkie. A tym razem kręciłam krótki film i miałam do dyspozycji wielki sztab ludzi i najlepszy sprzęt. W takich warunkach wszystko przebiegało trochę łatwiej. Myślę, że to był ważny moment w mojej karierze, bo mogłam zobaczyć, jak inni robią filmy. Nabytą tam pewność siebie zabrałam z powrotem do mojego kraju.

W RPA sprawienie, aby film powstał, zawsze wiąże się z wyzwaniem. Gdy byliśmy na Schlingel Film Festival, zapytali nas, jaki mieliśmy budżet i gdy usłyszeli odpowiedź, nie mogli w to uwierzyć. "Jak za te pieniądze w ogóle można zrobić film"? – pytali.

Ale gdy w RPA budżety są o wiele mniejsze, to pewnie macie tam też o wiele większą kontrolę kreatywną nad produkcją filmów niż Amerykanie?

Tak – mamy prawie całkowitą kontrolę nad filmem. Nasi sponsorzy widzą film dopiero wtedy, gdy jest już zmontowany. Muszę jednak brać udział w pitchingach i przekonywać innych do mojej wizji filmu. Nikt z nich jednak nie przychodzi na plan i nie domaga się niczego od nas. To spore szczęście, że reżyser może tu pracować bez przeszkód ze strony innych ludzi, zaglądających mu przez ramię i stawiających mu konkretne żądania. Wolę robić filmy o mniejszych budżetach i mieć więcej wolności, niż angażować się w wielkie projekty z dwudziestką głosów, zmieniających formę mojego filmu.
Czy mogłabyś opowiedzieć o pisaniu scenariusza do "Kosmicznej surykatki"? Twój film jest pełen cytatów z kolonializmu. Gideonette jest córką pastora, który jeździ wielkim, staromodnym białym samochodem. W tym sensie reprezentuje kulturę przybyszy. Zresztą, w filmie jest wiele takich odniesień i znaków związanych z przeszłością.

Tak. Chciałam stworzyć opowieść, która sprawia wrażenie baśni, w której nie wiadomo, kiedy toczy się jej akcja. Wiemy tylko, że wydarzyło się to dawno, dawno temu. Oczywiście – ze względu na to, że to RPA, to musieliśmy wskazać, jaki był to okres: czy był to czas aparthaidu, czas przed aparthaidem. Chciałam to, rzecz jasna, zasugerować i, jeśli zwróci się uwagę na otoczenie w filmie, to domyślimy się, że to być może końcówka lat 90., ale bardzo starałam się stworzyć świat, którego czas nie jest dla nas pewny.

Twoje poprzednie filmy były skierowane do dorosłych. Dlaczego zdecydowałaś się zrobić swój pierwszy film dla dzieci i czy było to trudne? Mam na myśli, że młoda widownia zupełnie inaczej odbiera filmy niż widzowie dorośli.

Oczywiście. Na początku nie planowaliśmy, że robimy film dla dzieci. Myśleliśmy nawet, że będzie zbyt straszny, aby go puszczać na festiwalach filmowych dla dzieci. Bardzo zaskoczyły nas wrażenia, jakie do nas docierały. Bo gdy zaczynałam pracę nad tym filmem, robiłam go z myślą o dorosłych. Jednak z jakiegoś powodu rozwinął się w kierunku filmu dla dzieci.

Młodzi widzowie bardzo żywo reagują na "Kosmiczną surykatkę". Niektóre dzieci podchodziły do nas po seansie i mówiły nam, że udało im się zmierzyć z ich lękami, rozpoznać to, czego się boją. Gdy film pokazaliśmy w Niemczech, mały chłopiec powiedział nam, że walczył z depresją przez całe swoje życie, a gdy zobaczył filmowego potwora, zrozumiał, że jego lęki są zewnętrzne, są czymś, z czym naprawdę można się zmierzyć, zaatakować je i pokonać.

Byliśmy tym wszystkim bardzo zaskoczeni.

W jaki sposób stworzyłaś postać potwora – czy zainspirowała cię lokalna tradycja?

Chciałam stworzyć potwora, który mógłby pochodzić z dziecięcej wyobraźni. Odrobinę czerpaliśmy też z folkloru, ale postać potwora została prawie w całości stworzona przez nas. Jeśli chodzi o sam film – był to kostium do noszenia przez człowieka. Ale – tak, chciałam stworzyć coś, czego będą się bały małe dzieci.

Czy chciałaś się odnieść też do gatunku horroru? Gdy Gideonette przybywa na cmentarz, otaczają ją wielkie, zdobne nagrobki, które doskonale by pasowały do filmów grozy.

Tak, choć odrobinę chciałam się do tego odwołać.

Mam też pytanie o casting i obsadę najważniejszych ról – Gideonette i jej niemego towarzysza zabaw, czarnoskórego chłopca Bhubesiego. Jak udało ci się znaleźć tak dobrych aktorów? Wiele scen jest odgrywanych bez dialogów lub przy zaledwie szczątkowych rozmowach.

Groteskowa rzecz z tym związana jest taka, że główna aktorka początkowo nie została obsadzona w filmie. Tydzień przed zdjęciami straciliśmy naszą główną aktorkę, którą zaatakował lew. Uwierzyłbyś? Afryka. Była na planie innego filmu, w którym kręcili sceny z lwami. Jednego dnia coś się stało i jeden z lwów ją zaatakował. Teraz wszystko jest już w porządku, przeżyła, ale musiała mieć wtedy założonych z 200 szwów. Dlatego straciła główną rolę w naszym filmie i mieliśmy jeden tydzień, ale znaleźć zastępczynię. Wtedy znalazłam Anchen du Plessis i od początku była po prostu niesamowita. Ona nie gra, a naprawdę wciela się w postać. Tak też było na planie: chwilę temu jeszcze była sobą, ale ledwie włączyliśmy kamerę, to wpadała w nastrój swojej bohaterki – a jest to coś, czego nie spotyka się zbyt często u młodych aktorów. Aktorzy często po prostu odgrywają performens i niczego naprawdę nie robią.

Podobnie było z Bhubesim. Themba Ntuli tak naprawdę nie jest już dzieckiem, ma dwadzieścia sześć lat. Cierpi na schorzenie, które sprawia, że nie rośnie. Wspaniale się z nim współpracowało. Jako aktor ma niezwykłą intuicję i bardzo wiele wniósł do odgrywanej przez siebie postaci, co nie było w żaden sposób uwzględnione w scenariuszu. Poza tym ćwiczył bycie głuchoniemym. Całe dni spędzał, ćwicząc ruchy i podglądając na filmach, jak zachowują się dzieci głuche. Miałam wielkie szczęście, że natrafiłam na tak utalentowanych aktorów.

Dlaczego Bhubesi niczego nie mówi? To sprawia, że ich relacja jest nierówno, bo Gideonette w niej dominuje.

Film powstał na podstawie książki. W oryginale Bhubesi nie był głuchy. Chciałam mu jednak jako postaci dodać kolejną przeszkodę do pokonania. Uznałam, że stworzy to interesującą dynamikę między tą dwójką. Dzieci mogą nawiązywać przyjaźnie nawet ze sobą nie rozmawiając. Było coś pięknego w pomyśle, że para dzieci staje się najlepszymi przyjaciółmi bawiąc się razem i w ten sposób przepracowują różne rzeczy.
Było to też duże wyzwanie dla Themby jako aktora. Wniósł do swojej roli coś, czego by nie miał, gdyby mógł mówić. Jego bohater mógł zmienić czyjeś życie, nie mówiąc ani jednego słowa. Ale masz rację – Gideonette jest trochę bardziej dominująca od niego. A jednak udaje mu się w jakiś sposób przekonać ją do siebie.

Dlaczego wybrałaś "Blinde Sambok" Riany Scheepers jako wartą do zaadaptowania do filmu?

Przeczytałam ją sześć la temu. To książka dla młodych czytelników. Zmieniłam ją w znacznym stopniu. W oryginale nie było statku kosmicznego. Bhubesi nie odgrywał też w nim tak dużej roli, a jedynie pojawiał się w tle. Jednak zakochałam się w tej postaci i chciałam, aby pełniła o wiele ważniejszą funkcję. W książce mowa jest o dziewczynce, która urodziła się z przeklętym imieniem. Musi pokonać strach przed tym, że spotka ją przedwczesna śmierć.

To właśnie ta kwestia marzeń o lotach w kosmos, która pochłonęła Bhubesiego wydaje mi się najciekawsza w filmie. Posiada on wielką księgę z wycinkami. Wkleja do niej różne stare grafiki i wykresy z kosmonautami kolonizującymi przestrzeń kosmiczną. Skąd przyszedł pomysł na takie rozwiązanie?

Nie jestem pewna. W pierwszej wersji scenariusza byłam bardzo wierna książce. Zrozumiałam jednak, że brakuje w nim punktu kulminacyjnego, przepływu emocji w postaciach. Skupiłam się na postaci Bhubesiego i zagłębiłam się w nią. To drobny ośmiolatek. Ale kim jest, co kocha, kim chciałby zostać? Mam bratanka, który ma obsesję na punkcie kosmosu, rakiet itd. Myślę, że trochę to wykorzystałam i wprowadziłam do historii, aby uczynić ją pełniejszą i bardziej filmową.

Twój film wyróżnia się na tle pozostałych produkcji aktorskich, które trafiły do programu festiwalu Ale Kino! Przykładasz w nim niezwykłą wagę do jego strony wizualnej. Czy mogłabyś opowiedzieć o współpracy ze swoim operatorem, Williem Nelem, i o tym, jak udało się Wam sprawić, że powstał tak subtelny i pełen niuansów film?

Spędziliśmy ze sobą naprawdę sporo czasu. Zapoznawaliśmy się z wieloma różnymi pracami jako punktami odniesienia, ale głównie fotograficznymi. Nie przykładaliśmy aż takiej wagi do innych filmów – może bardziej wzorując się na obecnych w nich ruchach kamery.

Musiałam połączyć ze sobą z tysiąc obrazów, biorąc pod uwagę paletę kolorów czy kadrowanie, i bardzo ważne było dla mnie to, aby sprawić, że będą pasować do tej opowieści i związanego z nią strachu. Za sprawą zdjęć wiemy, kiedy Gideonette jest pełna lęków, świat jest zamknięty, a kolory są ciemniejsze. Podobnie – obraz pokazuje, gdy staje się wolna. Dlatego sprawdzaliśmy wiele odniesień. Nawet na naszym planie zdjęć przy każdym kadrze czy scenie mieliśmy po kilka wizualnych odniesień dotyczących tego, jak chcemy, aby wyglądały.

Rozmawiał Marek Bochniarz

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones