Relacja

WFF 2011: dzień siódmy

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/article/WFF+2011%3A+dzie%C5%84+si%C3%B3dmy-78731
To już ostatnie dni trwającego właśnie w stolicy 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Jeśli jeszcze nie byliście na żadnym pokazie, powinniście to koniecznie nadrobić. Wiele filmów z repertuaru nigdy bowiem nie trafi do szerokiej dystrybucji. Pomożemy Wam wybrać najcenniejsze tytuły. Poniżej prezentujemy fragmenty recenzji filmów, które można było obejrzeć wczoraj na pokazach w Multikinie Złote Tarasy i Kinotece.

***

"Rabat"

Autorzy "Rabatu" doskonale wykorzystali konwencję kina drogi. Ich bohaterowie, rozsądny Nadir, przystojny Zakaria i roztrzepany Abdel, budzą sympatię od pierwszej chwili, kiedy tylko pojawiają się na ekranie. W ogóle nie przypominają muzułmanów, których widzimy codziennie w wiadomościach telewizyjnych. Lubią się zabawić, jak wszyscy szukają swego miejsca na Ziemi i przemoc zupełnie im nie w głowie (no chyba że zostaną sprowokowani). WIĘCEJ



Karkołomne przedsięwzięcie było bliskie sukcesu do czasu, gdy tragarze dotarli do brzegu zamarzniętego Dunaju. Kra na rzece nie wytrzymała naporu budynku wraz z ciągnącymi ją ludźmi i zwierzętami. Zapadniętą między płaty kry do reszty unieruchomiła fala mrozu. Pielgrzymi czekający na odwilż co wieczór odprawiali w niej mszalne obrzędy. Gdy w końcu nadeszła wiosna, ogromna powódź zabrała cerkiew z nurtem rzeki,  a ludzi i bydło potopiła. Wielomiesięczny upór został zaprzepaszczony. Czy było warto? To pytanie jak zły omen zawisło także nad wyprawami obydwu ojców. WIĘCEJ



To tło wypada na ekranie całkiem ciekawie. Gorzej z mafijnymi porachunkami, które uruchamia zamach na bossa w Seulu – nagle niepozorny taksówkarz staje się siejącym chaos nieustraszonym killerem. I następuje znane nam z azjatyckich produkcji sensacyjnych nagromadzenie przemocy na granicy absurdu. Krew leje się strumieniami, członki ciała latają na wszystkie strony, liczba zabitych rośnie w groteskowym tempie. WIĘCEJ



Co też kryje się za decyzją reżysera? Można uznać, że film ma wymiar duchowy, że to, co widzimy na ekranie, jest tylko metaforą wewnętrznej podróży, jaką odbywa bohaterka. W takim przypadku całą historię należałoby wziąć w cudzysłów, być może nic z jej argentyńskich przygód nie miało w rzeczywistości miejsca, a są to tylko symbole jej udręki, pragnienia zemsty, potrzeby zamknięcia bezsensownej sytuacji. Jest to dość naciągana teoria, ale ostatnia scena miałaby wtedy sporo sensu. Można też uznać, że "Inna cisza" to dzieło szowinisty, który postawił kobietę w sytuacji, w jakiej zazwyczaj znajdują się męscy bohaterowie kina akcji, by następnie pokazać różnice między kobietami i mężczyznami. WIĘCEJ


Oglądanie "Trzy i pół" na Warszawskim Festiwalu Filmowym miało w sobie coś ze zjadania zakazanego owocu. Tuż przed pokazem irański reżyser Naghi Nemati ogłosił, że w jego rodzinnym kraju film został zakazany przez władze. W stołecznym Multikinie odbyła się jego światowa premiera. WIĘCEJ



Ja z kolei jestem na ten film zły. Z prostego powodu – drzemał w nim potencjał, z którego wagi debiutujący za kamerą Kivu Ruhorahoza chyba nie zdawał sobie sprawy. Kontrast między wizją dzieła istniejącą w umyśle artysty a jego realizacją w postaci "namacalnych", utrwalonych na taśmie filmowej obrazów to wielki temat – materiał na kino największego formatu. Niestety, zachwycony własnym warsztatem reżyser w ogóle nie eksploruje tej sfery. Nie potrafi spoić dwóch warstw swojej opowieści, połączyć ich na poziomie intelektualnym i emocjonalnym. WIĘCEJ



W dużej mierze autobiograficzny film chińskiego reżysera  He Xiao unika zapędów otwartej krytyki politycznej, to bardziej nostalgiczna opowieść o dorastaniu w trudnych warunkach, o zwyczajnym życia na marginesie historii, ale nie w oderwaniu od niej. Reżyser, podobnie jak jego bohater, wkrótce po dramatycznych wypadkach opuścił Chiny i rozpoczął studia w USA.  Do dziś czuje, że w roku 1989 zaciągnął ogromny dług wobec swego kraju i właśnie dlatego powziął decyzję, że wykorzystując swój talent, będzie zawsze służył narodowej pamięci. WIĘCEJ



"Styczeń" nie jest kinem dla każdego. Twórcy zrezygnowali z linearnej narracji. Zamiast na zdarzeniach z życia Ivana, koncentrują się na jego doświadczeniach psychicznych. Stąd tak istotny jest tu obraz pełen rozedrganych, rozmazanych ujęć i zbliżeń oraz dźwięki. Grabenja i Scoccia tak wszystko układają, byśmy znaleźli się nie tylko blisko Ivan, co wewnątrz jego przeżyć. Mnie osobiście ten właśnie aspekt filmu najbardziej przypadł do gustu, choć rozumiem tych, którzy właśnie z tego powodu zdecydowali się opuścić salę w trakcie seansu. WIĘCEJ



Jeśli należycie do tych pechowców, którzy nie znają jeszcze prozy Lovecrafta, możecie potraktować film Seana Branneya jako całkiem pasjonujący horror. Jednak tak naprawdę nie o fabułę tu chodzi, a o formę. "Szepczący w ciemności" zręcznie imituje stare kino. Pomijam już czarno-biały obraz, bo to jest "oczywista oczywistość". Warto jednak zwrócić uwagę na teatralność gry aktorskiej, specyfikę intonacji i melodyki głosów oraz nadekspresyjne, choć statyczne kompozycje kadrów. WIĘCEJ



W odpowiednich rękach powyższa fabuła mogła się zmienić w dynamiczny, pasjonujący film, który oglądałoby się z zapartym tchem. Potencjał tkwiący w pomyśle jest naprawdę niesamowity. Niestety Garateguy nie miała ani środków, ani umiejętności, by przekuć ideę w rzeczywistość. To, co zostało nam zaprezentowane, jest kiczowate, mdłe i sprawia wrażenie bardzo, ale to naprawdę bardzo taniego. Reżyserka kompletnie nie panuje nad formą. W narrację wkrada się chaos, brakuje racjonalnego wykorzystania poszczególnych planów fabularnych. WIĘCEJ



Oglądając "Niebo za daleko" zastanawiałem się, dlaczego ten osobliwy film w ogóle znalazł się w programie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Zakwalifikowany do Konkursu Wolny Duch sprawia pozory wartościowej wypowiedzi artystycznej dzięki pseudopoetyckiej otoczce. Jednak mam wrażenie, że zawdzięcza to wyłącznie stronie formalnej, której ostateczny kształt wynika raczej z ograniczeń realizacyjnych (film powstał dzięki finansowej pomocy najbliższych przyjaciół i lokalnych firm) niż świadomych decyzji reżysera. WIĘCEJ



Reżyser dwoi się i troi, by wbić do głów widzów swoje przesłanie. Czyni to z werwą, pasją i humorem. "Jak ugotować żabę" to kalejdoskop formalnych rozwiązań i szalonych pomysłów reżysera. Cookseyowi brakuje jednak charyzmy prawdziwego showmana i choć doceniam jego starania, muszę przyznać, że chwilami byłem zmęczony nieustannym bombardowaniem dowcipnymi scenkami rodzajowymi. Dodatkowo, w przeciwieństwie do docelowego targetu filmu, widziałem już sporo dokumentów poruszających podobną tematykę i z "Jak ugotować żabę" nie dowiedziałem się w zasadzie nic nowego. WIĘCEJ



Nie zmienia to jednak faktu, że zaprezentowany materiał nie ma głębszego sensu. Decyzje montażowe reżyserów dla przypadkowego widza będą kompletnie nieczytelne. Trzeba było być na miejscu, by zrozumieć, dlaczego w większości scen wspomina się o tym, że Ivo gdzieś zniknął albo gdzieś pojechał i jeszcze nie wrócił. Podobnych sytuacji jest o wiele więcej. Jestem pewien, że kiedy reżyserzy pokazali film jego bohaterom, ci żywo reagowali na to, co widzą na ekranie i głośno wszystko komentowali. Widzom, którzy w tym wszystkim nie uczestniczyli, jest jednak ciężko o podobną reakcję. WIĘCEJ



Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones