Sheen zawsze kojarzył mi się z lalusiem i trochę mnie odpychał, ale w tym filmie wszystko zagrało - klimat, szerokie plany, james dean'owatość, pustynia, cadillack i dwójka młodych ludzi. Jak dla mnie sto razy lepsze od urodzonych morderców... Kolejne skojarzenia to wiosenna bujność traw czy buntownik bez powodu... Taka nieco odrealniona przypowieść o zagubionych młodych ludziach w Ameryce, jakiej już nie ma...