Można być już niewidomym, a w dalszym ciągu pozostać wizjonerem. Udowadnia nam to Derek Jarman, w swoim ostatnim i zarazem najbardziej osobistym filmie "Blue". Umierający na AIDS reżyser, postanowił pożegnać się z widzami za pomocą minimalistycznego obrazu, gdzie jedyne co widzimy to błękitne tło, zaś wsłuchiwać możemy się w jego przemyślenia, zapis wspomnień i emocji towarzyszących mu u kresu życia. Nie każdemu ta forma przypadnie do gustu - podobnie jak nie każdy docenia twórczość symbolistów czy abstrakcjonistów, dla mnie to jednak ciekawy i piękny eksperyment, kino okrojone do minimum, za to bardzo poruszające. Taki zapis umierania bardzo podnosi na duchu - gdy nie mamy do czynienia z rozpaczą i tragizowaniem, tylko pogodnym choć głębokim pożegnaniem ze światem, w wyprostowanej pozycji, podniesioną głową i otwartą przyłbicą.
Symbole i abstrakcje - środki stworzone przez tchórzy i dla tchórzy oraz tych, którzy bardzo chcieli robić filmy, ale nie mieli z kim i za co.
NO DOKŁADNIE JAK PISZESZ, CIENIASY JAKIEŚ.
I PEWNIE JESZCZE W RURKACH CHODZĄ I NA SIEDZĄCO SIKAJĄ, SYMBOLIŚCI WIELCY.
NARESZCIE KTOŚ TYCH LAMUSÓW ZAORAŁ.
I TAK JUŻ OD TYSIĘCY LAT, JAK NIE SYMBOLE TO METAFORY W TEJ SZTUCE. PO CO TO KOMU JA SIĘ PYTAM.