W pelni zasluzony brak oscarow. Wielkie zwyciestwo dla tego filmu to same nominacje i nagroda pocieszenia dla arquette.
Żaden przegrany. Nominacja, a co dopiero zwycięstwo Arquette to kpina. Równie dobrze mogli nominować do Oscara odtwórcę głównej roli. Beznadzieja, totalnie niezasłużony laur.
W pełni zasłużenie. Linklater myślał, że jak będzie kręcił film przez 12 lat to już go nowym bóstwem kina nazwą (trylogia Before jest fantastyczna). Zapomniał po drodze o scenariuszu, to się przeliczył. Większość nominacji do tego filmu to z lekka mówiąc... niedopatrzenie.
Scenariusz? A jest tam jakiś?
Montaż? Poucinane sceny są dobre, ale do teledysku.
Reżyser? A co jest takiego wyjątkowego w obrazie, który ma fabułę pierwszego lepszego dramatu telewizyjnego? Rozumiem Emmę, ale Oscary?
Aktor drugiego planu? Ethan Hawke chyba faktycznie jest tu najlepszą postacią. Czuć luz i lekkość jego bohatera, ale J. K. "to nie mój rytm" Simmonsowi nie ma jak podskoczyć.
Aktorka drugiego planu? Za to, że pani Arquette przez dwanaście lat rośnie w poziomie? Emma Stone chyba była najlepsza, jako skłócona z ojcem córka, ponosząca konsekwencje wyblakłej sławy tatusia.
Aktorzy zagrali bardzo naturalnie, pani Arquette zasłużenie wygrała. Emmę Stone bije na głowę.
Reżyseria - Linklater kręcił film 12 lat co samo w sobie powinno dać mu statuetkę.
Montaż - Był kapitalny. Gdyby nie zmieniający się wygląd bohaterów nie zauważyłbym że w filmie mineło 12 lat.
Wygraną "Birdmana" można było przewidzieć bo to o wiele bardziej "Oscarowy film".
Linklater myślał, że jak będzie kręcił film przez 12 lat to już go nowym bóstwem kina Linklater myślał, że jak będzie kręcił film przez 12 lat to już go
nowym bóstwem kina nazwą"
Rozmawiałeś z nim że to wiesz? Miał pomysł i ambicje więc je zrealizował.
To Stone bije na głowę Arquette podniesioną do sześcianu. Reżyseria to jedyny jasny punkt, a mimo wszystko wyraźnie odstaje od A. G. Inarritu i Wesa Andersona. Boyhood to telenowela godna polskich seriali TVP puszczanych między 20, a 22.
W tym, że grała rewelacyjnie, naturalnie, zwłaszcza w scenach z Nortonem, mistrzostwo, . Arquette... zagrała, tak, poprostu. Nic nadzwyczajnego, ale pewnie przeważyło to, że grała przez 12 lat.
Cóż, dla mnie zupełnie na odwrót, ale każdy ma inny gust.
"ale pewnie przeważyło to, że grała przez 12 lat."
Gdyby tak było to Ethan Hawke też otrzymałby Oscara.
Tutaj trochę inna sprawa, bo było pewne, że to Simmons zgarnie za drugoplanowca, ten cały hype na jego rolę.
"Reżyseria - Linklater kręcił film 12 lat co samo w sobie powinno dać mu statuetkę." - takie myślenie to kpina, ocenianie pracy przez pryzmat zaangażowanego czasu. Oceniajmy przez efekty.
Przez 12 lat udało mu się prowadzić ten film i aktorów cały czas tak samo co jest dużym wyczynem. Jak pisałem gdyby nie zmiana wyglądu bohaterów w ogóle nie zauważyłbym tych 12 lat. Oscar powinien być.
" takie myślenie to kpina"
To nie kpina, takie rzeczy też powinny i są brane pod uwagę.
ale jak widać "Boyhood" w ogóle akademii do gustu nie przypadł i nie zdecydowano się na rozdzielanie najważniejszych oscarów między kilka tytułów. Jak dla mnie Wes Anderson był bliżej oscara niż Linklater
Cóż, gdyby nie podszedł to by go nie nominowali. Nie wygrał bo to nie jest zbyt "Oscarowy film".
Nom, jak pytali mnie o zdanie to mówili, że by dali nominację, żeby reżyserowi nie było przykro przez zmarnowanie 12 lat życia ;>
Powiedziała osoba, która rzuca odwrotnym stwierdzeniem na podstawie takiego samego widzimisię...
Jak inaczej wytłumaczyć skoro Boyhood wygrywał wszystkie nagrody i przegrał tylko na Oscarach. Do tego wystarczy popatrzeć na zwycięzców z poprzednich lat.
Mominacje to wystarczające wyróżnienie, można się spierać czy zasłużone, no ale to jednak coś rewolucyjnego w kinie, kręcić 12 lat... przez te 12 lat mógł Linklater wymyślić ciekawszą fabułę,bo mniej więcej w połowie zaczęłam przeglądać instagram z nudów... w sumie może i wymyślił coś lepszego, ale na tyle późno, że już nie mógł nic zmienić? Scenariusz "Boyhood" jak życie: robisz błędy, przynudzasz i nie możesz cofnąć się w czasie - Linklater nie mógł. Dobre usprawiedliwienie mu wymyśliłam. A Arquette... bez szału. Oscar na otarcie łez.
Niestety największy przegrany. Zgadzam się. O ile jeszcze liczyłem się, że Birdman wygra główną nagrodę to byłem pewny nagrody za reżyserię dla Linklatera. Oskar dla Arquette w pełni zasłużony.
Jak dla mnie to największe rozczarowanie tegorocznych Oskarów. Mimo, że uważam Birdmana za rewelację, to jednak na Oskara nie zasłużył w moim zdaniem.
3 godzinny film o "niczym"? pomysł kręcenia przez 12 lat ciekawy, realizacja również dobra, ale film na oskara stanowczo nie zasłuzył, tak samo jak Arquette, widziałem wiele lepszych ról bez nominacji. Bez szału. Jedynym jasnym punktem dla mnie był Ethan.
Film może się czuć największym wygranym, że dostał tyle nominacji i w dodatku oskara.
Niektóre decyzje akademii są na prawdę nie zrozumiałe
Czyli życie do 18 roku jest zwyczajnie "niczym"? Moim zdaniem nie istnieje lepszy film, który oddawałby atmosferę lat 90. i potrafił odwzorować przemijanie czasu. Wiedziałam, że Oscary go nie przyjmą w pełni, bo dalej bliżej mu do Sundance, ale Oscar za reżyserię powinien się pojawić. Niby tylko koncept, ale dlaczego do tej pory nikt go nie zrealizował? Tym bardziej dziwi mnie, że ponoć "najbardziej prestiżowe i najważniejsze" nagrody w przemyśle filmowym nie trafiły w dłonie reżysera, który tak na dobrą sprawę zrewolucjonizował kinomatografię poprzez swą mrówczą pracę, zaangażowanie i dyscyplinę. Innaritu jest dla mnie dalej typowym, zwykłym Innaritu, którego film "Amorres Perros" był lepszy od "Birdmana".
I ta nieskazitelna konsekwnecja Akademii i coroczne nagradzanie jednego ulubieńca.
"Niby tylko koncept, ale dlaczego do tej pory nikt go nie zrealizował". Dokładnie. Dodałbym, że w filmie fabularnym nikt chyba czegoś takiego nie zrealizował bo dokumenty podobne chyba były.
Jakoś cały czas łudziłem się, że ten film da radę. Trudno. Na osłodę Złote Globy i Bafty zostały:)
Dla mnie przegrany tylko w kategorii reżysera. No cholera, Linklater poświęcił się projektowi przez 12 lat. W tamtym roku jak Caurón wygrał to wszyscy tłumaczyli że 4 lata pracował nad filmem. Więc coś chyba nie halo, hm? :/
W tym rzecz, że nie.
12 lat z których wyszedł niezły film obyczajowy. Film o niczym.
I tu pojawia się problem. Jak spytać co w tym filmie takiego jest, to po skreśleniu czasu kręcenia mało kto umie cokolwiek powiedzieć ;)
Szereg reżyserów przez te 12 lat zrobiło po kilka przynajmniej równie dobrych, a często sporo lepszych filmów.
Teraz porównajmy całość:
Jeden reżyser siedzi 12 lat nad filmem, który może pochwalić się tylko tym, że był kręcony 12 lat.
drugi reżyser siedzi 12 lat tworzy 4 dobre filmy.
Jakim cudem ktokolwiek miałby uznać tego pierwszego za lepszego od drugiego?