Film jak na rok, w którym powstał to nie prezentuje się źle. Efekty specjalne na poziomie przyzwoitym jak na tamte czasy.
Ale już z fabułą znacznie gorzej. Film poruszał temat uniwersalny i ponadczasowy dla całej ludzkości a scenariusz tymczasem skupia się na typowym dla kina zimnowojennego "jednaniu" zwaśnionych stron.
Do tego nie pozwolono wykazać się aktorom(szczególnie Connery'emu) gdyż akcja rozgrywa się bardzo liniowo: Bradley stopniowo zyskuje coraz większy obszar kompetencji(w końcu dowodzi nawet radzieckimi głowicami jądrowymi!) praktycznie bez wysiłku. Cały czas wydaje się, że nie wysila się on wcale aby ratować świat a kolejne "dary" rzucane mu są pod nogi. Najpierw prezydent USA, potem Rosjanie bardzo łatwo dają się przekonać i zgodnie współpracują. Opór wśród generałów (Adlon) też wydaje się marginalny i nieprzekonujący. Przez tą "łatwość" działania głównego bohatera film sporo stracił z dramaturgii.
Złym posunięciem było też umiejscowienie w filmie załogowej sondy, która lecąc na Marsa, szybko, bez żadnych trudności przemieszcza się w rejon pasa asteroid. Uczyniło to z filmu katastroficznego(możliwego do uznania za realny) twór z niepotrzebnym elementem s-f, gdyż ta sonda nie ma praktycznie znaczenia dla rozwoju wypadków.

Podsumowując, film miał zadatki aby być dziełem ponadczasowym i może nawet wybitnym, gdyby twórcy nie uprościli fabuły i nie zepchnęli jej na drugorzędny w tym przypadku tor(współpraca USA i ZSRR).
Te błędy(będące świadomymi wyborami) spowodowały że powstał tylko(a może aż) film dobry, który jednak dziś jest już zapomniany i puszczany od święta w południe na TVN:)