PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=726089}

Nienasyceni

A Bigger Splash
6,4 19 239
ocen
6,4 10 1 19239
6,6 29
ocen krytyków
Nienasyceni
powrót do forum filmu Nienasyceni

Kino konesera

ocenił(a) film na 9

Nie wszystkim ten film przypadnie do gustu. Ja jestem nim zachwycony . Film do końca nie przewidywalny wspaniałą gra aktorska ze sprytnie napisanym scenariuszem okraszona cudownymi widokami i świetnymi zdjęciami i super ścieżką dźwiękową.
Tilda Swinton rewelacyjna piękna i kusząca jak zwykle !

ocenił(a) film na 5
elase

Upały mnie wykańczają. Przy okazji polecam film "Upały" i w ogóle twórczość Seidla;) To pewnie nie jest takie kino, podobnie, jak Triera do który pasują określenia filmów, które się mogą podobać - zarówno treściowo, jak i wizualnie bywają mało sympatyczne:> Akurat te, które obejrzałaś uważam za najlepsze w kolejności, którą wymieniłaś. Mimo różnego przyjęcia lubię potem "Melancholię" i w osobnej szufladce jest seria "Królestwo" i "Tańcząc w ciemnościach", który przypomina nieco upgrade'owaną wersję fal, ale ja ogólnie lubię Bjork, a wtedy muzycznie była mi bliska. Komiksy kiedyś przerysowywałem sobie w dzieciństwie, miałem trochę zeszytów i w sumie w kinie ich długo nie było, a teraz jest pełno, ale trochę już nawet za dużo, a i jestem w innym miejscu już;) "D" wyróżnia się tym puszczaniem oka do widza i dystansem postaci, ale bardzo mnie rozczarował nudny scenariusz i nie mogę ostatecznie ocenić go za wysoko (niestety). Końcówka wręcz mnie zmęczyła. Reynolds idealnie za to tu wypadł, a też niespecjalnie go "podziwiam";) X men ma fajnie, bo ma sporo niezłych aktorów w swojej serii, jak McKellen, Stewart, McAvoy, Fassbender, by wymienić tylko tych zupełnie z najwyższej półki;) I aby nie skrzywdzić - Jackman już niemal istnieje w świadomości widza, jako Wolverine.

tocomnieinteresuje

Nie doświadczam w tej chwili. Upały bywają męczące, owszem. Cóż. Najlepiej by przewiewnie było...
Od pewnego czasu, przymierzam się, by przyjrzeć się nieco bliżej Björk. Jest naprawdę interesującą artystką. Odnośnie Dogville, sytuacja jest o tyle dziwna, iż nie potrafiłabym właściwie opowiedzieć o filmie... umknął mi zupełnie z pamięci. W zasadzie, powinnam obejrzeć ponownie :)

Jeszcze naszła mnie refleksja odnośnie filmu Noé. Zajrzałam do paru wywiadów odnośnie Love; i muszę przyznać, iż potwierdziłam tym samym swoje spostrzeżenia co do zamierzeń, idei twórcy. Nie jest bez znaczenia sam tytuł filmu. To jest po prostu życie, to jest po prostu prawdziwa miłość. Takich słów mniej więcej używa Noé, odnośnie Love. Tak też próbował, jak podejrzewam, naświetlić relację opartą na czystej przyjemności - bez tej przyziemnej otoczki zwyczajnych spraw... Starał się skupić uwagę widza na relacji trudnej; lecz takiej, o której człowiek marzy i z powodu której cierpi, z chwilą utraty. Bolesne. I daje się zauważyć tę zawiłą, przeciągniętą końcówkę, która jest jak gdyby odzwierciedleniem stanu umysłu, w sytuacji gdy jeszcze istniejemy w związku, którego realnie już nie ma, formalnie nie istnieje. Ta próba odzwierciedlenia stanu duszy, powiodła się tutaj o tyle, iż można było uznać realną tęsknotę, tak rewelacyjnie ukazaną, w jednym choćby znaczącym ujęciu... spojrzeniu. Tęsknota z oczu - ból, pomimo łez, był ewidentny. Głębokie zranienie; stan, w którym człowiek zdaje się postępować irracjonalnie, nie ma końca... w tej najbardziej dramatycznej wersji. Tym samym Love, jest dla mnie czymś więcej, niż tylko erotyką samą w sobie. W skrócie. Widzę tutaj chęć ujęcia miłości takiej, jakiej chcielibyśmy doświadczyć. Czasem nawet nie jesteśmy świadomi, iż właśnie jej doświadczamy. Prawdziwej miłości. W jej najczystszej jej postaci.

Twórczości Seidla absolutnie nie znam. Natomiast już same tytuły jego filmów, zdają się być intrygujące. Chętnie poznam. Postaram się :)

ocenił(a) film na 5
elase

Seidl wyszedł od dokumentu, stąd jego filmy mają nadal w sobie coś z obserwacji, podglądania. Trudno nie zauważyć, że obraz społeczeństwa nie wygląda tam najsympatyczniej. Momentami jest odpychająco, a reżyser nawet niespecjalnie tutaj działa jakimiś wymyślnymi technikami. Jest to bardziej surowe zdecydowanie, niż Noe, który przyozdabia treść zabiegami formalnymi. Kadry są jednak małymi obrazami, idealnie skomponowane i dopracowane. Czasem na alekino coś do niego "leci". Właśnie mi fw teraz wyświetla, że aktualnie "W piwnicy" można obejrzeć, a to jego ostatni film i akurat zupełnie dokumentalny. Ja go nie widziałem i chętnie bym włączył po to tv, ale zauważyłem, że mi wyłączyli ten kanał ostatnio, ale nie wiem w sumie czemu, ale z braku czasu nawet tego nie zgłaszałem;)

Bjork kiedyś bardzo lubiłem, a pierwsze dwie płyty są znakomite, trzecia jest ich bardziej komercyjną wersją, ale również magiczną płytą i nie ma na nich ani jednego gorszego momentu. Potem związała z Barneyem, który również był oryginalny. Rola u Triera, spektakl u "partnera", ugruntowana pozycja w muzyce i chyba to był jej taki najlepszy moment w życiu. Przeskakując do dzisiejszego dnia, ostatni album po dwóch, które przyznam jakoś przeszły mi "bokiem", zwraca uwagę rozdrapywanie ran po rozstaniu, szukaniem nowej ekspresji, korzystając z młodszych, bardziej chyba czujących dzisiejsze czasy muzyków, co wyszło ogólnie na plus muzyce. Czasem taki ekshibicjonizm jest jednak pustą uliczką niezrozumienia.

Jeśli nie znasz, mogę Ci polecić dwa dziwne filmy, tego samego reżysera, których treści kręci się wokół takich relacji wręcz kosmicznych dwojga przeznaczonych sobie ludzi i te filmy są momentami może nieco naiwne, albo wręcz kiczowate, ale niesamowicie mnie osobiście ujęły. O ile mam problem z "Love", bo to może kwestia odczuć, to tam wszystko mi zagrało idealnie. Reżyser też lubuje się w tym erotycznym aspekcie, ale też nie przykrywa to w żaden sposób głównego motywu. "Kochankowie z kręgu polarnego" i "Lucia i sex".


tocomnieinteresuje

Zdaje się, iż te odpychające momenty, skłaniają wręcz, co niektórych, do opuszczenia sali kinowej; wczytałam się odrobinę w filmografię. Filmy U. Seidla, mogą być momentami zbyt trudne w odbiorze... by dotrwać...
Odnośnie TV, ja właśnie nie bardzo sobie zdaję sprawę, w posiadaniu jakich programów jestem... powinnam sprawdzić ;)

Björk jest magiczna... jej muzyka. Przyznam, iż czasem mam okazję wsłuchać się ( w jednym takim miejscu, w którym bywam... czasem), w utwór, który zdaje się, iż jest jej autorstwa właśnie, i który naprawdę mi się spodobał; przymierzam się, by odsłuchać. Odnaleźć ;)

Nie znam niestety :) Interesujące tytuły. Jak najbardziej chętnie obejrzę. Ja podczas oglądania Love, odczuwałam pewnego rodzaju niepokój; brak równowagi w życiu tych dwojga, odrobinę przytłaczał - choć i zdecydowanie mnie urzekł stan odczuwania, jak i bliskość, porozumienie... Ostatecznie, wizja artystyczna ujęła mnie; namiętność, pożądanie widoczne w ujęciach, zdecydowanie rekompensuje, ten nieco chmurny odbiór poszczególnych scen. Natomiast, jedna z pierwszych zaserwowanych scen, jak najbardziej, idealnie wprowadza widza w namiętny świat kochanków. Ponadto, Aomi Muyock jest przepiękną kobietą; obejrzałam jej bardzo interesujące fotosy, przeróżnie stylizowane.

ocenił(a) film na 5
elase

Ja ostatnio rzadko słucham muzyki, ale głównie dlatego, że pracuję na laptopie teraz głównie. Bjork dziś mniej do mnie trafia, ale też zwykle tak mam, że artysta mi się "nudzi" po jakimś czasie, jak pozostaje w swojej szufladce. Bjork trochę niby ewoluowała, ale... trudno mi to określić, jednak nieco się minęła ze mną w pewnym momencie. Włączając jednak jakiś jej wczesny utwór czuję, że nadal ma w sobie to "coś". Jest też wg mnie pełną artystką, gdyż jej wizerunek, sposób bycia nigdy nie wydawał się koniunkturalny. Seidl - podobnie - bywa odpychający, ale tutaj nie czuję epatowania niczym "na siłę", ani kreacji na kontrowersję. Tematykę ma po prostu większego kalibru, a coś w tym jest, że kino, które nie jest wprost z puentą bywa trudniejsze w odbiorze samo w sobie.

https://www.youtube.com/watch?v=u0cS1FaKPWY

Przypominałem sobie jeszcze Winterbottoma, który miał "Nine songs" - film w którym chciał pokazać relacje poprzez zauroczenie, radości i "smutki" przez pryzmat seksu i muzyki, ale jakoś chyba nie do końca to wyszło (bo wyszło płasko;)). Ten reżyser jednak ma bardzo nierówną filmografię. Madem zaś jest chyba spójniejszy, ale ma skłonności do pretensjonalności i kiczu, które trzeba zaakceptować. Ja właściwie tylko poczułem się lekko zażenowany przy okazji "Chaotycznej Anny", gdzie końcówka nieco mnie zawstydziła w kinie;)

W "Love" pewnie bym nie chciał sprowadzać wszystkiego do erotyku. Tzn. jest jakaś potrzeba i u widza, aby jednak film był czymś więcej również, ale po prostu to, co obejrzałem wydało mi się zbyt naiwne i banalne, ale jeśli weszłaś w jego nastrój i rytm na 100% to rozumiem, że był to rodzaj doświadczenia zupełnie satysfakcjonującego. Mi na początku film się podobał, bo właśnie wydawał się taki esencjonalny właśnie. Pierwsza scena była hipnotyzująca, a skrawki z życia bohaterów odpowiednio dozowane. Właściwie ta zabawa w retrospekcje i tak pozostawała plusem, bo trzymała jednak w napięciu, mimo spodziewanego finału. Scena w trójkącie była chyba apogeum całości. Myślę też, że świadomie Noe wybrał dwie kontrastowe kobiety pod względem urody i sposobu bycia. Muyock miała być z założenia bardziej charakterystyczna i w centrum opowieści. Może w wolnej chwili poszukam czegoś o niej więcej, ale chyba to jednorazowy występ był?

tocomnieinteresuje

Ja powracam co pewien czas do odsłuchania utworów, które przechowuję w pamięci jako swoje ulubione; jednak jest to w moich myślach z reguły składanka przeróżnych artystów. Słucham zdecydowanie mniej muzyki, niż dawniej. Styl życia jest już nieco inny, więc i odpowiedni czas, i co ważne nastrój, to jedynie późny wieczór, jak i nie głęboka noc... czasem... np. z Sade :) Ale ta artystka zawsze wzbudzała moją ciekawość. Niezwykła pod każdym względem. A Kiss of Life, to dla mnie czysta magia; zarówno muzyki, jak i obrazu, w jednym.

Dzięki więlkie za Björk :) Niesamowity utwór. Jakże prosty, niewyszukany w słowach, a jednak wystylizowany oryginalnym brzmieniem, obrazem. Rzeczywiście, Björk, odkąd pamiętam, miała w sobie... pewnego rodzaju zadziorność. Chyba też, zdaje się, osobiście była postrzegana, jako trochę taka... niegrzeczna dziewczynka, podążająca swoją drogą - muzyczną, jak najbardziej :) Ma swój charakterystyczny styl, jedyny w swoim rodzaju.

Odnośnie jeszcze Love...
Scena w trójkącie, zdaje się być ucieleśnieniem marzeń niejednego mężczyzny. Nie bez znaczenia są tutaj, jak najbardziej, "dwie kontrastowe kobiety pod względem urody i sposobu bycia". Odnośnie A. Muyock, w zasadzie ciężko cokolwiek powiedzieć. Aktorem - zwłaszcza amatorem - właściwie należałoby się w pewnym sensie 'zaopiekować'. Nie wszystko zapewne będzie zależne od niej samej. Czasem też tak bywa, iż bierze się tych ulubionych aktorów pod swoje skrzydła, obsadzając ich w swoich kolejnych przedsięwzięciach. Tylko czy G. Noé, ma jeszcze w planach film z jej udziałem. Ja bym była naprawdę mile zaskoczona, gdyby droga jej rozwoju, przybrała inny kierunek niż ten, który najprawdopodobniej, niejeden w branży filmowej jej wróży.

ocenił(a) film na 5
elase

Jakoś nigdy nie zagłębiłem się w Sade. Tzn. lubię śpiewające kobiety. Za facetami stoi z reguły zespół, ale w przypadku solistów wolę kobiety zdecydowanie. Może jeszcze spróbuję bardziej zapoznać się z Sade. Rhye mi o niej przypominało. Właśnie to bardzo specyficzny wokal, może przez to.

https://www.youtube.com/watch?v=sng_CdAAw8M

Wczoraj, albo przed obejrzałem średni film, ale z ładną oprawą muzyczną.

https://www.youtube.com/watch?v=ysr29UqX6R8&list=PL6OE0mCraZIFjoznpP3AyXCtmv t7Dx_bm

Na dłuższą metę jednak teraz trudniej mi się czymś zachwycać, niż w przeszłości. Cat Power znam z przeszłością i lubię nadal, chociaż nie tak samo, jak kiedyś. Czasem fajniej jest podejść do czegoś nowego i świeżego, bo rutyna jednak zabija:> Pewnie rutyna też zabijała związek bohaterów w filmie Noe, bo inaczej trudno wytłumaczyć ich zachowania:> Jednak oni byli i tak nieco "fajniejsi", bo otwarci, energetyczni i tacy "żywi". Stąd jednak o krok od katastrofy. I wpadli w szufladkę trochę taką z forum internetowego;)

Ciekawe, co będzie z Muyock. Jakoś ta druga aktorka, choć niezaprzeczalnie atrakcyjna wydaje się mieć mniej przykuwającą aparycję. Muyock z tego, co widzę działa trochę na polu reklamy i ten jej "mankament" w tym przypadku nie stanowi problemu.

tocomnieinteresuje

Rhye. Naprawdę. Niesamowity wokal.
Płynność w głosie, to jest to 'coś', co przypomina mi Sade.
Rhye/Woman. Odsłuchałam większość. A '3 days' - wręcz nie mogę przestać słuchać. Hipnotyzujące.
Naprawdę dzięki.
Nawiasem mówiąc, ten niesamowity wokal, przypomniał mi również o Rumer. Zwłaszcza 'Travelin’ Boy' oraz 'Slow'. A odnośnie 'Ekscentryków... ' jeszcze... Tutaj, Sonia Bohosiewicz daje popis, swoją dość intrygującą barwą głosu.

Apokaliptyczne ;) Ale ładne. Wymowne... zwłaszcza ten instrument... niesamowiecie brzmi. Nie rozpoznaję niestety. A nawiasem mówiąc, wizja jakiejkolwiek zagłady, niezmiennie stawia mnie do pionu, i pozwala cieszyć się chwilą zwyczajną... niezwykłą.
Cat Power natomiast, ma zdecydowanie inne brzmienie... nie aż tak przenikające, głębokie.

Odnośnie związku w Love...
Nie ewoluował. To zatracenie - choć piękne. Niepowtarzalne. Jak wspomniałam wcześniej, ta relacja/jedność ciał - a przede wszystkim, ta wzajemna życzliwość emocjonalna - jest wg mnie, porozumieniem absolutnie metafizycznym.
Szufladka z forum internetowego. Interesujące. Lubię szufladki. Lubię mieć w nich wszystko pod kontrolą :)

Druga z aktorek, była tak niewinna... anielska. Jej postać, hmm. W zasadzie, nasuwają mi się słowa takie jak: dobroć, niewinność; co więcej - dojrzałość. Dojrzałość do podjęcia życia. Nowego życia. Najwidoczniej, miała się pojawić w życiu tych dwojga, by zakłócić tę 'idyllę'.
'Mankament'. Zastanawia mnie, ilekroć ujrzę jej zdjecia. Natomiast, troszeczkę przewrotnie - podobno ładnemu we wszystkim ładnie. Fakt. W jej przypadku, nie stanowi to problemu. Być może wynika to po części z typu jej urody, który jest odrobinę, tak jakby... mało delikatny?

ocenił(a) film na 5
elase

Dziś mi ciężko, a pogoda nie pomaga - chociaż za chwilę znów będą deszcze i koniec "wakacji";)

Fajnie, że Ci się podoba. Ja bardzo lubię całą płytę. Jest dosyć równa i nie nudzi się szybko. Wokal ma w sobie coś wyjątkowego. Jest taki nieokreślony, a także trudno odgadnąć płeć śpiewającej osoby;). Wiem jednak, że to bardziej jednorazowy projekt i więcej już nie będzie takiej muzyki. Podchodzę jednak zwykle do takich słów artystów z dystansem, bo jak to artyści mają humory, są kapryśni i czasem informacja o "śmierci" jest przedwczesna. Może jednak inna muzyka również będzie niezła;)

Sonię widziałem we wczesnych rolach i była całkiem spoko. Wiem, że to trochę głupie, ale czasem wolałbym nie widzieć jednak jej na ściankach, w rozrywkowych programach, bo tylko wrażenie gdzieś ulatuje. Sięgnę po film jednak, jak się nadarzy okazja;)

Lubię w sumie tematykę końca świata, szczególnie taką bez widocznej estetyki sf. Chociaż nie spotkałem ostatnio udanego filmu w tym "gatunku". "Z jak Zachariasz", "How I live now" rozczarował, ale chociaż je pamiętam;) "The road" najlepiej wspominam chyba. Ten film z linkowaną muzyką "Into the forest" jednak wydał mi się trochę taki nijaki. Niby estetycznie podany, ale też nie na tyle pięknie i niepokojąco, jak się czasem zdarza, a fabuła intrygująca w pomyśle taka nie była w samym scenariuszu. Aktorki niby fajne, ale nie miały za wiele do grania. I tak mijał czas, a film się rozwlekał. Muzycznie było najprzyjemniej we wszystkich tych tytułach;) "How" miał muzykę Jona Hopkinsa, którego lubię "solowo" i piosenkę Bat for lashes, do której też miewam słabość;)

Ludzie są z reguły okropni i bardzo czepiają się filmu Noe. Tzn. podejrzewam, że zdarzało im się oglądać pornografię, czy też sami nie mają zawsze idealnej przeszłości, a oburzają się tak, jakby krzywda się działa na kimś. Szczególnie, gdy ja "domagałem" się ograniczenia fabuły, a Ty np. uważasz, że film miał treść i to całkiem mądrą;) Podobnie czepiają się przeszłości aktorek i wady jednej z nich. Ja sam byłem zaskoczony, jak zobaczyłem jej "normalne" zdjęcia, ale doszukałem informacji i cóż. Takie rzeczy się zdarzają i trzeba nie tylko z tym żyć, co przyjąć taką sytuację. Ona akurat nie ma z tym problemu i jeszcze w jej pracy nie przynosi to ujmy, a nie sądzę, aby nie podobała się facetom, bo nie traci takiej energii, którą czuć. Stąd wydaje się może mniej delikatna właśnie.

tocomnieinteresuje

Jak ciężko, to może pomógłby jakiś lekki seans w kinie :)

Wokal jest wyjątkowy. Rzeczywiście. Tak jak przy 'Open' nie myślałam o tym, tak przy kolejnych utworach, zaczęłam się zastanawiać nad nieco innym, delikatnie, brzmieniem. Natomiast, artystów sprawdziłam już po odsłuchaniu. Ciekawe doświadczenie :)
To interesujące, że to taki jednorazowy projekt. Pozytywny odbiór może zachęcić na więcej. Z reguły tak to działa.

Miałam okazję, by obejrzeć właśnie mały cykl filmowy w tej tematyce - między innymi 'Drogę'. I muszę przyznać, iż był to film o tyle dojmujący, iż jeszcze dodatkowo zobrazowany, postrzeganiem tego świata przez dziecko. Nie dla mnie :/

Mężczyźni uznają za krzywdę to, iż Noé w Love ukazał - wręcz w nadmiarze i ewidentnie wprost - atrybuty męskie, przy czym damskie, już nieco ukrył...
Ktoś, kto potrafi ocenić krytycznym okiem pornografię, dostrzeże w Love, nie tyle zadyszkę, co uczucie.
A. Muyock nie ma z tym problemu, aczkolwiek w przypływie lat, z pewnością byłoby lepiej dla niej, by było inaczej. Z aspektów przede wszystkim zdrowotnych, choć nie tylko...
Nawiasem mówiąc, reakcja otoczenia ogólnie przeraża. W różnych sytuacjach, daje się dostrzec nietakt. Choć czasem to mało, by powiedzieć.

tocomnieinteresuje

Powinnam się poprawić :) Mało precyzyjnie się wyraziłam. Wokal spodobał mi się już w 'Open'. Natomiast, nad nieco - momentami - inną barwą głosu, zaczęłam się zastanawiać przy kolejnych już utworach. Zdawało mi się czasem słyszeć, jak gdyby... niższą skalę głosu? Takie odniosłam wrażenie. Piszę o tym w odniesieniu do tej, swego czasu, tajemnicy... dotyczącej wykonawcy :)

Natomiast, odnośnie jeszcze takiej konfrontacji społeczeństwa z tzw., powiedzmy, 'innością'. W interesujący sposób ukazał to w swoim filmie 'Nowa dziewczyna', właśnie F. Ozon.

ocenił(a) film na 5
elase

Ja przypadkowo wpadłem na ten zespół i poczułem się zaintrygowany, a lubię tak wpaść na coś, co mnie urzeknie niespodziewanie. Czekając na jakąś konkretną płytę zwykle bywam rozczarowany, jak w tym roku choćby wspomniana Bat for lashes, Swans, czy PJ Harvey. Jednak to nadal niezłe płyty, tylko tak mam;) W przypadku drugiej płyty Rhye pewnie poprzeczka postawiona zostałaby wysoko, ale czuję, że zmienili by brzmienie. Ja lubię takie nieokreślone wokale. Stąd np. podoba mi się James Blake, czy Antony Hegarty, które niedawno wreszcie zmienił płeć, więc tym mocniej jego wokal został "wytrącony" z klasyfikacji. Zwykle jednak to wrażenie towarzyszy panom, podczas, gdy pani brzmią częściej jednak kobieco.

https://www.youtube.com/watch?v=dOKXHzL6UVs

"Droga" to taki film doświadczający widza, bo perspektywa i sposób prowadzenia akcji udziela się podczas seansu. Pewnie tak. Raczej to trudny w odbiorze film przez to, że nie pokazuje nic optymistycznego, ani zachwycającego. Jednak w swoim przekazie silny i i wyrazisty, zrealizowany bez zarzutu, tak sądzę. Nie mam go wśród ulubionych, ale doceniam.

https://www.youtube.com/watch?v=8eo1xMC7VbU

W sumie w kinie erotycznym, jakie jeszcze zdarza się w kinie wizerunek kobiety niespecjalnie jest krytykowany, ale pokazywanie przyrodzenia męskiego już tak, bo to wydaje się oburzające. Pewnie też Noe tego świadomy, poświęcił odpowiedni czas na może przesadne pokazywanie takich sytuacji;) Mi to nie przeszkadza, bo zbyt pruderyjny nie jestem, ale pewnie to trochę taka płachta na byka;) Podobnie dyskusje większe spotykają kino LGBT, a artyście homoseksualni są odważniejsi i przesuwają granicę bardziej. Przy czym Francuzi to już w ogóle mają pewną swobodę w mówieniu i pokazywaniu rzeczy TABU. Dajmy na to wczoraj obejrzałem. "Plein sud" - jeden z filmów z folderu zaległości, gdzie obok ciekawego dramatycznego punktu wyjścia reżyser zupełnie naturalnie i co ważne równoważnie wchodzi sobie na pole nagości. Trudno mu zarzucić jakikolwiek bezsens, bo wszystko jest ładnie skomponowane i nie "atakuje" widza. Przy czym pewnie więcej komfortu szary widz ma jednak w oglądaniu piersi kobiety, niż całujących się chłopaków;) Ozon jest w ogóle super i bardzo go lubię. W pierwszych filmach był może bardziej naturalnie wyczulony na pokazywanie scen inicjacyjnych, homoseksualnych, ale z biegiem czasu okazało się, że pięknie mówi o kobietach i ich "przeżywaniu". Kilka scen, które stworzył do tej pory zostało mi w pamięci. Cudownie też używa muzyki. Podobnie np. Honore. Coś w tym jest, że osoby o innej orientacji mają też inną i cudowną wrażliwość. "Nowa dziewczyna" może nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ale to nadal niezły film. Podoba mi się jego przewrotność, bo historia w pewnym momencie wchodzi na inne, niż widz myśli tory i koncentruje się na dziewczynie. Plus zupełnie i niezaprzeczalnie świetny Duris. Fantastyczny aktor. Bardzo go lubię. W "Dans Paris" grał również u Honore. Polecam, bo to pełne uroku melancholijne kino.

tocomnieinteresuje

Postaram się zapoznać bliżej z artystami, o których wspomniałeś. Dzięki :)
Ja także 'Drogę' doceniam za... przytłaczający efekt? :/ Myślę, iż każdy kto z filmem się kiedykolwiek zapoznał, odniósł niejedno ujęcie czy sytuację do swojego życia i bliskich w nim osób; zastanawiając się, co by było, gdyby...

Interesujące utwory, jak i komentarze ( zwłaszcza, dotyczące pierwszego z utworów), odnośnie symboliki :)
Utwory melancholijne nieco. Czy to może jakieś szczególne upodobanie, do nieco bardziej posępnej muzyki, obrazu? :)

To naprawdę ciekawe, iż Noé poświęcił tutaj nieco więcej uwagi mężczyźnie, a krytykę za to odebrał w sposób przezabawny; uznał, iż spowodowana jest, mówiąc wprost - najzwyklejszą zazdrością o penisa.
Mnie film Ozona naprawdę urzekł. To taki ciepły obraz, nie wprawiający widza w jakiś ponury, dramatyczny nastrój. Mimo, iż dramat w zasadzie miał w tym filmie swoje miejsce. Natomiast R. Duris, był rzeczywiście prześwietny w roli... wraz ze swoją przeuroczą towarzyszką - od A. Demoustier nie mogłam wręcz oderwać wzroku. Zagrała tak przeuroczo, przyjaciółkę... w dość nietypowym położeniu ;)
Film 'Wspaniała', również z F. Duris w roli głównej, jakoś tak mi przemknął swego czasu... i niestety nie zdążyłam obejrzeć w kinie, studyjnym jedynie. A i tak zdawało mi się, iż niestety wyjątkowo krótko był w repertuarze.
Z F. Ozonem mam zamiar zapoznać się nieco bliżej. Widziałam jeszcze 'Młodą i piękną' - piękna i młoda dziewczyna, nad której motywacją... jak i nad interpretacją samej koncówki filmu, zastanawia się niejeden...
Widziałam także '8 kobiet'. Ale kiedy to było... kolejny film, do którego powinnam powrócić ;)
Chętnie skorzystam z nadesłanych propozycji. Dziękuję :)

ocenił(a) film na 5
elase

Aktualnie czuję się bardzo posępnie, gdyż wylałem sobie kawę na laptop i jestem w stanie smutku. Tak, że najchętniej słuchałbym Bohren and der club of gore. Pan w serwisie powiedział, patrząc na mój wzrok, że " to tylko laptop", ale łatwo mówić. Sprzęt nie rośnie na drzewach.

https://www.youtube.com/watch?v=xY1wBUrdRFg

Tak więc trochę też udziela mi się nastrój na ten komentarz, który pozwala stwierdzić, że film "Wspaniała" ma swój urok, ale jest czymś bardzo kolorowym i wesołym;) Nawet za bardzo;) Duris ubarwia jednak każdy niemal film, więc można obejrzeć. Była też z nim np. taka "jedna z wielu" komedia z naciąganą fabułką o podrywaniu Vanessy Paradis, ale oczywiście "lepsze" są te smuty, pokroju "Piany dni/Dziewczyny z lilią" czy "W rytmie serca". "Exils" w sumie taki ponury nie jest, ciekawe kino drogi, albo nawet podróży (w obu sensach słowa;)).

https://www.youtube.com/watch?v=5_1-zwBsvjw

Ozone widziałem właśnie wszystko, oprócz kilku wczesnych małych metraży (bo nigdzie ich znaleźć nie mogę). Za młodu był odważniejszy i nawet więcej miał humoru w filmach:> i to nawet takiego, jaki lubię. "Sitcom" to dla mnie zdecydowany hit:) Ogólnie skacze po tematach, konwencjach i ma kilka "słabszych" tytułów, ale to takie słabości do wybaczenia, bo nawet w nich są ciekawe rzeczy, jak w "Angel" zabawa konwencją baśni, czy cudaczna fabuła w "Rickym", albo jednak jakaś ironiczna krytyka społeczna w "Żonie doskonałej", a to wg mnie jego słabsze filmy. Gdzieś obok nich jest ta "Piękna i młoda", który to portret ślicznej dziewczyny robiącej to, co robi jakoś mnie nie przekonał, ani nie pobudził do refleksji;) Akurat "Sponsoring" był jednak jeszcze gorszy, a tam poznałem Demoustier i tak mało obiektywnie mogę napisać, że to był jeden z dwóch plusów filmu (drugi to ładna scena przy stole;)). Uroda nietuzinkowa, a rola u Ozonea bardzo udana. Niestety pozostałe jej filmy nie były mi dostępne. "Bird people" jedynie, ale jakoś nie obejrzałem jeszcze. Ozone w ogóle - co jeszcze raz napiszę - bardzo ładnie pokazuje kobiety.

https://www.youtube.com/watch?v=Ja4mEQL1ojQ

tocomnieinteresuje

Niegdyś czułam się podobnie, gdy wylałam sobie kawę na telefon i ubranie. Zasnęło mi się w kinie, z kawą w ręku.

Ładny utwór... na swój sposób kojący. Drugi z kolei, w końcówce, przypomniał mi o Sinister ( utkwił mi w pamięci, ten przejmujący soundtrack już w fazie końcowych napisów). Filmu akurat nie widziałam; miałam okazję wsłuchać się jedynie, nieco w muzykę przez moment, niegdyś w trakcie jednego z maratonów filmowych... o tematyce grozy :/ Moc nagłośnienia w kinie, potęgowała napięcie... Sam film jest, zdaję się, dość dobrze oceniany. A ścieżka dzwiękowa, tę notę z pewnością podwyższa.
Natomiast '5x2' powinnam koniecznie obejrzeć :) Zwłaszcza, iż lubię nietypowe poprowadzenie fabuły. Interesujące. Tutaj akurat zajrzałam na stronę filmu, stąd wiem. Natomiast, lubię zdecydowanie, gdy film jest dla mnie niespodzianką, i tak też było w przypadku 'Nowej dziewczyny'; w którym to filmie, każde kolejne ujęcie prowadzi zdecydowanie inną drogą, niż widz mógłby pomysleć.
Poza tym, piękny utwór Paolo Conte :)

ocenił(a) film na 5
elase

W środę dowiem się, jak skomplikowana jest sytuacja. To nowy komputer, a też niestety słabo zarabiam, więc mimo wszystko muszę dbać o ten mały materializm;)

Za to w kinie zwykle nie zasypiam. Głównie przez dźwięk. Ja w domu tak głośno filmów nie oglądam:) Lubię kino bardziej kameralne, ale w kinie na pewno sprawdza się takie z efektami, więc jak się zdarzy to pewnie lepiej właśnie w ten sposób je oglądać. Miałem kiedyś okres na horrory i oglądałem ich dużo. Jednak uważam, że to taki gatunek "przejściowy". Niby powstają jakieś nowe produkcje, ale rzadko (baaardzo rzadko) wzbogacają one tą szufladkę. Więc po obejrzeniu kilkuset filmów kiedyś teraz już sporadycznie zdarza mi się oglądać coś nowego. Czasem skuszę sie na takie tytuły, które zyskały jakąś popularność i wydają się być jednak warte zachowu. Np. "It follows" w minionym roku. Nie jest to 100% udany film, ale ma w sobie coś fajnego właśnie w tej sferze klimatu. Sporo twórców jest bardzo zręcznych w tworzeniu nastroju i operowaniu światłem, muzyką. Tylko wciąż brak mi czegoś ciekawego do przekazanie. Po trosze "Babadook" coś takiego miał bardziej wchodząc na tory psychologii, a np. "The witch" poprzez rodzaj opowieści z punktem wyjścia z legendy. Może nie horror, ale taki odważniejszy thriller, jaki miło wspominam to "No one lives", ale Azjaci mają coś takiego, że potrafię zagęszczać taką spiralę przemocy;) "Sinister" więc nie znam. Odnośnie chyba podobnej tematyki widziałem chwaloną "Obecność", ale właśnie poza solidnym warsztatem byłem rozczarowany:> Ogólnie bywam jednak często rozczarowany, więc zwykle średnio wszystko oceniam:)

Zwykle czytam o fabule, patrzę na obsadę, twórców. Czytam też recenzje, artykuły z festiwali bo filmów jest pełno i jednak trzeba je przesiać przez natłok tytułów. Rzadko natomiast oglądam trailery. Ozona mogę w ciemno oglądać, więc ma kredyt zaufania. Nie lubię musicali, czy westernów, mniej kino sf, ale może zrobić western sf w konwencji musicalu i kupię bilet;)

"Schronienie" zupełnie bez echa przeszło. Ja w ogóle mam tak, że bardzo podobają mi się kobiety w ciąży, stąd mam słabość do tego tytułu. Niezwykle pokazana jest tam bohaterka.

https://www.youtube.com/watch?v=E9jezebDIiU

tocomnieinteresuje

Jak najbardziej rozumiem sytuację i życzę, by nie była nadto skomplikowana. Przewiduję pomyślny wynik :)

Bywa, iż przysnę, natomiast nie ma to związku z filmem, gdyż żaden nie jest w stanie mnie uśpić; a jedynie sytuacja, w której po prostu organizm odmawia posłuszeństwa. Nawiasem mówiąc, wyjątkowo w okresie zimowym... zdarzy mi się, czasem tylko w wyniku większej różnicy temperatur. Mroźne powietrze plus osłabienie, po wyjątkowo mało przespanej nocy, i rozgrzany organizm podczas takiego seansu, czuje się nadzwyczaj dobrze ;)
It follows miałam okazję obejrzeć. Dobry film, z dreszczykiem. 'Coś za mną chodzi' - już sam tytuł intryguje i pobudza mocno wyobraźnię.
Pozostałych filmów niestety nie znam. W zasadzie, mało sięgam po tematykę grozy, a też tego rodzaju propozycje, oglądam chętniej w towarzystwie.
Odnośnie The witch...
Klimat tamtych czasów, może znacznie bardziej potęgować odpowiedni nastrój filmu, w stylu trochę 'Jeźdźca bez głowy', z epoki, w której wiele spraw owianych było jeszcze tajemnicą, a rozwiązywanie ich było trudem, na miarę czasów...
Luke Evans zwrócił moją uwagę w High-Rise w dość charakterystycznej roli... bez pardonu. Dlatego No one lives, chętnie obejrzę.
Ja z kolei, widziałam 'Obecność2'. Dobry film, z rewelacyjnym dwuosobowym 'wydziałem śledczym'. Fajna parka z tych dwojga; zdecydowanie ubarwiają opowieść.
Wg mnie, niezrównany jest Ringu. Obejrzany przeze mnie lata temu, i do którego to filmu autentycznie boję się powrócić. Azjatyckie horrory mają swoją moc, w ukazywaniu grozy, gdyż dodatkowo w klimacie dla nas egzotycznym; maszkara w wydaniu azjatyckim, jawi się zdecydowanie mroczniej :/

Przyznam, iż ja także z przyjemnością przyglądam się kobietom w ciąży. Gapię się wręcz, choć staram się jak najbardziej dyskretnie ;)
Przepiękna kompozycja. A 'Schronienie' chętnie obęjrzę :)

ocenił(a) film na 5
elase

Muszę się przyznać, że niespecjalnie lubię polskie tytuły, stąd tak chaotycznie czasem ich używam, a czasem nie. Szczególnie, jak film do kina, lub na dvd wchodzi po czasie i już jestem przyzwyczajony do "oryginału". Stąd np. nawet "Nienasyceni" trudno mi przechodzili przez gardło, ale oryginalnego tytułu jednak też fanem nie byłem. Trudno czasem nadać dobry tytuł;) "It follows" ma fajny i chwytliwy, a polskie tłumaczenie w sumie oddało charakter i było nawet zabawne. Zachęca do obejrzenia, a i sam pomysł fabularny intryguje. Ja lubię takie stare kino grozy, więc gdzieś duch jego był zachowany. Nie było w nim też za wiele gore. Kiedyś lubiłem takie klimaty tzn. nie oczekiwałem może za wiele, ale nawet w tego typu sytuacjach film mógł być lepszy i gorszy:) Lubię też czarny humor, ale mało jest filmów, które można podciągnąć w te rejony. Klasyczna jest np. "Martwica mózgu", która bezsprzecznie jest świetna w swoim gatunku. Azjaci też mają sporo filmów, które są dla ludzi o mocnych żołądkach, ale też z biegiem czasu wybierałem jednak te bardziej klimatyczno-psychologiczne tytuły. Seria z kręgiem obok serii Grudge pozostaje tą najbardziej znaną i jest w tym coś, tzn. w niej, bo ma w sobie taką esencję wszystkich podobnych filmów;) Ja natomiast lubię np. kino Tsukamoto, które jest chyba nieco bardziej wyrafinowane. Na koniec zgodzę się, że para z "Obecności" jest bardzo fajnie napisana i zagrana. Tylko cała fabuła niespecjalnie mnie intrygowała. I widziałem "High rise". Nawet czekałem niecierpliwie na ten film, bo tutaj odwrotnie fabuła była intrygująca,a reżysera bardzo lubię za poprzednie, odjechane filmy. W sumie takie z pogranicza horroru i czarnego humoru, więc pasują do tematu. "HR" jest jednak wg mnie bardzo słabym filmem i dużym rozczarowaniem mimo estetycznego wyglądu i dobrych aktorów (Evans faktycznie chyba najlepszy). Właściwie trochę uważam ten film za taki bałagan. Może to pasuje do rozpadającego się świata bohaterów, ale niestety miałem większe oczekiwania. Na osłodę pozostaje uroczy cover Abby. W ogóle ten zespół to dla mnie koszmarek, ale w filmach wypada super:>

tocomnieinteresuje

Z reguły nie czepiam się polskich tytułów. Choć znajdą się i takie, które zdecydowanie drażnią. Dirty Dancing np. niezmiennie brzmi dla mnie lepiej...
Tak. It follows w polskim tłumaczeniu brzmi nieco zabawnie - taką też i polski tytuł wzbudził reakcję w otoczeniu ;)
'Obecność' zawiera elementy niezbędne by zaspokoić oczekiwania. Ale to takie 'strachy na Lachy' ;) W zasadzie, różnica jest taka, że po obejrzeniu wspomnianego wcześniej Ringu, nie jest się w stanie o nim zapomnieć dość szybko i wyrzucić z pamięci, a napięcie budowane w filmie daje zdecydowanie inny efekt końcowy. Można mieć stracha nieco dłużej. Tutaj jest mrok zdecydowanie :/
High-Rise to niezły film, jeżeli chodzi o estetykę, a cover Abby ubarwił zdecydowanie, wyeksponował jeszcze całe to szaleństwo... bałagan :)

Jestem świeżo po seansie 'Śmietanka towarzyska'. Muszę przyznać, iż spodziewałam się większej (ciekawszej) roli dla Blake Lively. Cóż. Nie tym razem :)

ocenił(a) film na 5
elase

Mi przez gardło nie przechodzi oryginalny tytuł "DD". No, jak tak można nazwać film;) Mimo, że film taki cukierkowy i poniekąd wyzwalający - szczególnie u kobiet - pozytywne odczucia;)

Nie jestem fanem - chyba - kina o o egzorcyzmach. Te japońskie filmy u podstawy mają z reguły smutną historię i mimo wszystko ładunek psychologii, co mnie osobiście bardziej przekonuję. Np. "A tale of two sisters" w warstwie wizualnej pozostaje np. takim typowym "straszakiem" z klimatem, ale w treści jest smutną opowieścią.

Właśnie czasem oczekiwania wpływają na odbiór i tutaj "HR" stał się tego ofiarą u mnie. Do tej pory trochę nawet nie wiem, co poszło nie tak. Dobra historia, obsada bardzo ok, a reżyser nietypowy i pasujący do konwencji. :)

Właśnie nie sądze, abym obejrzał Allena w kinie, ale na pewno sprawdzą go w domu. Jednak ostatni jego film uważam za nieporozumienie z dwojgiem fajnych aktorów - co traktuję jako podsumowanie tej infantylnej fabuły. Liczę, że mimo wszystko jest tym razem lepiej, choć mam wrażenie, że krewki twórca trochę za szybko pracuje i to odbija się na jego twórczości, szczególnie w montażu. Ostatnio widziałem film sf ze Stewart na której nie wieszam "psów" za "Zmierzch" i uważam za zręczną aktorkę, ale jednak jej ograniczona mimika niestety powoli daje się we znaki. Podobnie jest z Eisenbergiem, więc oba nazwiska trochę zniechęcają do obrazu:> U Allen lubię humor słowny za to:)

Niestety z laptopem nie jest za wesoło,więc okraszam wieczór winem;)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 5
elase

Mi przez gardło nie przechodzi oryginalny tytuł "DD". No, jak tak można nazwać film;) Mimo, że film taki cukierkowy i poniekąd wyzwalający - szczególnie u kobiet - pozytywne odczucia;)

Nie jestem fanem - chyba - kina o o egzorcyzmach. Te japońskie filmy u podstawy mają z reguły smutną historię i mimo wszystko ładunek psychologii, co mnie osobiście bardziej przekonuję. Np. "A tale of two sisters" w warstwie wizualnej pozostaje np. takim typowym "straszakiem" z klimatem, ale w treści jest smutną opowieścią.

Właśnie czasem oczekiwania wpływają na odbiór i tutaj "HR" stał się tego ofiarą u mnie. Do tej pory trochę nawet nie wiem, co poszło nie tak. Dobra historia, obsada bardzo ok, a reżyser nietypowy i pasujący do konwencji. :)

Właśnie nie sądze, abym obejrzał Allena w kinie, ale na pewno sprawdzą go w domu. Jednak ostatni jego film uważam za nieporozumienie z dwojgiem fajnych aktorów - co traktuję jako podsumowanie tej infantylnej fabuły. Liczę, że mimo wszystko jest tym razem lepiej, choć mam wrażenie, że krewki twórca trochę za szybko pracuje i to odbija się na jego twórczości, szczególnie w montażu. Ostatnio widziałem film sf ze Stewart na której nie wieszam "psów" za "Zmierzch" i uważam za zręczną aktorkę, ale jednak jej ograniczona mimika niestety powoli daje się we znaki. Podobnie jest z Eisenbergiem, więc oba nazwiska trochę zniechęcają do obrazu:> U Allen lubię humor słowny za to:)

Niestety z laptopem nie jest za wesoło,więc okraszam wieczór winem;)

tocomnieinteresuje

Ja preferuję jednak, mimo wszystko, oryginalne brzmienie; w wymowie zdecydowanie bardziej, niż nieco niezręczny 'Ws' :-)
Ostatni dobry film Allena, to wg mnie Blue Jasmin. Bardzo podobała mi się rola Cate Blanchett, jak i Sally Hawkins. Natomiast 'Nieracjonalny mężczyzna'... hmm, ten film mnie absolutnie zadziwił i zdecydowanie nie przypadł mi do gustu.

Naprawdę żałuję. Nieustannie jednak jestem dobrej myśli. I wierzę w dalsze, pomyślne rozwiązanie sytuacji.

ocenił(a) film na 5
elase

Ha. Chyba się trochę wysłowiłem nieczytelnie, a i wiadomość wysłała mi się X razy;). "DD" w naszym "tłumaczeniu" oczywiście nie przechodzi mi przez gardło i wpisuje w poczet tych sztandarowych przykładów infantylizacji filmu.

Hawkins i Balnchett są świetnymi aktorkami. Oczywiście ta druga zdecydowanie "wygrywa" na ekranie prezencją, ale charakterność pierwszej ma swój pazur i nie pozostawia obojętnym. Ten film Allena widzę właśnie przez pryzmat tych dwóch ról, bo przyznam, że sam scenariusz taki typowy - mimo poważniejszej nuty - jak na tego twórcę, nieco zbyt lapidarny i pospieszny, ale z bystrymi fragmentami;) Fakt jednak, że tu wiele rzeczy mu "wyszło". Fajnie, że tyle kręci i jest tak kreatywny, ale wszystko lekko "bałagani". Jak widzę zdjęcie pejzażu i jazzową muzyczkę wiem, że spotkają mnie znajomi bohaterowie w kolejnej ich reinkarnacji:> Trochę też męczy mnie już ta tendencja do sytuowania na froncie opowieści relacji starszego faceta z młodziutkim podlotkiem;) "O północy w Paryżu" miało błyskotliwy pomysł, ale koniec końców też scenariusz wydał mi się nie rozwijający idealnie potencjału. Pozostałe tytuły były takie sobie. Cofając się jeszcze bardziej, to "Wszystko gra" oceniłem wyżej, bo tutaj poczułem wówczas odświeżenie i taką spójną całość w formie i treści, jakieś takie większe dopracowanie całości. Jedynym minusem pozostawała przegadana końcówka wg mnie;).

tocomnieinteresuje

Opóźnienie w przesłaniu wiadomości i kliknąłeś pary razy więcej. Też mi się niegdyś tak wiadomość wysłała ;)

Hawkins była niesamowita w roli osoby przystosowanej do sytuacji, w której przyszło jej egzystować. Choć przyznam, iż znam ją tylko z tej jednej roli i brak mi niestety porównania. Blanchett natomiast, wcieliła się wprost genialnie w rolę kobiety tak potarganej przez okoliczności, z charakterystycznym dla swojej postaci sposobem bycia, w kontrze do Hawkins, w połączeniu sił w zmaganiu się sióstr z przeciwnościami losu - wyszło to wszystko wprost genialnie.
Ta tendencja może wynikać po części z osobistych pobudek twórcy. To jak z G. Noé, który podobno w Love, przedstawił częściowo fragmenty ze swojego życia... przeszłości - jak i swoich przyjaciół :)
Filmów, o których wspomniałeś, nie widziałam. Nie jest już tak łatwo, by nadrobić wszystkie te zaległości, a i również szczególną wielbicielką W. Allena nie jestem :)

ocenił(a) film na 5
elase

Nie wiem, czy znasz kino Mikea Leigh. U niego ona debiutowała zdaje się i grała w kilku filmach. W ogóle jest to znakomity reżyser i ma koncie same dobre lub bardzo dobre filmy. Ma takie słodko-gorzkie historie. Niby nic na pierwszy rzut oka, ale pod względem obserwacji, takiej subtelności - jest to ujmujące - "Wszystko albo nic", czy "Sekrety i kłamstwa". Hawkins w sumie nigdy nie było też na 100% dobrze "wykorzystana". Najczęściej jest gdzieś na dalszym planie niestety. Ma też taką nieco "zwariowaną" urodę, charakterystyczną. Leigh lubi takie wyraziste twarze. Timothy Spall np. również u niego gra i jest znakomity.

Jestem dziś niewyspany i próbuję zmierzyć się z rzeczami, które mi zostały z tygodnia, więc nic nie oglądam;)

Ja w sumie nie mógłbym być reżyserem, czy pisarzem. Tzn. pewnie byłoby trudno, bo trzeba jednak mieć ten "bagaż" doświadczeń i jakąś nutę ekshibicjonizmu w sobie:) Ma to jednak sens, bo gdy coś robimy, a mam na myśli takie właśnie autorskie kino (z przekazem;), a nie np. kino akcji o ratowaniu dzieci w wieżowcu;) to musimy to czuć i być wiarygodnym. Pewnie odnosząc się do siebie jest łatwiej. Ja Allena oglądałem kiedyś, potem już miałem uczucie przesytu i ominąłem kilka tytułów. Teraz od pewnego czasu nawet oglądam, ale nie wiem, co przyniesie przyszłość. "Co przyniesie przyszłość" mam ochotę obejrzeć, ale nie wiem, czy się uda, bo trochę nie mam ostatnio czasu na cokolwiek.

tocomnieinteresuje

Przejrzałam filmografię reżysera, o którym wspomniałeś, i na początek chętnie obejrzę Happy-Go-Lucky z Sally Hawkins właśnie. Rzeczywiście, jej charakterystyczna uroda może się podobać; a w Blue Jasmin, jej postać ujęła mnie pozytywną energią - jej uśmiech, jak i spośób bycia, przyciągał zdecydowanie i równoważył, tę nieco przygnębiającą treść. Timothy Spall natomiast, świetnie się zaprezentował w 'Zaczarowanej'. Jak gdyby stworzony do roli, w przekonujący sposób oddał charakter postaci.

Oglądasz zdecydowanie więcej niż ja. A Ja w tej chwili, stawiam sobie za cel, by zgłębić dorobek F. Ozona. Zainteresował mnie też M. Leigh. Dzięki :)

Lubię kino, w którym twórca stara się przemycić czasem nieco ze swojego życia, jak gdyby dając cząstkę siebie, zwracając też często tym sposobem uwagę na sprawy ważne, godne uwagi. Jak np. R. Polański. Lubię też różnorodność w tematyce. Dlatego "Co przynosi przyszłość" chętnie obejrzę, ale i zainteresował mnie 'Czerwony kapitan'. Myślę, iż wybiorę się w miarę możliwości na seans. Tym bardziej, że z M. Stuhrem w roli głównej. I tutaj śmiało można powiedzieć, o wręcz idealnym rozwoju kariery kolejnego pokolenia...

ocenił(a) film na 5
elase

Faktycznie Hawking tam jest zdecydowanie na pierwszym planie i jest to paradoksalnie film, który na pewno wpisuje się w konwencję zwariowanej, energicznej dziewczyny z uśmiechem, który znasz. Jest to też nietypowy film Leigh, gdyż jest zupełnie lekki i pogodny. Tzn. jest atutem jest to, że pokazuje bardzo "zyciowo" swoich bohaterów i nie jest to takie z gatunku tanie i z "życia wzięte":)

A "Zaczarowanej" nie widziałem. Teraz już tak dużo nie oglądam. Starość nie radość;) ale może kiedyś będzie lepiej znowu.

Polański to świetny twórca z taką własną "syganturą" na filmach i to w postaci fabuły, która zwykle ma jakąś aurę tajemnicy, jak i w realizacji - trochę tak w starym stylu, ale bardzo fajnym do oglądania z dobrym tempem, zwykle ciekawie skosntruowanymi pomysłami narracyjnymi, zdjęciami i muzyką. Nawet w słabych "9 wrotach", czy "Ghost writer" nie narzekałem na reżyserię samą w sobie. Co do fabuły jeszcze to te motywy osaczenia, zagadki mnie zwykle urzekają. Szkoda wielka, że z jednej strony życie osobiste to jakieś "paliwo" do pracy, ale z drugiej ten jego wyskok z gwałtem tak mocno odciska się na jego opinii. Tzn. nie rozgrzeszam go, ale z tego, co o sytuacji wiadomo - jest to pogmatwane. Wiem, że to trochę niepoprawne, ale przyglądając się jego życiorysowi - jeszcze wpinając weń śmierć Tate w dramatycznych okolicznościach to jednak przeszedł wiele.


tocomnieinteresuje

Na początek wybrałam "Schronienie". Film spodobał mi się bardzo, z niesamowitą kreacją Isabelle Carré, która była przepiękna w tym filmie i świetnie oddała aktualny stan emocjonalny swojej postaci. Teraz już rozumiem istotę tej przepięknej kompozycji z filmu :) Choć biorąc pod uwagę tendencję twórcy, do ubarwiania wszystkich tych relacji międzyludzkich, mogłam się spodziewać, iż w kolejnym swoim filmie zaskoczy mnie niejeden raz :)
Ponadto, w tej chwili wypoczywam nad morzem, i dodatkowo jeszcze, nadmorskie otoczenie umilło mi zdecydowanie seans :)

Jeżeli chodzi o starość, ja zdecydowanie sprawiam wrażenie starszej pani, przysypiającej w fotelu, z książką w ręku ;)
Przysnęło mi się na 'Schronieniu', obejrzałam więc film jak gdyby w dwóch częściach ;)

To prawda, to wydarzenie z przeszłości ma swój dalszy ciąg i końca tej smutnej sprawy nie widać...
Natomiast, tragedie osobiste twórcy, są dla mnie niewątpliwie ogromnym powodem do zadumy.

ocenił(a) film na 5
elase

A propos "Zaczarowanej" to Amy Adams jest bardzo fajną aktorką. Jak ją widzę na ekranie, czuję, że w 100% jest w postaci. Przy czym nie ma jakichś mocnych warunków i urodę takiej dziewczyny z sąsiedztwa, ale potrafi się zmieniać.

Wczoraj widziałem, szukając czegoś właśnie lekkiego taką komedię obyczajową, która przypadła mi do gustu. "Maggies plan". Mogłem się tego spodziewać jednak po filmie z Gerwig. Aktorka właściwie działa na autopilocie i odwrotnie od Adams nie kreuje postaci, ale nadaje jej własną osobowości i styl bycia. Jest więc uroczo drewniana, co mi pasuje, bo lubię jej poczucie humoru, czasem osobliwe, trochę takie nienaturalne, jak się ma pierwszy raz z nią styczność. Kino ma takie autorskie, bo pisze, śpiewa, recytuje;) Tutaj za reżyserią i scenariusz stanęła niby Miller, ale nie wiem, czy Gerwig nie miała też jakiegoś wpływu na swoją postać i ogólnie scenariusz. Często współpracuje z Baumbachem, który robi takie amerykańskie. snujące się kino. Nie jest w sumie też ich praca tak daleko od stylu Allena, bo komizm wynika z postaci, jest dużo słowotoku, zabiegów formalnych z muzyką w tle. Właściwie "Maggies plan" zawiera dokładnie to i jest przyjemne w odbiorze. Na drugim planie jest Hawke i Moore. Ten pierwszy trochę przytłoczony przez kobiety i też trochę działa również w swoim standardzie z filmów Linklatera, ale Moore nieco bardziej bawi się postacią i chociaż bywa przerysowana, ma to swój urok.

tocomnieinteresuje

A. Adams i jej kreacja księżniczki, ujmuje w filmie i mimowolnie pojawia się uśmiech na twarzy, gdy obserwuje się tę anielską wręcz istotę, jaką jest Giselle :-)
Jest to w zasadzie kino familijne, lekkie, oderwane mocno od rzeczywistości, więc i nie każdy zdecyduje się by obejrzeć. Polecam jednak, z uwagi choćby na samą istotę opowieści, jak i wspomniane przeze mnie role: A. Adams, T. Spall.

G. Gerwig znam natomiast z filmu Frances Ha :) Uroczo tam zmagała się z rzeczywistością, próbując znaleźć swoją drogę w życiu, zaaklimatyzować się... na swój sposób :)

ocenił(a) film na 5
elase

Ja aktualnie nie mam za wiele wolnego czasu, stąd sporadycznie tu zaglądam, ale może będzie lepiej za tydzień;) Zazdroszczę bycia nad wodą, bo pogoda akurat jest piękna na ten koniec lata. Przy okazji polecam taki leniwie sączący się film, który mi się skojarzył, a tytuł ma właśnie "Schyłek lata". Chociaż w ogóle Anh Hung Tran ma ujmujące wizualnie filmy;) W tym roku czekam na najnowszy, bo niestety w porównaniu do Allena nie działa tak sprawnie:> Myślę, że obejrzenie Ozona przy takim pejzażu faktycznie dodatnio wpłynęło na seans, a aktorka była cudowna. Szkoda, że mało z nią filmów jest łatwo dostępnych. Z Gerwig natomiast czeka mnie kolejny "Wiener dog". "Frances Ha" widziałem i uważam, że był w porządku,ale jakiegoś większego wrażenia na mnie ta historia nie zrobiła. Tzn. była fajna do oglądania, ta stylistyka czarno-biała była fajnym wyborem, trochę faktycznie gdzies czuć było nostalgię i klimat tych starszych filmów francuskich nowej fali. W liceum oglądałem np. więcej Godarda i bardzo mi się podobało, jak on bawi się kinem. Tu podobnie. Ja lubię sceny z piosenkami, chociaż wiem, że to trochę tandetna sytuacja często:)

tocomnieinteresuje

Ja także sporadycznie tu zaglądam. Owszem, pogoda jest przepiękna, choć dla niektórych aż tak upalny dzień, mógłby być z pewnością nie do zniesienia. Ja z kolei, z uśmiechem na twarzy przyjęłam uwagę Paula z filmu 'Schronienie', który określił tam siebie jako jaszczurkę, z upodobaniem do tego jakże gorącego, letniego słońca. Przyznam, iż ja funkcjonuję podobnie ;)
,Schyłek lata' miałam w planach, by obejrzeć. Dziękuję :) Z innych jednak, technicznych przyczyn, obejrzałam dziś -wczesnym jeszcze rankiem - film (przyznam, iż tytuł mnie zainteresował, jak i główna postać męska - M. Dorociński), 'Kobieta, która pragnęła mężczyzny'. Ogólnie, film mnie jakoś szczególnie nie zachwycił. Natomiast główna postać żeńska (kobieta rozdarta emocjonalnie... na pewnym etapie swojego życia), skłania do przemyśleń, rozważań odnośnie kobiecej natury, jej stanów emocjonalnych. I właśnie! Podobnie ukazuje kobietę właśnie twórca 'Zjednoczonych stanów miłości'. Prawdziwe studium kobiecej natury :)

Podkreślę ponownie, iż jestem pod wrażeniem, i ja, zazdroszczę tylu obejrzanych filmów, wspaniałych twórców, o których ja niewiele czasem wiem. Godarda np. zupełnie nie znam; przejrzałam filmografię i nie znalazłam w niej żadnego znanego mi filmu. Także, mam naprawdę sporo do nadrobienia :-)

ocenił(a) film na 5
elase

Ja akurat piję sobie kawę z korzennymi przyprawami w knajpie. Lubię czasemn pracować w takich mało skupiających warunkach, o ile wiem dokładnie, co mam robić. A właśnie mieszkanie jest w takim dniu za gorące do siedzenia. W sumie praca w ładnych okolicznościach jest zawsze bardziej strawna. Tylko budżet mi nie pozwala na przesadę w rym względzie;) Nie jestem może wielkim fanem upałów i raczej szukam wówczas schronienia, ale wizualnie bardzo mi odpowiada tyle światła za oknem;)

Tytuł filmu mi faktycznie się nie podoba, ale już taki urok niektórych tytułów;) ale czytałem raczej przeciętne recenzje, stąd nigdy specjalnie obejrzeć filmu nie chciałem. Chociaż Dorociński to oczywiście jeden z tych naszych fajniejszych aktorów. Charyzmatyczny, wyrazisty, wygląda również nieźle. Widziałem kilka jego ról i nawet w tych tytułach do zapomnienia był ok. Natomiast tytuł filmu Wasilewskiego także mnie nie ujął i tutaj recenzje przychylne jednak zachęcały do seansu, więc może kiedyś się skuszę. Chociaż takie filmy wydają mi się na pierwszy rzut oka lekko zbyt sformalizowane:> Jednak formuła jest w sumie - chyba - nieco teatralna, więc trudno się czepiać;) Poprzedniego filmu reżysera nie widziałem.

Godard wg mnie zawsze eksperymentował formalnie. Jakoś mi to wówczas podeszło, bo sam lubiłem eksperymenty. I niespecjalnie akurat oglądałem dużo klasyki kina, raczej zwykle sięgam po mi współczesne filmy. Są jednak wyjątki, jak Francuz. Teraz w sumie nadal to robi i to współczesnym językiem, sięgając po coś w rodzaju dziennika/paradokumentu, ale mniej to mnie urzeka. Jednak fajnie, że wciąż czuje kino.

Ja bym polecał lata 60. "Do utraty tchu" jest nadal najbardziej znane. Dalej "Pogarda", "Szalony Piotruś", "Alphaville", "Chinka", "Made in USA".

Na fw nie mam ocenionego wszystkiego, co widziałem, chociaż sam serwis jest mi pomocny w zapamiętywaniu, bo jednak często uciekają mi tytuły itd.;)

tocomnieinteresuje

Zazdroszczę tej kawy, z korzennymi przyprawami :)
Pędzę na plażę, gdyż jutro, podobno ma padać.

Dzięki za wszystkie te kolejne, interesujące tytuły. Chętnie obejrzę :)

Ogólnie, praca w tych bardziej przyjemnych okolicznościach, to marzenie. To miłe :) Mam nadzieję, iż dodatkowo z laptopem sprawa już rozwiązała się dość pomyślnie.

ocenił(a) film na 5
elase

Planuję "w nagrodę" coś obejrzeć, więc mam nadzieję, że uda mi się zamknąć, co zamknąć mam;) Zanim burze nadejdą. Akurat ze względu na pracę wybieram się również nad morze za tydzień mniej więcej,ale czytam, że wtedy pogoda już taka właśnie atrakcyjna nie będzie;) Przypomniało mi się, że bardzo ładne nadmorskie klimaty ostatnio miała Jolie w swoim, ostro (i trochę przesadnie) krytykowanym "By the sea". Jednak moim faworytem pozostaje urocze "Scene at the sea" Kitano, którego twórczość ogólnie lubię.

Laptop działa, ale to, co zapłaciłem aktualnie powoli usuwam z pamięci...

tocomnieinteresuje

Ja już tej pogody nie doświadczę, gdyż jutrzejszego dnia, opuszczam nadmorskie klimaty. Burza nadeszła wczoraj, późnym już wieczorem, wraz z silnym, ulewnym deszczem. Dziś jest zdecydowanie wietrznie, słonecznie... od czasu do czasu. Natomiast prawie w ogóle nie pada :)
Melodramat ten, zdaje się być interesujący, z uwagi choćby na związek małżeński jolie & pitt. Lubię filmy, w których można zajrzeć głęboko w relację bliskich sobie osób. Chętnie obejrzę.
Rożnie bywa z tą pogodą nad morzem - czasem i bywa lepiej, niż prognoza przewiduje :)
Najważniejsze, że laptop działa :) A pobyt nad morzem, zdecydowanie ułatwi i wspomoże, by usunąć z pamięci...

"Scene at the sea", ma zdecydowanie wysoką notę. Dzięki :)

ocenił(a) film na 5
elase

Film Jolie wydaje się trochę taki nadęty;), ale też trudno nie oprzeć się wrażeniu wpływu pary w życiu na parę w filmie. Jest na pewno bardzo ładnie podany. Zdjęcia, muzyka, pejzaże. Relacje bohaterów momentami wydają się zbyt topornie rysowane, ale w filmach wszystko wydaje się nieco podejrzane:> Niektóre tytuły, jak np. "Scene at the sea" zniechęcają już na początku widzów, którzy zapewne negatywnie ocenią film;)

Wczoraj obejrzałem dwa tytuły, które miałem przed seansem ocenić lepiej, ale reżyserzy nie pomogli:> Szczególnie lubię Solondza, bo mało jest kina z czarnym humorem. Normalnie bym więc przyjaźniej popatrzył, ale przez pryzmat wcześniejszych jego dokonań niestety byłem znów rozczarowany, bo i "Dark horse" uważałem do tej pory za jego najsłabszy obraz;/

Tutaj póki, co bez burzy, ale zapowiadają wkoło, że niebawem coś nadejdzie. Muszę więc chronić laptop;)

tocomnieinteresuje

I tutaj prosi się aż, by obejrzeć Mr. & Mrs Smith. Zdaje się, że to ich pierwszy, i jedyny, wspólny film? Przyznam, iż ładnie się tam oboje prezentują. Natomiast, nie bardzo wiem, w jakim celu powstał ten z kolei, ich wspólny film. Rzeczywiście, obserwując ich gdzieś z boku jako parę, można odnieść wrażenie, iż nie byłoby tak do końca łatwo, oddać się być może tej opowiadanej historii, i oderwać się od tych ich osobistych poczynań w tle, o których jest dość głośno. Należą zdecydowanie do czołówki, jeżeli chodzi o zainteresowanie mediów.

Todd Solondz. Ależ ja jestem w tyle. Naprawdę nie nadążam ;)

ocenił(a) film na 5
elase

Miałem chwilę braku połączenia ze światem, a przynajmniej internetem dla przyjemności;)

Pitt i Jolie to takie nazwiska, które już przed połączeniem wywoływały wszelkie ochy i achy, więc nic dziwnego, że razem ich siła się zwielokrotniła. Ciekawe, że ich wizerunek jednak nie jest mocno eksploatowany, bo i oni sobie na to nie pozwalają, a używają go, jak widać do celów bardziej szczególnych. Nawet na tych dywanach promują się sporadycznie itd. Trochę na tym "cierpi" aktorstwo, bo kariera Jolie się zupełnie wg mnie zatrzymała, a ona sama jeszcze bardziej z kinem związana jest właśnie przez stanie za kamerą. Plus cały ten aspekt jej zaangażowania okołopolitycznego, adopcji dzieci i ostatnio mastektomii. Pitt miał w sumie sporo fajnych, dobrych ról, pasujących jego emploi. Mimo nie bycia wg mnie wybitnie zdolnym, wykorzystywał role niemal w 100% i te mniej i bardziej ambitne. Szkoda, że tak, jakby jego aktorsko jest też mniej ostatnio. Film wspólny, czyli tą sensacyjną komedię widziałem, ale nie zrobiła na mnie wrażenia. Nawet w tv w efekcie ją obejrzałem, a kilka razy przerywałem, bo mnie akcja nie wciągnęła. Akcja i ta reżyseria w połączeniu z montażem jakoś takie nie przypadły mi do gustu;) Odwrotnie z "by the sea", gdzie estetyka filmu była właśnie wciągająca i w kilku momentach ratująca mielizny historii.

Aby nie bombardować Cię już kolejnymi nazwiskami, dopiszę, że Solondza na pewno warto spróbować i całe szczęście tak wielu filmów nie ma. Właściwie trójca święta i świetna to "Welcome to dollhouse", "Happiness" i "Palindromy".

tocomnieinteresuje

Rozumiem. Najpierw praca, potem przyjemności;)

Tak bywa niestety, iż ciężko być w 100% tam gdzie jest się potrzebnym, jeżeli jest się zaangażowanym nie jedynie w pracę, ale i liczną rodzinę, a ponadto w szereg innych, jeżeli chodzi o Jolie, okołopolitycznych spraw. Albo ucierpi aktorstwo albo rodzina. Patrząc jednak z tej perspektywy, z której mogę jedynie, widzę jednak, iż rodzina jest dla nich obojga priorytetem zdecydowanie, a następnie wszystko inne...

Naprawdę nie mam nic przeciwko. Więcej bym chciała obejrzeć, niż jestem w stanie. Natomiast miło mi, iż poznaję kolejne nazwiska, tytuły filmów. Z pewnością obejrzę. Dzięki :)

ocenił(a) film na 5
elase

Najlepiej, gdy praca w jakimś chociaż stopniu dotyka czegoś przyjemnego:) Ja jestem tak jakby pomiędzy. Tzn. może być przyjemnie(j), jak się uda trochę usamodzielnić i wyjść na prostą;) Gdyby wszystko jeszcze zależało od czegoś co jest miarodajnym wynikiem;)

Chciałbym myśleć, że np. Jolie jest szczęśliwa w taki sposób w jaki zawsze chciała. Sztuka zawsze jest poddawana dyskusji. W kinie teraz decyduje frekwencja i marketing. Może też z tego powodu ostatnio wolę kino młodsze, bo wydaje się, że młodzi, zaczynający twórcy mniej kalkulują i poddają się mniej bezpiecznym wyborom.

Wczoraj widziałem uroczy film "Demolition". Wiele rzeczy mi się w nim nie podobało, ale miał to coś unikalnego, co momentami odczułem, więc to jednak zaważyło na odbiorze. To taki film pomiędzy byciem pretensjonalnym, a bezpretensjonalnym;)

tocomnieinteresuje

Pogoda jest naprawdę przepiękna. Mam nadzieję, iż nad morzem również... odnośnie pracy, w tych nieco odmiennych okolicznościach przyrody ;)

Jolie jest wyjątkowa, tak nieodgadniona, jak gdyby pełna tajemnic. W zasadzie, nie przeczytałam żadnego nigdy z nią wywiadu i nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jaką może być osobą, w takim codziennym, rodzinnym życiu.
Ja bardzo lubię Gyllenhaala, Watts też jest interesującą aktorką. Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale zastanawia mnie, iż twórca zdecydował się właśnie na tych dwoje w swoim filmie. Na pierwszy rzut oka, wydają się być tak dziwnie dobrani... jak gdyby do siebie zupełnie niepasujący. Chętnie obejrzę :)
Ja z kolei widziałam 'Aż do piekła', który to film zbiera same, zdaje się, pozytywne recenzje. Tematyka w zasadzie nie jest niczym nowym, tym samym może i niespecjalnie zachęcać do obejrzenia. Ten film ma jednak w sobie jakiś nowy ton, wyjątkowy nastrój, i taką swobodę i naturalność postaci. Jest perfekcyjnie dopracowany, i widać świetną, i mozolną pracę twórcy.
A i buzia się śmieje do Jeffa Bridgesa, za rolę szeryfa Teksasu :-)

ocenił(a) film na 5
elase

Mi się okoliczności przesunęły, ale pogoda ponoć ma się jeszcze utrzymać. To akurat fajnie, że wrzesień jest mniej jesienny. Nie lubię, jak się tak wcześnie robi szaro i ciemno. A propos. Byłem w kinie na "szarym" dokumencie o Cavie. Tak akurat w nawiązaniu do "Aż do piekła". Wraz z Ellisem ostatnio czynnie działa z warstwą muzyki do filmów i to z całkiem niezłym skutkiem. Widać lubi estetykę westernu.

Sam dokument obrazuje nagrywanie nowej płyty. Pewnie bym nie oglądał, jakbym go nie słuchał, chociaż są wyjątki, gdy interesują mnie filmy o artystach, których niekoniecznie lubię. Z Cavem mam lepsze i gorsze okresy, ale podziwiam za konsekwencję. I teraz współczuję śmierci dziecka, bo to jest coś nienazwanego. Akurat w "Demolition" jest nawet zgrabny dialog o tym, że świat nie wymyślił słowa na żałobnika, który traci dziecko. Dokument siłą rzeczy od tego nie ucieka. Jak czytałem w wywiadach muzyk właśnie wycofał się medialnie i ten projekt filmu miał być rodzajem spotkania z fanami i jakiejś formy listu. Miał też funkcjonować jednorazowo, więc nie wiem, czy w ogóle gdzieś jeszcze ujrzy światło dzienne. Ma bardzo kameralny klimat, z jednej strony swobodny, improwizowany nastrój, a z drugiej wszystko jest właśnie mozolnie i perfekcyjnie wykonane. Tego typu tragedia odciska się piętnem w sposób szczególny na artystach, którzy mogą przekuć swój ból w twórczość. Jest w tym coś niewymownie smutnego, ale trudno uciec od myślenia, że dzięki temu płyta jest tak wyjątkowa i nie wydaje mi się tutaj, aby Cave w jakikolwiek sposób kalkulował, czy działał komercyjnie. Potrzeba muzyki jest bowiem połączona z blokadą twórczą, jaką odczuł, a gdy syn zginął muzycy już byli w trakcie nagrywania.

https://www.youtube.com/watch?v=9iGxoJnygW8

"Aż do piekła" mam nadzieję obejrzeć niebawem. Recenzje faktycznie bardzo dobre, obsada świetna, a reżysera znam i lubię od dawna. Ma właśnie w swoich filmach, a sięga po różne gatunki taką specyficzną, brudnawą atmosferę. Nie ma może jakiejś wielkiej i autorskiej wizyjności, ale tworzy solidne obrazy i jak dotąd tylko raz mnie zawiódł;) Ostatnio widzę, że coraz więcej jest takich westernowych tytułów. Fanem gatunku nie byłem, ale w modernistycznej formie mnie przekonują:)

Gyllenhaal mi jakoś wizualnie nie podoba się, co przeszkadzało mi w jego rolach, a nie zmienia się zbytnio, haha. Jednak przyznaję, że gra na stałym, dobrym poziomie. I tu nie jest inaczej. Ma nawet okres ról o stopień lepszych. To film skupiony właściwie na nim. Watts właśnie mogła mieć bardziej rozwiniętą postać, ale kilka scen razem - to najlepsza część całości wg mnie i za to podwyższam ocenę. Watts ma wg mnie mało nachalną urodę, może taką uniwersalną, co daje jej pole do zmian i tu wpasowała się moim zdaniem bardzo dobrze. Głupie Hollywood ma niestety problem z kobietami w jej wieku, choć sam się dziwię, że ma 47 lat, jak czytam teraz.

tocomnieinteresuje

Ja jak najbardziej, tak pogodny wrzesień, uznaję za idealny. Uwielbiam ten schyłek lata, kiedy już wszystko powoli się uspokaja, po tym czasie wakacyjnym, który ogólnie uważam za dość zwariowany.

Odczuwam naprawdę ogromny żal. Przyznam, iż nie wiedziałam o tragedii rodzinnej Nicka Cave'a. A ten przepiękny utwór, który nadesłałeś sprawia, iż myślę w tej chwili mocno o tym artyście, i o jego ogromnej stracie. To niewyobrażalnie smutne.

tocomnieinteresuje

Mam w zwyczaju obejrzeć film, który wywarł na mnie szczególne wrażenie, bądź umilił mi wyjątkowo czas, przynajmniej raz jeszcze; próbując się, jak gdyby bardziej wgryźć w jakieś smaczki, które być może przemknęły mi, i nie zdążyłam się nimi podelektować, a z którymi chciałabym się zapoznać nieco bliżej. Czy to odnośnie warstwy wizualnej, czy też muzycznej, jak w przypadku filmu 'Aż do piekła' - chętnie wsłuchałabym się ponownie w Nicka Cave'a właśnie, chcąc wejść w tę warstwę muzyczną nieco głębiej.

Watts ma tak subtelną urodę. Ta delikatność, wręcz kruchość, w połączeniu z jej jasną cerą oraz blond włosami, sprawiają że widzę ją w tych delikatnych rolach, osób wspierających, bardzo empatycznych. Gyllenhaal natomiast, charakteryzuje się dość specyfIczną urodą... szorstką, bym powiedziała :-) Dlatego też i mogą z Watts tworzyć dość interesujący duet w filmie, o którym wspomniałeś. Może i dziś dałabym radę obejrzeć. Spróbuję :)
Natomiast film, który mi umilł niedawno czas, to 'Julieta', Almodóvara. Ciepły, i nie nazbyt, mimo tematyki, przytłaczający; a i muzycznie, jak i wizualnie przyjemny.

ocenił(a) film na 5
elase

Cave zawsze mi - i chyba to takie najprostsze - kojarzył się z okresem lat 90, gdy śpiewał narracyjne piosenki dotyczące śmierci, miłości, zbrodni itd. Momentami był może bardziej komercyjny i popularny, czasem gdzieś obok tendencji, ale zawsze pozostawał sobą. Gdzieś ten rodzaj smutku i cierpienia był zawsze wyczuwalny. Ja w ogóle słuchałem artystów, którzy nie byli za weseli. Przy bardziej radosnej twórczości nie czułem większych emocji. Cave - co ciekawe - podobał mi się w takim dojechanym, mocniejszym klimacie na równi ze smętnymi balladami. Gdzieś potem straciłem zainteresowanie instrumentami i wolałem elektronikę, a on w sumie już był "bezpieczny", miał ugruntowaną pozycję, żonę, urodziły mu się dzieci. Dla człowieka to idealnie, dla artysty może niekoniecznie, jakkkolwiek brutalnie to brzmi. Jednak wraz z rozwijającą się współpracą z Ellisem, który gdzieś tam wcześniej udzielał się w skrzypcach wychodzić zaczęło może coś już nie tak nieprzewidywalnego, ale na dobrym poziomie. I ten flirt z filmem do tego doszedł, który dał trochę "przestrzeni". Stąd taka tragedia jest jednak wg mnie wytrąceniem z drogi i czymś okropnym. Przy czym on z nią też się nie afiszował zupełnie, a nowa muzyka nie ma wg mnie żadnego podłoża dwuznacznego i jest paradoksalnie czymś najbardziej poruszającym od początku lat 00.

Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze na ekranie zobaczyć "Aż do piekła", ale ostatnio różnie mi się udaje z tym kinem, więc większa szansa, jak zejdzie do dvd;/ I mam też coś takiego, że ostatnio unikam powtórek przez ten brak czasu, który szybko mija. Wydaje mi się, że w ogóle jest za mało czasu na wszystko;)

Watts poznałem przez "Mulholland drv", więc to mocne wejście. Tu akurat widziałem kilka razy film i w kinie pierwszy raz zrobił na mnie duże i piękne wrażenie. Właśnie w ogóle mnie wówczas nie ujęła całą dramaturgia akcji, ale poszczególne sceny i meandry, gdzieś obok. Mimo dyskusji o skomplikowaniu fabularnym itd. jest to film bardzo wg mnie łatwy do docenienia przez właśnie te subtelności. Akcja jest to tu tylko jedną składową całości. "21 gram", czy "Zabić prezydenta" to kolejne jej świetne tytuły. Takie kompletne, bo i rola na wysokim poziomie i film udany. Niestety potem gdzieś właśnie się rozmyła w takich mniej ciekawych wyborach. Nadal role były dobre lub nawet bardzo dobre, ale gdzieś same filmy mi mniej pasowały, więc liczę, że będzie znów lepiej.

Z Almodovarem też miałem różnie. Na początku jakoś nie byłem zainteresowany, bo to dosyć takie manieryczne kino. Albo się lubi, albo nie. W ogóle kino hiszpańskie ma jakąś skłonność wg mnie do teatralizacji i bycia na krawędzi kiczu. Almodovar ma jednak taką szczerość i własną "pieczątkę", więc w końcu mnie ujął gdzieś w środku twórczości i oglądam go już na bieżąco, choć przyznam, że co rusz ostatnio mnie z filmu na film coraz bardziej dręczył:> "J" na pewno więc obejrzę i zobaczymy, co się stanie;)



Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones