A mnie zastanawia jedna rzecz - dlaczego porywacz, gdy już złapał chłopca (mówię o momencie, gdy Jack wyskoczył z samochodu) zrezygnował i odjechał zostawiając go z innym człowiekiem, który wyraźnie interesował się jego losem?
Zestresowała go sytuacja? Stwierdził, że ma już dosyć utrzymywania matki i dziecka? Liczył na to, że młody nic nie powie i ktoś się nim zajmie, a on będzie miał jedną "gębę" do wyżywienia mniej?
Naprawdę nie rozumiem, co nim kierowało, że tak łatwo odpuścił.
No chyba, że po prostu fabuła miała pomknąć w tym kierunku, że matka i syn są cudownie ocalali z Pokoju i wymyślono byle pretekst, bez żadnego sensownego uzasadnienia.